Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2015, 22:37   #37
Molkar
 
Molkar's Avatar
 
Reputacja: 1 Molkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputację
Widząc dom, Konrad przygląda się czy widać dym z komina, po czym obchodzi go powoli aby widzieć drzwi wejściowe. Dom nie wygląda na opuszczony, widać ślady niedawnej bytności jego mieszkańca, aczkolwiek nic nie wskazuje na to aby ktoś był w środku, a jeśli ktoś jest to na pewno nie pali w aktualnie w piecu.
Rozglądając się po okolicy zaczyna iść w stronę domu, wiedział kogo to dom, i raczej nie spodziewał się zastać w nim kogokolwiek, ale patrząc na wydarzenia w wiosce i ślady na śniegu lepiej nie być zbyt pewnym siebie, widząc ławeczkę poczuł zmęczenie w nogach, droga nie należała do łatwych, będzie musiał na chwilę przysiąść i odpocząć myśląc co dalej.
Z miejsca ławeczki doskonale widać było znajdującą się w oddali wieś oraz cześć lasu, ślady krwi omijały chatkę w pewnej odległości.

Siedząc chwilę analizował gdzie mógł udać się twórca krwawego śladu, nie wyglądało aby szedł w stronę pozostałych domów a i ten widać było omijał jakby nie chciał za bardzo wpaść na właściciela. Musiał teraz podjąć ważną decyzję, może udać się za śladami lecz to może być samobójczy pomysł więc lepiej wrócić do wioski po 2-3 osoby i to sprawdzić, mógł też wrócić do wioski ale nie miał nic konkretnego do przekazania, ewentualnie może sprawdzić któryś z domów w okolicy, co po krótkim przemyśleniu okazało się najlepszym pomysłem, więc wstał, poprawił ubranie i ruszył dalej.

Najbliżej domu Bezuchego znajdowało się lokum włóczykija Thorstena, człowiek ten mieszkał samotnie w małej chacie. Mało kto znał go bliżej i wiedział więcej aniżeli to że rzadko przyjmował gości. Aczkolwiek nikt złego słowa o nim nie słyszał, a jak wiadomo plotki lubią się rozchodzić.
Odwiedzi go i sprawdzi tylko czy ten samotnik ma się dobrze, i czy czegoś nie potrzebuje a potem wróci do wioski po kilka osób aby udać się za krwawym śladem jeszcze dziś zanim zacznie się ściemniać bo do rana ślad może już nie być w ogóle widoczny szczególnie jak spadnie śnieg. Starał się iść tak szybko na ile pozwalał zalegający śnieg.
Po kilkunastu zdrowaśkach, a szedł dość szybko, Konrad dotarł do domku Thorstena. Podobnie jak lokum Bezuchego wyglądało na dość zadbane, lecz w przeciwieństwie do jego, wejście było zasypane sporą górką śniegu. Jednakże uwagę łowcy przykuł dym wydostający się z komina - znak że ktoś jest w środku, pomimo zawalonego przejścia.
Dziwne - pomyślał Konrad, dlaczego ktoś w środku nie wyszedł nawet odgarnąć śniegu sprzed drzwi, przecież musiał w jakiś sposób wychodzić chociażby za potrzebą. Podszedł bliżej rozglądając się bacznie, podszedł bliżej domu niestety nie dochodziły z niego żadne odgłosy, więc albo ktoś starał się być cicho, albo już nie żył. Śnieg przy drzwiach zdążył już stwardnieć co mówiło mu, że właściciel nie wychodził co najmniej kilka dni, ile ciężko powiedzieć. Dla pewności obszedł dom dookoła lecz nie spostrzegł nic co wskazywało by na obecność kogoś w ostatnich dniach.

Konrad zdecydował się, sprawdzić czy ktoś jest w środku, stojąc przy drzwiach zastukał w nie kilka razy gryfem swojego łuku i odczekał chwilę…
Ze środka ktoś zawołał ochrypłym głosem:

- Halo, ktoś tam jest? Halo?
- Halo Panie Thorsten, żyje Pan ? Z tej strony łowca Konrad
- Halo, to…. to dobrze że jesteś, pomóż mi….

