A więc to, co mnie spotkało, jest konsekwencją niedokończonego rytuału, pomyślał Jost zastanawiając się, co by zrobił osobie, która się tym rytuałem zajęła. No i czy czasem nie wyjść zza muru i nie pokazać się Morrycie. Na razie jednak postanowił pozostawić to w rękach swoich kompanów. Nikt nie wiedział, jakie wrażenie na kapłanie może wywrzeć duch. Słowa to coś całkiem innego. Od słów można przejść do czynów; w drugą stronę - to się może okazać za późno.
Edmund słysząc pytanie kapłana podszedł niezwłocznie do sigmaryckiego nowicjusza i wyszeptał mu kilka słów do ucha, po czym spojrzał w kierunku pól i rolników tam pracujących. Uśmiechnął się do siebie na wspomnienie kukurydzy.
Eryk ciągle patrzył na Morrytę, słuchając jednocześnie Kaninchera. Widać było, że zastanawia się, co może powiedzieć, a co lepiej zachować dla siebie. Gdy Edmund skończył, Sigmaryta położył dłoń na jego ramieniu, niejako uspokajająco, i spojrzał mu w oczy. Jego wcześniejsza postawa odnośnie Morryty była wręcz odwrotna, dlaczego teraz chce się go poradzić? Czyżby stracił już nadzieję i uznał Morrytę za ostatnią, choć być może spróchniałą, deskę ratunku?
- Ten rytuał… domyślamy się, że dotyczy kogoś, kogo znam. Efekty są niestety wstrząsające i mogą zwieść przeciętnego człowieka. Ale on jest prawym obywatelem, z chaosem i mrocznymi praktykami nie ma nic wspólnego. - Westchnął głośno, nie przywykł do takich rozmów. Mimo iż sytuacja zdawała się być dla nich pozytywna, nadal martwił się o Josta. - On jest tylko ofiarą, proszę, pomóż nam, pomóż mu. - Po chwili dopiero zawołał ducha towarzysza.
- Jost, wyjdź proszę. Obudziłem się pierwszy dziś rano, i oto co zobaczyłem nad ciałem śpiącego, jak mi się wtedy zdawało, przyjaciela - powiedział patrząc na Morrytę.
Jost czekał jeszcze, mając nadzieję, że Eryk dorzuci jeszcze kilka słów na temat tego, co się stało rankiem i nieco dokładniej opisze całą sytuację, jednak, najwidoczniej, przyjaciel wolał krążyć wokół tematu, niż podać konkrety i użyć słowa “duch”. Bert pewnie byłby lepszy... chociaż zapewne jeszcze bardziej kwiecisty w wypowiedziach.
- To ja, czcigodny kapłanie, padłem ofiarą jakichś plugawych rytuałów - powiedział, podnosząc się i pokazując Morrycie. - Tych, być może - dodał, wskazując na rysunek.
Przez murek jednak na razie nie chciał przechodzić. Nie da się ukryć, że wolał trzymać się od kapłana w miarę daleko. Kto mógł wiedzieć, co Morryta zrobi na widok ducha. Na widok rysunku zareagował dość impulsywnie.
A duch to raczej coś więcej, niż jakieś bazgrołki na piasku. |