Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2015, 22:37   #154
harry_p
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Na pokładzie "Trytonicy"

- Kapitanie możesz mnie wysadzić gdzieś w pobliżu Sakwy? Zostawiłem w Karczmie klacz i muszę ją odzyskać. A jak znów wpadniemy tej kanalii z portu w łapy taki da nam domiar że oj cienko zaśpiewamy.

Kapitan wysadził Gregora we wiosce rybackiej pół dnia drogi od sakwy i obiecał zaczekać. Następnego popołudnia zjawił się zwiadowca zdyszany i wściekły jak osa.

- A to suczy syn. Nie mógł nas zamknąć to Here pod klucz wziął. Czego mu ten koń zawinił. - Chodził wściekły po plaży jak żbik w klatce aż nastrój udzielił się zwierzętom. - Jaja mu urwę i każe zeżreć. Jak tylko klacz będzie bezpieczna. - Nabrał oddechu dla uspokojenia - Wypytałem karczmarza co i jak. Za dużo nie wiedział ale coś tam powiedział. Gdzie zwykle trzymają konie i ile chce wykupu za konia. Gdzie dokładnie ją zabrali tego już nie powiedział. Po dokładniejszych wiadomości będę musiał jeszcze tam wrócić. No ale najważniejsze. - Tu zrobił efektowną pauzę.
- Pomożecie? - Zapytał Sabira i doktora ale również kapitana któremu zarządca portu również zalazł za skórę.

- Możesz na mnie liczyć Sahibie. Powrót nie jest mi śpieszny. - powiedział zabójca. Każdy dzień spędzony z dala od jego ojczyzny jest mu na rękę. Pewne sprawy po prostu muszą ucichnąć.

Wtedy Gregor dokładniej streścił całą wyprawę do Sakwy.
Informacje nie napawały zbytnim optymizmem. Najwyraźniej Bonawentura do spółki z Harpio, gdy zorientowali się że wyprawa ruszyła bez „stosownej” opłaty solidnie się wściekli. Nie często się zdążało by ktoś zagrał im na nosie i nie mogli puścić tego płazem. Mniejsza o złoto ale reputacja… Długo nie trwało a Czarny dowiedział się, że ktoś z grupy zostawił w mieście konia azaryjską klacz wielkiej urody. Szybko została skonfiskowana i zamknięta w stajni portowej pod strażą, zaś w całym mieście zawisły portrety całej drużyny włącznie z podobizną Wata i kapitana. Kapitanat się postarał i stawka za głowę była wielce kusząca. Za żywych lub martwych dawano odpowiednio 50 i 25 dukatów od głowy, zaś złotego dukata - za samą informację. W mieście, gdzie dukat było prawie że religią a za garść srebra można było dostać pod żebra i to wcale nie w ciemnym zaułku to nielichy wabik. Na nagrodę skusili się nawet kapitanowie dwóch galery wojennych- "Koniołamacza" i "Hrabina Elzy" patrolowały okolice portu i za skromny procent z podatku rewidowały wszystko, co pływa. I tak Gregor nim dowiedział się więcej musiał brać nogi za pas. Co gorsza - był pewien, że ktoś na pewno doniósł Bonawenturze że wrócili... na odchodne zauważył jeszcze jak przy bramie stanęli dodatkowi strażnicy przeszukujący przyjezdnych,
Wzmianka o galerach zmartwiły kapitana Krzywego, musiał mieć jakieś wcześniejsze doświadczenia w tej materii bo mimo początkowych chęci, szybko się wymówił z każdej akcji wymagającej zbliżenia się do portu. Nie mógł ryzykować statku i załogi, i nikt nie miał mu tego za złe. Zamierzał też czym prędzej opuścić wody w pobliżu Sakwy.

- Zakładam, że obmyśliłeś już plan działania Sahibie?