Konrad wziął się pośpiesznie za odgarnianie śniegu sprzed drzwi aby umożliwić ich otwarcie, czynność ta zajęła mu sporo czasu, śnieg był twardy i było go sporo, do tego po usunięciu go okazało się, że drzwi są dość mocno oblodzone. Na szczęście miał ze sobą nóż który dobrze nadawał się do rozkuwania lodu. Kiedy już lód został usunięty złapał za drzwi i pociągnął mocno, chwilę się siłował i stwierdził, że trzymają mocno.
- Do diabła... mamrotał pod nosem, właściciel mógłby chociaż pomóc pchając drzwi bo za nic w świecie nie chcą się ruszyć. Zaparł się jedną nogą o ścianę domu po czym z całej siły pociągnął za drzwi, po kilku szarpnięciach drzwi ustąpiły.

Smród który uderzył Konrada w nozdrza prawie go powalił, ledwo co powstrzymał się od zwrócenia dzisiejszego śniadania. Śmierdziało okropnie, czuć było ze środka okropną stęchliznę która uderzała jak celnie wymierzony cios kowala, ale przynajmniej wyczuwać było, że jest ciepło.

Po otwarciu drzwi dostrzegł leżącego Thorstena, zawiniętego chyba we wszystkie możliwe szmaty, ubrania i koce które można było znaleźć w domu. Przy ścianie leżało trochę drewna które pewnie kiedyś były meblami, było go tyle, że wystarczyło by może jeszcze na parę godzin. Thorsten obrócił głowę w kierunku drzwi, przymrużył oczy oślepiony światłem słonecznym, twarz była opadnięta, wyglądał bardzo słabo.
Konrad po złapaniu kilku oddechów nasunął szal na twarz i wszedł zostawiając drzwi uchylone aby trochę przewietrzyć chatę, Thorsten był bardzo wychudzony, do tego wyglądał na chorego.
Po chwili kiedy oczy Konrada przyzwyczaiły się do ciemności spostrzegł, że włóczykij jest jakiś taki… krótki.

Łowca najpierw złapał pierwszą lepszą miskę w pobliżu naładował do niej trochę śniegu i postawił na piecyku do którego dorzucił drewna, biedak na pewno jest spragniony pomyślał, po czym zaczął jego oględziny, musiał sprawdzić czy nie ma żadnych ran, może złamań co było by dla niego bardzo pechowe po takim czasie leżenia samemu pod tą ilością szmat jaką się okrył. Nie dawało mu spokoju to, że wydawał się taki mały, przysiągłby, że nie słyszał żadnych plotek mówiących o tym aby był kaleką.

W istocie jak pamiętał, Thorsten pomimo swojego wieku zawsze był dość żwawy, wiec tym bardziej dziwił jego obecny stan. W miarę odkrywania go z kolejnych szmat smród się natężał. Po zdjęciu ostatniej warstwy oczom Konrada ukazały się ropiejące nogi nieszczęśnika. Były ucięte na wysokości powyżej kolan. Rany wyglądały bardzo paskudnie, okropnie śmierdziały, pokryte były żółcią oraz niezliczoną ilością małych, białych robaków przyprawiających o wymioty.
- O kur… na Sigmara, Ulryka i wszystkich bogó... - Konrad nie zdążył nawet dokończyć, smród przy wejściu do chaty okazał się niczym w porównaniu z tym co poczuł teraz, smród plus widok sprawił, że w przełyku czuł wszystko co zjadł a nawet to o czym myślał, że zje po powrocie do domu. Wiedział, że nie uda mu się dobiec do drzwi ani odszukać jakiegoś wiadra, odwrócił się w przeciwną stronę i zwymiotował. Nie mógł przez chwilę się przemóc aby odwrócić się do Thorstena. Po dłuższej chwili odwrócił się do niego nie wiedząc co powiedzieć, chyba żadne słowa które przychodziły mu do głowy nie pasowały do tego co zastał pod kocami. Zakrył na chwilę nogi z powrotem aby go nie wyziębić, po czym sięgnął do miseczki z wodą aby podać ją biedakowi.

