Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2015, 16:18   #9
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację



Stali obaj, jak za dawnych lat, wpatrując się w ostatnią z mogił, usypanych własnymi rękami nie próżnującymi od zakończenia bitwy o Stary Bród. Nie byłoby w nich nic niezwykłego, gdyby nie przeszedł obok jakiś inny człowiek. O głowę niższy od Rathara, nieświadomym ruchem pocierającego stylisko trzymanej w ręku łopaty. Drugi z górali przewyższał Wszędobylskiego o kolejne kilka cali. Nie byli jeszcze starzy, ale w tym momencie obaj wyglądali na niezwykle poważnych.
- Nie w takich okolicznościach pragnie się powracać do przyjaciół - słowa zawisły w powietrzu, nie znajdując odpowiedzi innej od krótkiego skinienia głowy. Żaden z mężczyzn nie należał do gadatliwych. - Barald zostaje. Będzie ci suszył głowę.
- Wiem, Eboric.
Odwrócili się obaj, powoli wracając w stronę zabudowań. Żaden z nich nigdy nie wierzył w pełni w przechwałki trzeciego z przyjaciół, żaden nie miał mu ich za złe. Ostatnio, mimo, że ranny, twierdził z ogromnym przekonaniem, że przygruchał sobie Eddę i ta co do niej podobne nie było przecież, chciała do niego wracać co nocy.

Przechwałki, a może jakiś rodzaj zazdrości. Przyjaciele zdawali się zmieniać podobnie jak sam Rathar. Nie byli już tymi samymi strażnikami przełęczy, pragnęli czegoś więcej. Góral złowił spojrzenie Ennaldy i na chwilę oczy obojga skrzyżowały się. Niewypowiedziane słowa przepłynęły między nimi. Tak to właśnie wyglądało? Miłowanie. Chęć zostania. I równocześnie podążania za tym, co spowodowało nadanie mu przydomka.
- To nie jest takie złe życie.
Eboric odgadł jego myśli. Długa znajomość i potrzeba polegania na sobie wyrabiała takie nieoczywiste instynkty.
- Słyszałem, że znalazłeś swoje szczęście.
- Zgadza się. Nazywa się Brighid. Niedługo przez bitwą dowiedzieliśmy się, że jest brzemienna - przyjaciel uśmiechnął się. Tylko bardzo szczęśliwy okazywał tego typu emocje.
- Gratuluję - Wszędobylski z szerokim uśmiechem poklepał go po ramieniu. - Osiadłeś?
- Zgadza się. Nabiegałem się już, zostawiam to innym. Tylko w takich sytuacjach jak ta.
- Zawsze byłeś najmniej ciekawski z nas trzech.

Nie zostało wypowiedziane już żadne słowo. Wrócili do zabudowań, a głowa Rathara pełna była myśli. Rok temu w tym samym momencie zdawało się, że wie czego pragnie najbardziej. Teraz okazywało się, że zbliża się do rozdroży, wyboru, który będzie trzeba podjąć. Nie czuł się na niego gotowy. Jeszcze nie. Nie pytał przyjaciół, znał odpowiedzi. Eboric zachęci do ożenku, Barald wyśmieje, że stał się starym zgredem i myśli o oraniu ziemi zamiast czerpaniu z życia. Musiał wymyślić jak to pogodzić. Póki co bez powodzenia.
Przyjaciel odjechał następnego dnia. Wraz z nim góral wyrzucił z głowy myśli o bitwie, o śmierci i odciętej głowie, którą zapakował do worka i oddał komuś z mową o przekazaniu Beornowi. Nie chciał na nią patrzeć, ani mieć z tym czymś do czynienia. Jeśli wpleciona została w to magia, to niech zostanie od niego jak najdalej.




To były dobre dni.
Niezależnie od tego, co stało się na końcu, ostatecznie Rathar nie zamierzał ich nigdy żałować. Potrafił chwytać chwilę.

Nigdy nie wystrzegał się ciężkiej pracy, to i służba w Starym Brodzie nie była mu straszna. Godził ze sobą patrole, prace przy brodzie, szkolenie i kobietę. Na jesień i zimę nigdy nie ciągnęło go do długich wypraw. Czuł się żywy, pełen energii i świadomy przyszłości. Schlebiało mu, że imię jego stawało się znane i nie zawsze pragnął nawet walczyć z tym uczuciem. Nie był już tym młodzieńcem, który chełpiłby się tym głośno, lecz też nie uciekał od tej póki co niewielkiej sławy. Pani Gelvira pamiętała go przy tym z zeszłej zimy i nie szczędziła jadła i napitku, gdy zahaczali o jej dom w trakcie objeżdżania okolicy albo przybywając z jakąś sprawą. Tam to też najchętniej wspominał ciepłe noce z ciałem Ennaldy u swojego boku.
Być może właśnie to oraz poczucie bezpieczeństwa i ostatnie niezwykle przyjazne zachowanie córy Beorna pozwoliło mu zapytać o wędrówki.

