Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2015, 17:22   #8
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację



W Domu Gelviry czekały na nią dwie niespodzianki. Jakieś złoto, które podobno zarobiła podczas zimowej służby na brodzie. Jakoś sobie nie przypominała tych szczególnych poświęceń, ale nigdy nie odmawiała, kiedy ktoś coś dawał. Drugą niespodzianką była główna sala, rozkwitająca męskimi uśmiechami jak górska łąka krokusami, od lewej do prawej, od wejścia po kociołek, gdy tylko Edda przestąpiła próg. Łotrzyca z ukłuciem niepokoju, że zostanie przyłapana, które to uczucie robiło u niej za poczucie wstydu i przyzwoitości, zdała sobie sprawę, że tej zimy w Domu Gelviry nie zdarzyło jej się trafić dwa razy w te same ramiona. A swoją szlachetność wobec Eothaina odbijała tu sobie w dwójnasób, za każdym razem, gdy przejeżdżała. Wycofała się rakiem z sali. Takie sytuacje kończyły się nieuchronnie bitkami i były co prawda zabawne, ale tylko do czasu. Do czasu, aż Ennalda się nie dowiedziała. A Edda musiała się wiosną zameldować w Domu Beorna.

Dopiero w opłotkach, kiedy psy Beorna skakały już wokół Rumiankowych pęcin, przypomniała sobie scysję z Wszędobylskim. Tego „oślizgłego padalca”. A potem jeszcze więcej... Tknęło ją niemiłe uczucie, że góral mógł zrobić to samo, co ona zamierzała wobec niego, tyle że był szybszy i skorzystał z tego, że ją wściek zalał i powiedziała za dużo. Mógł podłożyć jej świnię i tak odmalować, że jej rodzona mamusia nie pozna, a Ennaldzie nie spodoba się to na pewno. W końcu był oślizgłym padalcem.

Kłótnia z Ennaldą nie była wymarzonym początkiem wiosny. Wiosna powinna być szczęśliwa, wiosną otwierały się szlaki, a Edda niemal słyszała, jak ją wołają: chodź, Eadwine, chodź... razem będziemy dobrze się bawić.

Najlepiej było odsunąć zagrożenie, nawet jeśli było domniemane. Dlatego gdy stary Espen, jeden z thainów Beorna, zwierzył się jej ze smutkiem, że dwa z koni strażników dróg nie dociągnęły do przednówka, Edda zaoferowała gorąco, że namówi Folcwine'a, by użyczył im własnych wierzchowców. W końcu, zaszczyt to... Ruszyła dalej, nawet nie zsiadając z siodła.

Dobrze się stało, w sumie. Odwiedziła rodziców i swojego brata, tak różnego i odleglejszego niż gwiazdy na nieboskłonie. Rozmawiając z nim zawsze miała wrażenie, że krzyczą do siebie z przeciwległych brzegów rzeki, co drugie słowo dociera, co piąte zostaje zrozumiane. A jednak Derhelm wysłał przed zimą pani Fanny z Dali siodło swojej roboty, o co go prosiła, i pokiwał kudłatą głową, gdy położyła na stole część tego, co zarobiła przez zimę, i zasugerowała Wyspę Kupców.

Cały wieczór piekł miodowe kołacze z płatkami mniszków, które wyskubywała Edda. Nie wstała, kiedy Derhelm podniósł się w nocy, zawinął jeden z bochnów w lnianą szmatkę i wyszedł w noc. Pytała go już o to. Wyburczał, że wykłada elfom, chodzącym przez Elfi Las do rzeki, ciasteczka na pieńkach, żeby mu nie łaziły środkiem warzywnika, bo mu łońskiego roku wydeptały całą wschodzącą kapustę, długouche skubańce. Wiedziała, że pod łóżkiem chowa skrzyneczkę, a w skrzyneczce drobiazgi: groty strzał, szklane koraliki, kostki do gry... Czasem kołacze pleśniały na pieńkach, rozdziobywały je ptaki. A czasem znikały, a elfy zostawiały coś w zamian. Dernhelm miał swój wielki sekret i nie zamierzała tego burzyć. Przechodzące elfy, z którymi rozmawiać nie musiał, były chyba dla niego wymarzonymi przyjaciółmi.

Przy pożegnaniu wetknął jej w ręce jeden ze świeżych bochnów i choć uciekł, kiedy chciała go objąć, pomyślała, że chciałaby, żeby Eothain też miał takiego brata. Takiego, który będzie go kochał niezależnie od tego, co zrobi.

Wiodła do Domu Beorna dziarskiego sześciolatka pod siodłem i obietnicę Folcwine'a, że gdy ruch na traktach będzie większy, wybierze i przyśle dwie młode źrebice na rozród. Że będzie hojny jak król Rohanu.

Szwendała się po okolicy na tyle długo, na ile można było przeciągnąć powrót. W końcu uznała, że nie ma co zwlekać, bo jeszcze zaczną jej szukać i dopiero będzie. Zaplotła włosy na świeżo i założyła najładniejszą spódnicę, na powitanie swoich licznych wielbicieli, których spodziewała się spotkać w Domu Beorna. I pojechała.

Nie ma się co bać. Przecież jakoś to będzie. Będzie dobrze.



 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 21-02-2015 o 18:26.
Asenat jest offline