- Tak. Przynajmniej z grubsza. Jak się dowiedziałem co ta hiena zrobiła od razu zacząłem główkować jak by tu wykraść Here. No niby można by nocą konia z miasta wyprowadzić albo zaczekać aż wypędzą je na pastwiska i wtedy... Ale to by było zbyt łatwe bo poradzić byśmy musieli sobie tylko z koniuszymi a w lesie to by nas nie znaleźli nawet przez rok moja w tym głowa. Tylko czy i kiedy oni popędzą konie a przede wszystkim gdzie. Skoro się nas spodziewają na pewno sobie odpuszczą kilka wypasów albo puszczą tabun bez niej. Ale żeby tego się dowiedzieć co nie będzie łatwe i tak będziemy musieli dostać się do miasta. Jak już się przekradniemy za mury to sprawdzimy czy ze stajni da się ją wykraść. Nie będziemy musieli czekać na tylko zrobimy to gdy będziemy gotowi. Znaleźć stajnie, strażników ogłuszyć dla niepoznaki zostawić przy nich wino zanim się wytłumaczą że to pałka im do łba uderzyła a nie wino trochę czasu minie. Dla odwrócenia uwagi narobić rabanu, spłoszyć konie i w zamieszaniu ulotnić się niczym dym. Dla zmylenia śladów i ewentualnych psów gównem od suki co się goni nasmarować kopyta koni każdy pies dostanie kręcka od nadmiaru zapachów a jak znajdziemy siodlarnie to siodła lub derki w najgorszym razie jak nie będzie czasu to jej próg zbryzgać sikami Rut przez kilka dni żaden koń nie pojedzie osiodłany o ile w ogóle da się osiodłać. Z pastwiskiem jak by koniuszych nie było więcej jak jeden na dziesięć piętnaście koni to będzie prawie jak zabranie dziecku pieczone jabłko. O wystarczy wypatrzeć ogiera przewodnika stada a za nim pójdą klacze jakoś się z nim dogadam. Jak nie, to pomoże Rut nagoni konie w odpowiednim kierunku a wtedy oddzielimy Herę od reszty i tyle nas widzieli. Tyle że jak na razie to pobożne życzenie. Tyle z ogólników ale po kolei. – Zrobił przerwę by zebrać myśli – Najpierw musimy dostać się do środka. Można by ciuchy zmienić, ja też łeb i brodę ogolę. Sowa poleci górą Lulu w torbie a Rut zostanie w lesie. Potem się rozejrzymy po Sakwie zbierzemy brakujące materiały i informacje sprawdzimy czy znajdzie się miejsce gdzie będzie najlepiej wyprowadzić konie. Może też dopomoże nam szczęście i jednak trafimy na wypas i wyprowadzą klacz za nas Jeżeli nadal będą się pilnować przy bramach może rzeką uda się spławić konia. No ale tego dowiemy się dopiero w porcie jak znajdziemy Here. Wtedy będziemy dopieszczać szczegóły.

Na tyle na ile ciuchy pasowały Gregor pozamieniał się z marynarzami na ubrania, ogolił się starannie włosy zgolił na zero. Rude brwi pocienił sobie węglem by zgubiły swoją rdzawą barwę. Zebrał kilka szmat z legowiska Rut a nawet mały worek jej odchodów. Wszystko to ostrożnie zapakował szczelnie w skórzaną sakiewkę i zapieczętował starannie woskiem i dziegciem by możliwie najskuteczniej ukryć zapach. Na wypadek gdyby przy bramie mieli wilczarza. Następnie pomógł Sabirowi odmienić swój wygląd.

Nie było to trudne. Kirdurczyk do tej pory wyróżniający się poprzez strój wyraźnie orientalny po zmianie na marynarskie ciuchy był nie do poznania. Dzięki temu, iż prawie zawsze miał zakrytą część twarzy, trudniej było go teraz poznać. Ponadto postanowił zgolić swoją głowę na łyso. Jego oblicze wyglądało teraz niezwykle szpetnie. Włosami udawało mu się zasłonić blizny po poparzeniach, teraz bardzo wyraźne. Nie rozstał się jednak ze swoją bronią.

- Doktorze. Ty pewnie będziesz chciał od razu wracać do siebie na pokładzie łodzi. I tak w sumie będzie lepiej. Bo to teraz już nie będzie naukowa sprawa. - dało się w słowach zwiadowcy wyczuć nutę groźby.

- Uważam, że oszalałeś, Gregorze. Po wszystkim co przeszliśmy, chcesz ryzykować by odzyskać klacz? - Doktor nie mógł wyjść ze zdziwienia - Znam cię i z pewnością złapałbyś któregoś z dzikich mustangów i wyszkolił nie gorzej niż azaryjczycy, od źrebaka. A jak Czarny Cię złapie, to nie będzie przebacz. Kapitan mówi, że przemknie się nocą obok portu i popłynie w górę rzeki, do Kormadonu. Płyńcie z nami.