Trzeba było milczeć. Kłótnię tę, a raczej krzyki kobiece, wspominano jeszcze długo i nie zawsze chyłkiem.
- Podobno uciekałeś tak, że aż się kurzyło - Barald śmiał się głośno, gdy ciągle owinięty na piersi bandażami trenował górala w strzelaniu z łuku. - Zawsze ci mówiłem, że dziewki są dobre do łoża, ale niestrawne jak przychodzi do dłuższych planów. Wiedzą lepiej i nic nie zmienisz swoją wrodzoną upartością!
Tylko lata znajomości ratowały w tych momentach czarnowłosego przed strzałami ćwiczebnymi. Skupiony Rathar z trudem zmuszał się do wypuszczania ich w tarczę a nie w przyjaciela. Nie szło mu to jednak za dobrze, więc wolał nie ryzykować spudłowania i narażenia się na następne drwiny. Nie zmieniał nic fakt, że były dobroduszne i nie w pełni poważne.
- Znam pewną kobietę, która może cię przytulić na noc. Korzystaj, póki można, bo babom się odwiduje i znów zaczynają cię lubić, a wtedy to koniec!
Niedźwiedzi warkot jaki wydobył z głębi siebie Wszędobylski spowodował chichot Baralda i śmiech jeszcze dwóch czy trzech znajdujących się blisko Beorningów.

Byłby może został Rathar w Starym Brodzie na całą zimę, gdyby nie przybycie Eddy. Można rzec, że na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, lecz góral z naturalną całkiem łatwością potrafił oceniać ludzi i wychwytywać z czynów ich i gestów pewne zachowania. To doprowadziło do kolejnych pytań i kolejnych krzyków.
Każda kobieta była taka sama?
Milczenie nie dawało odpowiedzi, oferowało jednak tylko spokój. Nic więcej.

Łotrzyca ubodła go bardziej, niż dał po sobie poznać. Skierowała jednakże też na ścieżkę, jaką sam powinien wybrać wcześniej. Jak śniegowa kula zepchnięta z wierzchołka, gromadził na sobie więcej i więcej, aż wreszcie nie mógł tego znieść.
Pożegnał się z Baraldem i zakupił od jednego z kupców cztery bardzo lekkie, doskonale wykonane oszczepy. Z jego siłą mógł nimi ciskać na naprawdę duże odległości, a wąskie groty mogły przebić każdą zbroję. Spakował wszystko i osiodłał Górę.

Nie bacząc na pokrywające już ziemię śniegi wyruszył.




Niedźwiedzie łapy pozostawiały na śniegu głębokie, wyraźne ślady. Owłosiony brzuch szorował po białym puchu, tworząc w nim bruzdę widoczną doskonale mimo bezksiężycowej nocy. Na niebie wisiały ciężkie chmury, śnieg sypał z nich obficie. Myśliwy byłby zdziwiony, widząc to zwierzę biegnące przez rzadki tutaj las i wybiegające na rozciągającą się z przodu równinę. O tej porze roku powinno już zapaść w sen zimowy, a mimo to pędziło gdzieś, jakby mu się spieszyło.

Na szczęście nie było tu żadnego myśliwego, ani żadnego innego człowieka jeśli już o to chodzi. Okolica była niemal niezamieszkana.
Niedźwiedź wdrapał się na wzgórze i przystanął. Jego głowa poruszała się na boki, jakby czegoś szukał i wszystko widział, niewrażliwy na zupełną ciemność. Cichy niczym duch zaczął zbiegać w dół, nabierając prędkości. Łapy zapadały się w śnieg i może to wyciszało wszelkie dźwięki, łącznie z sapaniem zwierzęcia, które po takim wysiłku powinno być już zmęczone.

Świtało już, gdy dotarł do miejsca, w którym wreszcie zatrzymał się na dłużej, siadając na zadzie. Dyszał, para unosiła się z jego pyska. Wschodzące słońce nie wyglądało zza pokrywy chmur, ale sprawiało, że czerń zamieniała się w szarość. Oczy dostrzegały szczegóły.
Tu spoczywał Iwgar Pszczelarz, człowiek z Leśnych Ludzi.
Niedźwiedzi ryk przebił się głośno i wyraźnie przez ciszę wstającego dnia.
Nikt nie widział jak zwierzę odchodzi. Rozpłynęło się w pasie gęstej mgły, która przepłynęła przez okolicę.




