Wdech i wydech, wdech i wydech. Drżące oddechy uciekały spomiędzy ust Friedy, klęczącej na mokrej ziemi. Nie przeszkadzało jej zimno wbijające się w kolana i dłonie, ani ból pobielałych palców zaciśniętych na rękojeści noża. Nawet awantura między załogą była gdzieś na drugim planie, mimo że odbywała się zaledwie parę kroków dalej. Chwilowo liczyło się tylko i wyłącznie miarowe utrzymywanie tempa oddechów. Wdech i wydech.
Frieda w końcu podniosła się z klęczek, powoli podnosząc się do pionu. Wolną dłonią odgarnęła włosy z twarzy, nie przejmując się czerwonymi smugami świeżej krwi, jakie pozostawiły jej palce. Wzięła głęboki oddech i powoli omiotła spojrzeniem cały ten pierdolnik. Wbrew swej naturze zmełła cisnące się na usta cyniczne i drwiące komentarze, zadowalając się jedynie przeciągłym i zrezygnowanym westchnięciem. "Mężczyzni," myśli towarzyszyło przewrócenie oczami. Frieda poprawiła ułożenie palców na nożu, chwilowo pozostając neutralną w sprzeczce.
Podejmowanie decyzji pod wpływem impulsów rzadko wychodziło na zdrowie.