- To nie tak. Obiecałem jej że po nią wrócę. Już wtedy mogłem ją zostawić Wróciła by swoich albo zdziczała na powrót i nikt by jej nie okiełznał ponownie. Jednak ja ją przekonałem że jestem jej… bratem - tu szukał odpowiedniego słowa - bratem w duchu. Nie uwierzyła przynajmniej nie do końca. Inaczej nie puściła by mnie samego. Sam widziałeś jak pilnowała tamtej azaryjki. Muszę… Muszę chociaż spróbować.

- Ty i Twoje zwierzęta - westchnął doktor - Ale nie zaczekam. Ciąży na mnie zbyt wielka odpowiedzialność. Nie mogę pozwolić, by śmierć tylu ludzi poszła na marne. Te tłumaczenia i kopie muszą ujrzeć światło dzienne. Może nawet za kilka lat uda mi się ruszyć do Kirduru, zbadać tamtejsze grobowce i piramidy?

- Jak wyjdziemy z tego cało znajdź mnie to ruszę z tobą znowu. A teraz powiedz poznał byś mnie teraz? - Zapytał Gregor gdy uznał że przebranie gotowe.

- Dzięki. I nie, raczej bym nie poznał. A ty Sabir? Po co pakujesz się w to szaleństwo?

- Myślę, iż po przygodach jakich nas spotkały nie powinieneś zadawać tego pytania. Nasz tropiciel Doktorze wielokrotnie ratował nam życie swoimi pomysłami i nie byłoby to zgodne z credo by odmówić jego prośbie. Poza tym lepiej przysłużą mu się moje zdolności, niźli innym na ten moment. Co do wyprawy do Kirduru, odpowiem na zaproszenie zależnie od okoliczności. Ukłonił się Doktorowi i wypowiedział parę słów w ojczystym języku, życząc spokojnej i udanej podróży.


Wyruszyliśmy jeszcze tej samej nocy gdy księżyc był w połowie swej nocnej wędrówki. Do bram Sakwy dotarliśmy z pierwszym brzaskiem akurat gdy otwierano bramy weszliśmy z grupą jakiś rolników, i robotników portowych.
- Joo Winch ale ta mała z karczmy była ostra prawdę mówią o tych wiejskich dziewkach jak ci słoma nie przeszkadza to obsłuży cię lepij niż burdelu hehehe…
Strażnicy nawet nie spojrzeli gdy minęli ich zaśmiewając się rubasznie. Zaraz za pierwszymi zabudowaniami rozdzielili się Sabir pokręcił się po rynku nadstawiając ucha Gregor natomiast zajrzał do kilku zaułków po brakujące materiały. Wczesna pora okazała się znakomitym sprzymierzeńcem. Miejscowi zabiegani za własnymi sprawami nie zwracali uwagi na kręcących się bez celu marynarzy którzy wypełzali ze spelun i burdeli powoli wracając do świata żywych z odmętów pijaństwa i tanich burdeli głośno utyskując na torturę porannego wstawania. Bez żadnego wysiłku udało się podsłuchać kilka plotek odnośnie niedawno przybyłych okrętów i kupców.



Do bramy portowej udało im się dostać jeszcze nim zjawili się ostatni przepici maruderzy. Z gotową historyjką dla strażników.
- Stać! Wy gdzie? Nie widziałem was tu wcześniej. Zapytał dziesiętnik.
- My na Srebrną Mątwę do załadunku. Kapitan Sulik wczoraj w Złotowłosej prawił że szuka do załadunku a kto mu się spodoba będzie miał miejsce na pokładzie.
- Ta. Sulik byle kogo nie bierze. Nie lubi obiboków. No i ma załadunek za półdarmo hehehe. Przechodzić, przechodzić ciekawe czy spotkamy się jutro. Na tle tych ochlejów wy to nawet wyglądacie na żeglarzy.


Przekroczyli bramę bez problemów. Odnaleźli statek i pod pozorem załadunku zaczęli sprawdzać magazyny portowe. W jednym z zaułków Gregor wypuścił Lulu i porozumiał się z Eleną.