Zeskoczył z wierzchowca, zapadając się po kolana w śniegu. Nieodśnieżone podwórze i szczelnie zamknięte okiennice jasno dawały do zrozumienia, że w sporej chacie z bali, nikt nie mieszkał od całkiem dawna. W głowie Rathara pojawiły się niewielkie wyrzuty sumienia. To będzie już drugi rok, gdy jego rodzina odeszła. Zastanawiał się, czy matka odżyła. Czy Avina odnalazła pełne szczęście, a Ingund stał już mężczyzną. Miał wtedy tu przybyć. Czy tak zrobi? Tej jesieni Wszędobylski napisał im długi list, zapewniając, że w następnym roku lub najdalej za obiecuje ich odwiedzić. Pytał o zdrowie i powodzenie. O wszystko, o czym nie pytał zwykle tutaj, będąc na miejscu. Zastanawiał się jaki wpływ na to miała odległość, a jaki myśląca o rodzinie Ennalda. Powierzył pergamin jednemu z ostatnich kupców zmierzających w tamte strony. Odpowiedzi, rzecz jasna, nie spodziewał się wcześniej niż późną wiosną.

To będzie dobre miejsce, aby zacząć. Zdjął sztabę blokującą wejście do pustej stajni i wprowadził tam konia, zakładając mu na pysk worek z obrokiem. Nie spodziewał się, że myśli nad przyszłością zdominują większą część tej pory roku. Wszedł do izby, zimnej i pustej. Dach w jednym miejscu lekko się zapadł i resztę dnia spędził na jego naprawie. Czy będzie umiał tak żyć? Chciałby być pewny, że świadomość posiadania miłowanej rodziny mu wystarczy. Szczęście było takie ulotne. A jednak każdy chciał go zaznać choćby przez chwilę. Niektórzy porzucali wszystko dla tej chwili i okazywało się, że to było za mało. Starość zaskakiwała ich nieszczęśliwych i niespełnionych.

Rodzinny dom. Ogień trzaskający w kominku wreszcie ogrzewał wnętrze, nadając mu specyficznego, migotliwego blasku. Rathar wsunął do ust fajkę i podpalił tytoń. Powietrze szybko wypełniło się jego wonią. Przybył w to miejsce dla jednej rzeczy, a zyskał znacznie więcej. Nostalgia, wspomnienia i powrót w przeszłość w tym jednym momencie stawały się równie ważne co przyszłość. Przed oczami widniały mu twarze ojca i dwóch starszych braci. Nie tak wyraźne, jak gdyby chciał. Wyciągnął Zew, kładąc go na kolanach. Wystarczyło mu przypomnieć sobie załamanie matki, aby wiedzieć czego chce uniknąć córa Beorna. Tak dobrze ją rozumiał.
I tak bardzo pragnął czegoś jeszcze, czegoś więcej.
Czy rodzina mogła stanąć na przeszkodzie wielkości? Nieśmiertelności swojego imienia?
Pozostałości większej niźli niechciany na początku topór w rękach syna?

Otworzył skrytkę w podłodze, wyjmując dwie krótkie deski i przez moment grzebiąc w zmarzniętej ziemi. Prawie ją opróżnili wyjeżdżając, wciąż jednak pozostało tu kilka rzeczy. Wyciągnął jedną z nich, małą drewnianą szkatułkę. Zardzewiałe zawiasy skrzypnęły, gdy ją uchylił. Zawartość pozostała nienaruszona, bowiem opierała się upływowi czasu równie skutecznie co elfy. Rathar zastanawiał się kiedyś, czy to właśnie przedstawiciele tej rasy wykonali ten naszyjnik. Nie rzucał się w oczy tak bardzo. Zielony, opalizujący kamień przytrzymywało zdobione srebro, które dało się przyczepić do łańcuszka lub rzemienia. Zależnie od kąta padania światła zieleń zmieniała kolor, a w odpowiednim ustawieniu można było ujrzeć coś niezwykłego: drzewo wyryte jakimś sposobem we wnętrzu kamienia. Patrzył weń długo, zastanawiając się, czy to nie świetlna sztuczka.

Kolejna spuścizna po ojcu. Kiedyś uważał, że nigdy jej nie tknie. Symbol małżeńskiej przysięgi, ofiarowany jego matce, a wcześniej matce jego ojca. Heva nie chciała zabrać go ze sobą, ale wydała pozwolenie przekazania go dalej. Powinien zrobić to ojciec, ale jego już nie było.
Zacisnął dłoń na kamieniu i pyknął z fajki, z zamyśleniem spoglądając w ogień.




