Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2015, 16:13   #3
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Karl Hoobs - zapracowany optymista



Karl zaczynał swój dzień raczej nieco wcześniej niż większością ludzi w mieście. Razem z sobie podobnymi ludźmi stanowił tę żywą ludzką falę mrówek którzy zajmowali się obsługą i usługą innych mrówek specjalizujących się w czym innym. Tak to właśnie działo w tym systemie. Rola klienta czy petenta była zmienna i każdy prędzej czy później stawał po drugiej stronie lady czy biurka, z dostarczyciela towaru czy usługi zmieniał się w jego odbiorcę, z nadawcy w adresata, tak, tak to właśnie było poukładane i to nie tylko w tym mieście ale i na całyśm świecie. Czasy uniwersalnych, znających się na wszystkim dzikusów z dzidami skończyły się już dość dawno. Obecne dziedziny wiedzy i życia wymagały znalezienia swojej niszy i specjalizacji w niej. Karl znalazł taką swoją niszę w postaci prowadzenia swojego lokalu. No i czuł się w tej roli i niszy świetnie.


---



- Dzień dobry panie Hobbs - rano jak zwykle powitał go w pracy Larry, młody czarnoskóry chłopak którego Karl zatrudniał w swojej firmie. Przerwał mu rzut oka na "knajpe - tego - cholernego - żółtka". Karl przyjął Larry'ego z dużym wahaniem. Jednak podczas rozmowy chłopak sprawiał pozytywne wrażenie. Nawet jego przeszłości i papierów. Larry bowiem był na warunkowym i podlegał jakiemuś nowemu programowi resocjalizacji. Wieźniowie którzy sprawiali nadzieję, na bezkonfliktowy powrót na łono społeczeństwa dostawali możliwość spróbowania swych sił poza kratami. Więzienie pozbywało się pensjonariusza, pensjonariusz pobywał się więzienia a taki pracodawca jak Karl który go zatrudniał łapał się na ulgi za to, że szedł Systemowi na rękę. Tylko własnie sam pracodawca mógł mieć opory przed zatrudnianiem więźnia na warunkowym.

Jednak Karl wierzący, że każdy zasługuję na swoją szansę a postanowił zawierzyć swojej intuicji co do ludzkiej natury i dać szansę chłopakowi. I na razie, po paru miesiacach ten go nie rozczarował. Przychodził punktualnie, był sumienny i pracowity a z natury małomówny i jakby wciaż trochę przestraszony. Jeśli dalej by tak wszystko poszło to za miesiac gdy kończył się obecny półroczny okres tej obupólnej współpracy chętnie by ją przedłużył a i opinię do zakładu resocjalizacyjnego zamierzał wystawić mu bardzo dobrą.

Drugą która przyszła zaraz potem jak już wchodzili do środka była Christa. Zaledwie parę lat młodsza od szefa ale z typową, azjatycką urodą pozostawała w jakimś nieokreślonym wieku "srednim". W przeciwieńśtwie jednak do azjatyckiej średniej był z niej kawał baby. Była jednak z powodu silnego charakteru, zdolności organizatorskich no i doświadczenia prawą ręką Karla. Szefowała reszcie z gracją i wprawą urodznego lidera dbając o lokal by był jak należy. Do tego miała trzęźwy osąd no i oko i rozum przeciętnej kobiety i matki które Hoobs bardzo sobie cenił. Dlatego właściwie wszelkie zmainy w menu czy wystroju albo grafiku nastawionego pod klientów lubił wysłuchać co ona ma do powiedzenia.

Trzecia z porannej zmiany Danielle, przyszła gdy już reszta załogi krzątała się po lokalu, zdejmując i krzesła ze stołów, szykując lady, lodówki i kuchnie na przybycie pierwszej, porannej fali klientów. Danielle była ich lokalna ksieżniczka. Była, młoda, ładna i bezczelna. To Karl mógł znieść. Ale jej nonszalancki ocierający się o lekceważący stosunek do pracy a więc i jego lokalu wkurzał go. Nawet to jej przychodzenie na końću ocierało się już o reguralne spóźniaianie. Jej akurat nie zamierzał przedłużać umowy choć ta jej blongłówka jeszcze nie była skalana tą informacją. Nie miał pojęcia czemu miałby zatrudniać kogoś kto się wyraża o pracy jaką oferuję jak karze za jakieś grzechy czy coś w ten deseń. Jak słyszał z raz czy dwa od niej w jakiejś rozmowie jak bajerowała klientów czy choćby Larry'ego,że chciała być modelką to w sumie patrząc na jej figurę Karl mógł przyznać, że chyba się nadaje. Nie był pewny jak to z obecnymi kryteriami mody i standardów dla modelek ale na jego oko na pewno by się nadawała. No ale jak chce być modelką to niech zasuwa do jakiejś agencji modelek a nie zajmuje tu u niego miejsce gdzie mógłby zatrudnić kogoś użyteczniejszego. Leniwa, rozwydrzona suka... Jak na nia patrzył zbierało mu sie na klasyczne utyskiwanie na tę młodą generację. Miał nadzieję, że żadne z jego dzieci nie wyrośnie na kogoś takiego.