- Szukajcie, szukajcie koni. I wracajcie Tu. – Lulu pobiegła na zachód wzdłuż ściany budynku. Elena poleciała na wschód zaglądając przez górne okienka do magazynów.

Gregor z Sabirem dźwigając beczki próbowali podsłuchać rozmowy pracowników portowych ale Bonawentura dobrze się zabezpieczył. Nikt w porcie nawet nie wspomniał o koniach. Dzień mijał a szczęście im nie dopisywało. Solidnie się spocili, dźwigając ładunki i przepatrując doki. Najpierw znaleźli drogę ucieczki. Niewielką barkę transportową do przewozu owiec czy kóz ale na tyle dużą pomieściła konia i góra kilku ludzi. Gdy dzień już się kończył w zaułku zjawiła się Elena pohukując zadowolona. Jej jako jedynej dopisało szczęście. Znalazła stajnie i kołując nad jednym z magazynów wskazał ją Gregorowi.

Zakręciwszy wokół wskazanego budynku podsłuchali pilnujących go strażników. Nie było co liczyć na przepędzenie koni poza mury portu a co dopiero poza obręb miasta. Konie zamknięto wczoraj aż do odwołania.

Gdy po zachodzie słońca port opustoszał przy magazynie nadal było trzech uzbrojonych w kusze strażników w tym jeden z psem. Dwóch cały czas pilnowało bramy trzeci patrolował teren wokół stajni zatrzymując się tylko na chwilę by pogadać z tymi przy bramie. „Zawziął się skubany” pomyślał Gregor obserwując stójkowych.

- Zrobimy tak… Najpierw dopadniemy tego z psem i spróbujemy zwabić pozostałych. Potem zabieramy Here i zostawiamy gówno w siodlarni i do portu. Ja odwrócę jego uwagę i zajmę się psem Ty załatwisz strażnika.

Ukryli się i odczekali aż porządnie się ściemni. Gdy strażnik minął ich kryjówkę Gregor spreparował ślad zapachowy. Przy kolejnej rundzie pies zatrzymał się i zaczął z zapamiętaniem obwąchiwać jedno miejsce nie dając się poprowadzić dalej. Strażnik zaczął szarpać się z psem w końcu zdenerwowany przeklinając czworonoga podszedł by kopniakami pogonić psa. Na tą chwilę czekał Sabir. Zaszedł go i jednym pchnięciem uciszył. Gregor w tym samym czasie podszedł do psa dając powąchać spreparowany zapachem rękaw.

- Cisza. Pokażę ci samicę, spokój zaprowadzę cię. – Instynkt przezwyciężył lojalność i pies usiadł w oczekiwaniu na samicę.

- Kromir co to hałasy? Czego Brzydal tak ujada? – Zainteresował się jeden ze strażników. Jego słowom towarzyszył dźwięk napinania kuszy.

Gregor odkaszlnął i naśladując głos nieboszczyka odpowiedział. Od razu też ubrał hełm i płaszcz strażnika a Sabir zawlekł trupa za jakieś pakunki ukrywając go w cieniu.

- Brzydal szczura zwęszył musiał być kaban bo dziurę wygryzł że buraka można by wcisnąć. Chcesz zobaczyć?

- A co ja szczura nie widział? – Strażnik który przed chwilą wyłonił się z za węgła. Zawrócił i na powrót stanął przy bramie. Kusze jednak pozostały naciągnięte.

- Cholera, nie wywabimy ich pojedynczo – syknął podirytowany Gregor. – Tsza ich będzie załatwić inaczej Hmm… Elena odwróci ich uwagę a my ich wtedy capniemy. Podobnie jak z tym – wskazał w kierunku gdzie Sabir ukrył trupa - Ja biorę tego lewego.

Zwiadowca wystawił ramię i sowa bezszelestnie wylądowała. Podał sowie kamień i cicho przemówił:

- Przeleć nad budynkiem jaskinią i upuść.

Elena cicho zahukała przeleciała nad dachem i upuściła kamień. Strażnicy momentalnie się wyprostowali nasłuchując. Ten który poszedł sprawdzić co z Kromirem ruchem głowy wskazali miejsce skąd dobiegł dźwięk. Strażnicy podnieśli kuszę ruszyli. Sabir z Gregorem cicho wyłonili się z za węgła i zaatakowali. Gregor zakręcił lassem, zarzucił pętle na szyje strażnikowi i pociągnął. Strażnik upadł na plecy walcząc o oddech. Sabir zaszedł „swojego” strażnika ale potem szczęście go opuściło zadał ze dwa ciosy w okolicy gardła ale zamiast w miękkie trafił w stalowy kołnierz. Strażnik jeszcze zanim się odwrócił wydarł na całe gardło

- HhhaAALARM!