Thorsten łapczywie wypił zawartość naczynia, łzy spłynęły mu po policzkach.

- Zabierz mnie stąd. Nie zostawiaj mnie samego - błagał połykając własne łzy
- Nie martw się, nie zostawię Cię tu tak samego – rzekł Konrad

Konrad poszedł po więcej śniegu aby uzyskać wodę, miseczka była mała i na pewno jeszcze kilka razy zostanie przez biedaka opróżniona, przymknął drzwi aby nie wpuszczać więcej zimnego powietrza po czym zaczął się rozglądać po domostwie patrząc co zostało z wyposarzenia i przydatnych rzeczy. Wiedział, że nie da rady zanieść go na rękach do wioski, aż tak silny to nie jest, może gdyby był tu jakiś zawodowy drwal to by dał radę. Musiał przygotować coś na wzór sani/noszy na których mógłby ułożyć Thorsena i zaciągnąć go do wioski aby ktoś się nim zajął. Wziął jeden duży koc, będzie służył za podstawę pod szybko sklecone nosze, starał się zebrać każdą szmatę i ubranie jakie znalazł żeby na drogę przykryć biedaka. Na koc rzucił sporo szmat aby izolowały od śniegu, delikatnie przeniósł Thorstena na przygotowane posłanie po czym opatulił go resztą szmat, ubrań i kocem. Dał mu się jeszcze napić kilka razy wody po czym mógł ruszać. To będzie długa i męcząca droga z takim pasażerem.

- Trzymaj się, jakbyś widział, że się zsuwasz z koca to daj mi znać – powiedział do włóczykija

Przerzucił łuk na plecy, złapał za koniec koca i zaczął długą i męczącą wędrówkę do wioski…
Do przejścia był naprawdę spory kawałek drogi, wieś była gdzieś za następnym pagórkiem.

***


Z wielkim trudem, ale Konradowi udało się pokonać spory kawałek drogi. Thorsten trzymał się dzielne, dalej było słychać jego oddech. Należało zrobić przerwę co też łowca uczynił. Wiedział że forsowanie się w takich warunkach nic nie da. Po kilku zdrowaśkach jego siły się zregenerowały, wiec postanowił pójść dalej, jeszcze jedno spojrzenie na miejsce skąd właśnie wracał, aby pokrzepić się do dalszej podróży i…. zimny pot spłynął mu po twarzy. Nie dalej jak kilkadziesiąt stóp niego spokojnym truchtem biegły trzy wilki. Czyżby wyczuły łatwy kąsek? Włóczykij zaczął wydzierać się w niebogłosy:

- Nie! Tylko mnie tu nie zostawiaj! Nie! Błagam!

Konrad wiedział, ale nie dopuszczał tej myśli do siebie ale wiedział. Nie uda mu się uciec. Ba! samemu miałby małe szanse a co dopiero z rannym. Ale… gdyby tak zostawić go a samemu uciec? Tak wtedy miałby szanse, bo zwierzyna zajęła by się rannym. Tak, to może się udać. Tylko czy Konrad ma sumienie zostawić rannego i bezbronnego na pastwę wygłodniałych wilków?
Szybko wyrzucił ten głupi pomysł z głowy…

- Sigmarze obyś czuwał nad nami... – wyszeptał pod nosem Konrad

Sięgnął po strzałę, naciągał cięciwę, wycelował w najbliższego wilka po czym oddał strzał i zobaczył jak trafia w prawą przednią nogę wilka. Niestety uderzenie, pomimo że trafione, nie było za silne, wilki zamiast spowolnić ruszyły dzikim sprintem przez zaspy w kierunku nieszczęśników, biegły w dość dużych odstępach. Zwierzęta znajdujące się po bokach próbowały otoczyć dwójkę mężczyzn.

