Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2015, 22:51   #47
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Mokradła, Wielki Las
6 Pflugzeit, 2526 K.I.
Popołudnie

- Który z was, szczury lądowe, jest z tym zdrajcą? - rzucił Dieter przez gniewnie zaciśnięte zęby w stronę zgromadzonej wokół niego załogi. - Dwa tuziny złotych koron dla każdego, który pójdzie ze mną do zamku Volkerstahn - dodał przyglądając się badawczo każdemu z osobna.
Na moment zapadła dojmująca cisza, którą dopiero po dłuższej chwili przerwał głos Rolfa.
- To szaleniec - wyjęczał zdając sobie sprawę, że jego życie wisi teraz na włosku.
- Pociągnie was za sobą jak kotwica na dno. Nie dostrzega tego, że sam został wrobiony w tanią intrygę i teraz wszyscy za to zapłacimy krwią - cofnął się o krok, po czym przełknął głośno ślinę, zbierając się na odwagę. - Zabijemy go, wrócimy na statek i jeszcze zarobimy na tym. Za głowę najbardziej poszukiwanego pirata wypłacą nam nagrodę i zapomną o dokonanych zbrodniach… co wy na to?
- Właśnie… co wy na to tchórzliwe łajzy? - Powtórzył kapitan z obleśnym uśmiechem na twarzy.

Muzyka


_Nikt nawet nie drgnął, obawiając się, że może zostać to źle odebrane. Cisza była tak przejmująca, że dało się usłyszeć odległy szmer skrzydeł i chitynowych pancerzy tysięcy much i innych owadów zamieszkujących otaczające ich bagna. Dało to jasny sygnał przerażonemu Rolfowi - nie udało mu się przekonać żadnego z piratów i zaraz on sam przejdzie do historii jako wysoki rangą oficer, który w swej głupocie sprzeciwił się swemu kapitanowi w nieodpowiednim momencie.
Dashauer był impulsywnym człowiekiem i dał się od tej strony poznać już wiele razy. Być może w innych okolicznościach puściłby mu płazem tą zniewagę, ale nie w chwili, gdy stracił blisko połowę załogi, która na widok dwóch cuchnących trolli rzuciła się do ucieczki, jak jakieś nędzne szczury, którymi zresztą byli.
Szyper uśmiechnął się nerwowo, z trudem powstrzymując atak histerycznego śmiechu, gdy tylko spostrzegł tą ironię losu. Szybko jednak zbeształ się w duchu, gdyż wciąż czuł na mokrej od krwi i potu skroni zimny dotyk żelaznej lufy pistoletu skałkowego.

~ To i tak już nie ma sensu... Jeśli mam teraz zginąć to nie mogę zostać zapamiętany jako skamlący o litość tchórz. Nie, nie dam tej satysfakcji Dashauerowi! Powiem mu wprost co o nim myślę i może wzbudzę w tych gamoniach odrobinę buntowniczego ducha i pewnego pięknego dnia wsadzą sztylet między żebra tej diabolicznej kurwie! ~ Rolf z trudem przełknął wielką gulę, która zaległa mu w gardle. Zamknął oczy, nawilżył językiem wysuszone usta i z cichym sykiem wciągnął w płuca powietrze, gotów wygłosić swą mowę pogrzebową.
Która nie nadeszła, gdyż jego pierwsze słowa utonęły w przepełnionym bólem stęknięciu, które bardzo szybko przekształciło się w gniewny pomruk. Rolf otworzył oczy i ze zdumieniem spostrzegł miecz bosmana zanurzony po samą rękojeść w boku stojącego nad nim kapitana. Ciepła krew obficie lała się na ziemię, raczej nie wróżąc nic dobrego jej właścicielowi.
- Zajebię cię, ty zdradliwy skurwysynu! - ryknął Dashauer, po czym obrócił się w stronę wysokiego rangą pirata, całkowicie ignorując fakt, że ów miecz, na którym spoczywała dłoń Nicolasa, wciąż tkwił w jego boku.

_Kapitan zacisnął zęby, ignorując niewyobrażalny ból jaki niewątpliwie powodowały rozrywane przez ostrze mięśnie, po czym błyskawicznie chwycił za kołnierz zdumionego napastnika zanim ten zdążył odskoczyć od niego. Pociągnął go z powrotem do siebie i przystawił mu do podbródka pistolet z nabitą kulą, która wcześniej była zarezerwowana dla Rolfa. Bez zastanowienia pociągnął za spust i w efekcie głowa Nicolasa eksplodowała, zasypując wszystkich dookoła kawałkami strzaskanej czaszki i tkanki mózgowej.
Dashauer wypuścił z objęć bosmana, który twardo wylądował na ziemi, po czym sięgając po drugi pistolet obrócił się w stronę swego zastępcy, lecz jego tam już nie było - Rolf uciekał zygzakiem w kierunku odwróconej do góry dnem łodzi.
- Myślisz, że ciebie nie trafię? - Zadrwił Dashauer, po czym raz jeszcze wymierzył i pociągnął za spust, a ołowiana kula z głośnym świstem przecięła powietrze i trafiła uciekającego pirata w plecy.
Pchnięty przez potężną siłę Rolf upadł prosto w kałużę błota tuż przed łodzią. Nie czuł już bólu, pomimo że podświadomie wiedział co go trafiło. Adrenalina pulsowała w żyłach jak szalona i nie pozwalała rannemu piratowi myśleć o czymkolwiek innym. Podniósł się z otaczającej go brei, kuśtykając pokonał te kilka ostatnich kroków, które dzieliło go od osłony i przeskoczył łódź znajdując za jej grubymi dechami chwilę wytchnienia.