Sztylet zgrzytną po raz trzeci po zbroi jedynie kalecząc skórę na szyi.
Było niemożliwością by w nocnej ciszy nikt go nie usłyszał i już po chwili usłyszeli nawoływania strażników oraz zbliżające kroki. Puki co jeszcze gdzieś między budynkami ale to była kwestia czasu nim będą mieli na głowie cały port.

- Brzydal ATAK! - spróbował Gregor ale pies tylko zaskomlał nie wiedząc kogo atakować.

W tym czasie Sabir walczył ze swoim przeciwnikiem najpierw odskoczyli od siebie, Strażnik dobyli broni katary kontra sztylet. Pierwszy zaatakował Sabir. Strażnik zasłonił się sztyletem przed cięciem z góry ale odsłonił nogę i drugi katar rozorał tętnicę udową. Krew zbryzgała bruk. Pod strażnikiem załamały się nogi, umarł niedługo po tym jak padł na ziemię.


Tymczasem Gregor rzucił się na leżącego strażnika, przydusił go swoim ciałem i zaczął szukać nożem szczeliny w kolczudze. Myślał że poradzi sobie równie sprawnie jak zabójca i już zaczął kombinować co dalej.

- Sabirze, dasz radę… ich odciągnąć. Zgubić… wrócić do łodzi? Krzyknę że nas napadłeś… Pobiegną za tobą a ja zajmę się koniem i stajnią. Wypuszczę zwierzaki i podpalę tę budę jak będzie trzeba i spotkamy się przy barce. Jak nie zostajemy i walczymy albo w nogi.

Jednak gadanie i walka to był zły pomysł. Gregor bezskutecznie kilka razy uderzał próbując wrazić ostrze pod kolczugę ale szerokie ostrze kukri to nie mizerykordia i nie dało rady spenetrować zbroi. Strażnik w końcu zdołał wyciągnąć sztylet. Najpierw spróbował przeciąć pętle ale po kolejnym ciosie w bok zaczął wściekle wierzgać próbując zrzucić napastnika.


- Pomóż mi z nim - Wysapał Gregor gdy strażnik omal nie zrzucił go z siebie.


Strażnik na chwile spojrzał w stronę Sabira nie mogąc uwierzyć że tak szybko poradził sobie z jego kompanem. To wystarczyło Gregorowi by pozbawić go życia. Lekko się odchylił unosząc kukri i zamiast kolejny raz uderzyć w bok wbił nóż strażnikowi pod brodę i naparł całym ciężarem ciała rozszczepiając żuchwę na pół i wbijając kukri aż po rękojeść.

- Odciągnę ich. - Rzucił krótko Sabir

Gregor lekko skinął głową. Poprawił hełm na głowę i szczelniej zakrył swój strój zdobycznym płaszczem.

W tej chwili trzyosobowy patrol z pochodniami wybiegł z za magazynu.

Nadal klęcząc i częściowo zasłaniając zabitego przez siebie strażnika zwiadowca zaczął machać rękoma wskazując na Sabira.

- Thhoo then – zacharczał udając ranę szyi. – Z obwieszczhhenia.

Gdy strażnicy mijali miejsce walki Gregora padł na czworaka udając kolejny atak kaszlu i przy okazji zasłaniając trupa. Machnął ręką w kierunku w którym pobiegł Sabir.

- Szybko. Kupą, jest naprawdę dobry, mnie nic nie będzie… – Ostatni z grupy chciał się zatrzymać ale ponaglony przez sierżanta pobiegł dalej.

Kirurczyk chwilę pozostał, by strażnicy go zauważyli i ruszył pędem. Biegł bardzo szybko przeskakując beczki, co rusz skręcając w inną uliczkę, jednak pilnując by strażnicy łapali jego trop. Dopiero po paru minutach pościgu, gdy już powoli zaczął tracić oddech, rzucił się szybko w najciemniejszą uliczkę.