Konrad nałożył drugą strzałę, wycelował w najbliższego wilka i już miał oddać strzał lecz chwilę przed strzałem poprawił ułożenie osady na cięciwie i dopiero strzelił, strzała poszybowała prosto do celu jednakże wilki w ostatnim momencie, na jego szczęście, zmienił kierunek biegu, a strzała zanurkowała gdzieś w zaspie.

Sięgnął po następną strzałę, znów wycelował po czym strzelił, niestety ta strzała również chybiła…
Wilk biegnący środkiem rzucił się na Konrada, z bliska widać było jego żądne mordu oczy, ostre kły oraz ubrudzony od krwi pysk. Tym razem jednak szczęście uśmiechnęło się do łowcy. Zwierzę przeliczyło się ze swoimi siłami i zamiast w szyje wbiły swój pysk w śnieg.

Konrad zrobił kilka kroków tak żeby od wilków odgradzał ich pasażer szybko zrobionych noszy, po czym sięgnął po strzałę i oddał strzał do wcześniej zranionego wilka, wilk mknący w stronę łowcy dosłownie zatrzymał się w locie, miał już atakować gdy strzała wbiła się w jego czaszkę zabijając do na miejscu.

Zwierzę atakujące z drugiej strony było już wystarczająco blisko i rzuciło się do ataku.
Konrad poczuł jak silne szczęki zatapiają się w jego lewej nodze. Ból jest okropny. Jednakże to nie koniec, drugie zwierzę również rzuca się do ataku. Konrad odwracał się plecami w najbardziej odpowiednim momencie, Nóż swobodnie zwisający mu u pasa bez kabury nie jest narzędziem bezpiecznie przechowywanym, lecz w tym przypadku uratował tyłek łowcy od niechybnego ugryzienia. Dziwnym zbiegiem okoliczności zwierzę zamiast zatopić kły w Konradzie nadziało się na nóż który wbił się głęboko w jego oczodół czyniąc go niesprawnym do walki.

Konrad nie wierząc w to co właśnie widział wiedział, że bogowie otrzymają hojną ofiarę za tą interwencję. Widział, że została ostatnia bestia, sięgnął po kolejną strzałę, wycelował i niestety chybił…
Nie tylko łowcy nie udał się atak, ostatni z wilków rzucił się na człowieka lecz po nieudanej próbie, ku zdziwieniu Konrada, miał zamiar zaatakować ponownie.

Kolejna strzała, wymierzenie - Bogowie wspomóżcie... , Wilk o mały włos uniknął strzału w głowę, był też już dość zmęczony, dyszał i zaczął się wycofywać, gdy odsunął się na odległość kilku stóp ruszył biegiem - ostatkiem sił w stronę lasu, i tyle go widzieli.

Konrad szybko odszukał jakiś kawałek czystej tkaniny na noszach z Thorstenem, owinął nogę dość mocno

- To jeszcze nie dzień naszej śmierci przyjacielu – powiedział do Thorstena

Po czym z potwornym bólem w nodze ruszył w stronę wsi, droga była teraz zdecydowanie trudniejsza, kulejąc poruszał się wolno a każdy krok sprawiał ból, ale wiedział czym grozi zostanie na mrozie, gdyby zasłabł, rano znaleziono by tylko dwa ciała. Po kilkunastu minutach dostrzegł na horyzoncie wioskę, no jeszcze tylko trochę pomyślał i znajdzie się pomoc …
 
__________________
„Dlaczego ocaleni pozostają bezimienni – jakby ciążyła na nich klątwa – a poległych otacza się czcią? Dlaczego czepiamy się tego, co utraciliśmy, ignorując to, co udało nam się zachować?”
Steven Erikson, „Bramy Domu Umarłych”, s. 427

Ostatnio edytowane przez Molkar : 19-02-2015 o 01:38.
Molkar jest offline