Stojący kilka metrów od niego Dashauer spokojnie ładował swoją broń, delektując się każdą chwilą, która nieubłaganie zbliżała go do ostatecznego triumfu. Wiedział, że tchórzliwy Rolf nie będzie tkwić tam wiecznie i w końcu będzie musiał wyjść za swego schronienia, a wtedy on z niekrytą przyjemnością nafaszeruje go ołowiem.
- Eisenberg! - Ryknął w stronę schowanego za łodzią pirata. - Naprawdę sądzisz, że uda ci się stąd uciec? A może uważasz, że jesteś w stanie stawić mi czoło, tak? - Zaśmiał się obrzydliwie, powoli zbliżając się do swej ofiary. - Wkrótce dołączysz do Nicolasa i do reszty jemu podobnych padalców, którzy podobnie jak on myśleli, że będą w stanie sprostać legendarnemu Dashauerowi. Dalej, tchórzu! Pokaż się!

Otaczający kapitana piraci cofnęli się na sam skraj jeziora - najwyraźniej preferując towarzystwo wściekle kąsających komarów od pojedynkujących się oficerów.


Na polu bitwy został już tylko krasnolud, który z niedowierzaniem spoglądał na leżące u jego stóp zwłoki Nicolasa. Trudno było powiedzieć o czym w tej chwili myślał długobrody pirat, ale za każdym razem gdy posyłał ukradkowe spojrzenie swemu kapitanowi dało się w jego oczach dostrzec wyrachowaną kalkulację i szybko kiełkującą chęć zemsty.
Bazrak poprawił chwyt na broni, ścisnął mocniej tarczę, po czym rzucił się do przodu w stronę zajętego ładowaniem pistoletów kapitana. Ciężki młot poszedł w ruch i zatoczył w powietrzu szeroki łuk zanim zaskoczony Dashauer był w stanie jakkolwiek zareagować. Sędziwy oficer nie miał szans uniknąć, ani zablokować ataku krasnoluda - jednie obrócił się bokiem w stronę napastnika chcąc uchronić bardziej newralgiczne punkty.

Stalowy obuch trafił prosto w bark, strzaskując kości i miażdżąc mięśnie. Kapitan z trudem zdusił przez zaciśnięte zęby krzyk bólu, ale szybko opanował się i odrzucił na bok pistolety, sięgając po swą wierną szablę.
- Kolejny?! - Ryknął Dashauer, chwiejąc się na nogach lekko. - Wiedziałem, że wam nieludziom nie wolno ufać! Najpierw Hildigrim, a teraz ty… zaraz dołączysz do swego kompana! - Z tymi słowami rzucił się na Bazraka, zasypując go istną burzą ostrzy i spychając do rozpaczliwej obrony.

_Krasnolud z wielkim trudem trzymał ostrze opętanego szaleństwem kapitana z dala od swego gardła. Drewniana tarcza ledwo wytrzymywała pod taką nawałnicą ciosów, a doświadczony wojownik jakim niewątpliwie był Bazrak po raz pierwszy w życiu czuł się bezradny w walce. W końcu jeden z ciosów prześlizgnął się przez jego obronę i ugodził go boleśnie w pierś, ledwie kilka cali od wściekle bijącego serca.
To już koniec, pomyślał pirat szykując się na kolejny, ostateczny cios, lecz niespodziewanie uratował go Rolf, który słysząc szczęk oręża wychylił się zza łodzi i posłał kulę w stronę Dashauera. Pocisk trafił, ale nie wyrządził mu większej krzywdy - całkowicie pochłonięty przez stalowy napierśnik kapitana. Jednakże to wystarczyło krasnoludowi, który wykorzystał chwilę nieuwagi swego przeciwnika i stawiając wszystko na jedną kartę wychylił się zza tarczy i odpowiedział zdecydowanym kontratakiem.
Żelazny młot został raz jeszcze wprawiony w ruch, lecz tym razem nadleciał od boku - jak prawy sierpowy doświadczonego boksera - na spotkanie z głową Dashauera, który próbował ratować się skokiem do tyłu. Udało mu się to, ale na pewno nie tak jakby tego sobie życzył, bo zamiast dostać w skroń otrzymał cios prosto w szczękę, której nie dał radę dostatecznie cofnąć.

Ciężki obuch trafił prosto w żuchwę kapitana, łamiąc ją i posyłając pozostałe uzębienie razem z krwią kilka metrów dalej, na trawę, tuż u stóp obserwujących walkę piratów. Dieter Dashauer upadł twardo na ziemię, wciąż targany kompulsywnymi wstrząsami, którym kres szybko położył krasnolud - brutalnie miażdżąc swym wiernym młotem głowę niesławnego wilka morskiego.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-04-2016 o 00:09.
Warlock jest offline