Wiedząc, iż ma jedynie chwilę, spowolnił, uspokoił oddech, wdychając nosem i wypuszczając powietrze ustami. Trzy wdechy później jego oddech był równomierny. Rozpoczął inkantację czaru. Po paru krótkich, wibrujących magią słowach i gestach, jego postaciać przyciemniała. Został otulony płaszczem nocy.

Schował się za beczką w cieniu w ostatnim momencie. Strażnicy przebiegli jednak obok, nie zauważając w ogóle Kirduryczka.

Gregor rozejrzał się czy ktoś jeszcze nie biegnie, obmacał ciała strażników. Znalazł kluczy do ciężkiej kłódki zamykającej stodołę. Nim zamknął za sobą wrota wtargał dwa trupy do środka. W tym czasie Lulu znalazła siodlarnie i czekała na niego siedząc pod drzwiami. Bez ceregieli wyrzucił jedną derkę i siodło dla Hery resztę szybko zapaskudził zapachem wilka. Klacz znalazł w jednym ze środkowych boksów. Początkowo klacz zareagowała nerwowo, nie poznała go. Gregor wyciągną z zanadrza jabłko i przemówił spokojnie do wierzchowca. Ośmielona przysmakiem klacz najpierw obwąchała rękę potem zjadła przysmak. Po chwili klacz zarżała przyjaźnie przypominając sobie zapach Gregora.
„Zostawienie swoich ciuchów w kojcu w karczmie to był jednak dobry pomysł”
Pomyślał zwiadowca siodłając konia. Wychodząc ze stajni zabrał jeszcze jednemu ze strażników kuszę, kołczan. Zamknął za sobą wrota na kłódkę i wyrzucił klucz. Nie zwlekając ruszył w kierunku nabrzeża gdzie znajdowała się upatrzona wcześniej barka.

Teraz szczęście znów było bo stronie Gregora patrol który pognał za Sabirem musiał albo samemu patrolować nabrzeże albo wezwać posiłki bo nikt go już więcej nie niepokoił. Wprowadził konia na pokład przekonał klacz by uklękła. Nakrył ją płótnem okrętowym które znalazł na dnie barki.

Skradając się w mroku ciemnych ulic przeszedł niezauważony do tratwy, na której znajdował się już Gregor z klaczą.

- Całe miasto postawiliśmy na nogi z powodu klaczy Sahibie - powiedział kirdurczyk zrzucając już z siebie magiczny płaszcz. - Bierzmy się za wiosłowanie

Gregor wzdrygną się wystraszony gdy Sabir wyłonił się znienacka i zagadał.

- Noo… - skomentował Gregor z głupawym uśmiechem – aż strach pomyśleć ile teraz będą chcieli za nasze głowy.



Kilkoma silnymi pchnięciami odbili od nabrzeża i trzymając się blisko brzegu popłynęli w górę rzeki. Długo nie trwało a cała dzielnica portowa rozświetliła się od pochodni. Coraz głośniejsze nawoływania świadczyły o tym że odkryli trupy i brak klaczy w boksie. W dwa pacierze zapłonęły latarnie na „Koniołamaczu” i „Hrabinie”. Galery odbiły od brzegu. Woda poniosła gniewne krzyki kapitanów.
- Do wioseł psie syny. Szukać złodziei i morderców jak pan Harpio karze psia jego mać. Bosman! Rozświetlić mi tu rzekę.
W niebo poszybowały zapalone strzały. Na szczęście Gregor z Sabirem zdążyli się oddalić poza zasięg strzał a gdy jedna z łodzi popłynęła w górę rzeki ukryli się w zaroślach które zaczynały się za miastem. Ukryci w cieniu zarośli popłynęli dalej do miejsca gdzie powinna czekać wilczyca z ich rzeczami. Po zejściu na brzeg zatopili barkę i ruszyli piechotą w głąb lasu. Długo nie trwało a odnaleźli kryjówkę i dalej już bez żadnych atrakcji oddalili się od Sakwy.

- Jak znajdziemy jakąś bezpieczną stanicę może damy znać doktorkowi że uratowaliśmy Here pewnie będzie się zastanawiał jak nam poszło. Jak znajdziemy potomka Wata to chyba w końcu będzie koniec wyprawy trochę skzoda…
 
harry_p jest offline