Rathar był dużym mężczyzną, ale musiał przyznać, że przebywanie w towarzystwie Beorna onieśmielało go. Nigdy nie wiedział co ma powiedzieć, co zrobić i jak się zachować. Jego nowy patron zwykle zachowywał się jak reszta Beorningów, lecz jednocześnie inaczej. Odwiedzając go i przebywając w okolicy jego domostwa, Wszędobylski łapał się ciągle i ciągle na myślach, że gdyby nie pewna osoba to dawno zwiałby z tego miejsca i nie wrócił za prędko. Nie potrafił nawet dokładnie określić przyczyny takiego stanu rzeczy. Eboric, którego w tym czasie odwiedził, aby poznać jego brzemienną, przemiłą i wielką niemal jak on sam żonę, powiedział, że to prawdopodobnie syndrom młodzieńca starającego się o rękę jego córki. To wydawało się najrozsądniejszym w wytłumaczeń.

Nie rozmawiał więc góral zbyt często z nieformalnym wodzem swojego ludu, preferując w jego towarzystwie komfortowe milczenie. Pytania i kwestie padające, były za to bezpośrednie, co sprawiało ulgę jego sercu. Bezpośredniości się nie bał i nie denerwowała go ona. Pytania o kobietę spodziewał się i tak. Wmawiał sobie, że nie - lecz tak naprawdę po to tu przybył. Nie dla niego, nie całkowicie. Nie zaskoczyło go więc, gdy padło.
- Powiedz mi o Ennaldzie - spytał tonem niezobowiązującym, tonem towarzyskiej pogawędki. Rathar już dobrze wiedział, że taka nie jest przy pewnych tematach. - O swoich planach wobec niej.

Nabrał więc tchu i ze śmiałością odparł to, co na sercu mu leżało.
- Pragnę, by moja była, a ja bym był jej. Żyć z nią, mieć ją za żonę i spłodzić dzieci. Założyć rodzinę i strzec ją, ochraniać i dawać pociechę. Wychować dzieci i żyć na tyle długo, aby i one o pozwolenie zamążpójścia lub ożenku mnie pytały.
To była prawda. Pragnął tego, pragnął tak zmierzać do końca swojego długiego żywota. Niestety było coś jeszcze i Rathar nie zwykł kłamać.
- Ale jeszcze nie teraz. Nie tej zimy i nie tego lata.
Nie rzekł nic więcej. Najpierw chciał rozmówić się o tym z unikającą go Ennaldą.






Spotkał ją wreszcie, zawzięcie czeszącą sierść jednego ze swoich koni. Tak jak wszystko, to również robiła gwałtownie i mocno. Jako pannie włóczni przychodziło to łatwo. Wyrzucił myśl, która kazała mu się zastanowić nad tym jak zmieni się to z czasem. W tym jednym momencie góral zaczął zastanawiać się, co ona czuje. Wierzył w miłość. Nie znał się na kobietach. Spostrzegła go i fuknęła, odrzucając na plecy pukiel jasnych włosów i splatając ręce na piersi. Wyglądała w tej pozie tak przepięknie, że mężczyzna mimowolnie się uśmiechnął. Marsowa mina również nie odbierała jej urody. To była silna kobieta, a Wszędobylski nie chciał innej. Sięgnął pod futro i wyjął z niego szkatułkę, a z niej z kolei zawieszony na rzemieniu wisior. Czyn ten zaskoczył kobietę, że milczała. Opuściła jednak ręce, gdy zakładał go na jej szyję. Zanim się cofnął, złapała go za ręce. Zamarli, spoglądając sobie w oczy.

- Nie pragnę być awanturnikiem - odezwał się pierwszy. - Ale pragnę być sobą. Nie mogę złożyć przyrzeczenia zaraz. Czuję, że jeszcze nie w tej chwili. I dlatego proszę cię, abyś poczekała. Jeszcze ten jeden rok.
To prawdopodobnie brzmiało głupio i źle, ale Rathar umiał tylko mówić wprost.
- Jesienią albo następnej wiosny chciałbym, abyś odbyła ze mną tę jedną jedyną podróż, do mojej rodziny w Dalji. Potem razem wybrała ze mną miejsce. Gdzie zechcesz. Mój ojciec zginął, zanim w pełni mnie wychował. Ja pragnę się zestarzeć. I mieć przy sobie kobietę, która potrafiła miłować mnie takiego, jakim jestem.
 
Sekal jest offline