---



Choć Danielle jeszcze i tak nie pobiła rekordu niechęci szefa do swoich pracodwników. Rekord bezprzecznie należał do Tej - O - Której - Się - Nie - Mówi. Z dopiskiem, "by nie wkurzyć szefa". Czyli Marii Ortedze. Wyrolowała go. Przypominał sobie o tym regularnie co miesiac jak widział listę płac na której okrągła sumka wędrowała na jej konto. Za każdym razem, co miesiac szlag go trafiał z tego powodu. Bo Karl starał się być w porządku dla ludzi i świata ale oczekiwał tego samego. Wiedział, że ludziom należy się zapłata za pracę i uważał, że to w porządku i właśnie część systemu. Co więcej uważał, że płacił swojej załodze ciut poniżej sredniej właśnie by być w porządku i zmotywować ich do wydajniejszej pracy. Pieniadze były dobrym motywatorem. To w połączeniu z nienaganną opinią jaką miał jego lokal i właściciel sprawiało, że gdy potrzebował kgoś nowego czy choćby na zastępstwo to nie miał problemów ze znalezieniem rąk do pracy. No ale właśnie, do pracy a nie do pasożytniczego skubania go z kasy.

Maria jednak pod tym względem pobiła wszelkie rekordy pasożytnictwa. Ta pulchna, zdredowana Murzynka, przypominała taką współczenego, społecznego szczura zdolnego przemykać pomiędzy lukami systemu. Przyszła do pracy po rozmowie z nim i prawie od razu dała się poznać jako osoba bardzo roszczeniowa i względem jego i reszty załogi. Bo jest czarna, bo jest samotną matką, bo coś tam i coś tam... Wzbudzłą w nim niechęć ale jeszcze szło to przeżyć. I wówczas po 3 tygodniach pracy przyniosła mu papier, od lekarza, że est w ciąży i idzie na zwolnienie. Że jest w czwartym miesiacu ciąży i ma jakies komplikacje czy co i idzie na zwolninie. Rżnęła go w żywe oczy, po trzech tygdniach! Karl wówczas naprawe się wkurzył ale wyjścia nie miał. Poszła więc na zwolnienie na resztę ciąży. A potem na macierzyńśki. I przez ten cały czas Karl musiał płacić jej pensję jego zdaniem niezasłużoną bo kto kurwa idzie na wolne w 4-tym miesiacu ciąży?! Znaczy teraz już Maria pokazała mu kto... Jakby było mało jeszcze co pare miechów dostawał jej podania, że należy jej sie dodatek na coś tam, że na świeta czy jakieś wyrównanie. Co za pasożytnicza menda! A traz gdy zbliżał się okres gdy powinna wrócić do załogi i Karl z chęcią by ją spotkał by jej powiedzieć z dziką rozkoszą, że jej nie przedłuża umowy przysłała suka - bitch rezygnację odbierając choćby przyjemność wywalenia ją na tę jej spasioną, czarną, pasożytniczą mordę! Teraz więc już był pewien, że z premedytacją zaplanowała ten numer od samego początku. Dwa lata platnych wkacji. Jego kurwa kosztem! Były organizacje i związki chroniące pracowników a gdzie są organizację chroniące pracodawców do cholery?!


---



W ten piątkowy już dzień miał trochę roboty. Musiał nie tylko jak co tydzień przygotować się na weekend więc i dostawy i już wieczorem obrobic zaczynającą się weekendową gorączke klientów ale i podłubać przy wentylatorach. Nie widział sensu wzywania serwisu póki sam mógł coś zrobić. Okazało się, że jeden wentylatorów rzęzi strasznie głośno i irytująco co jak wiedział sprawiało niekorzystne wrażenie i wzbudzało nieufność klientów, że niby coś jest nie tak. Więc go wczoraj wyłączył ale dziś musiał się za to zabrać w swoim mikrobiurze na zapleczu. Zajęło mu to dłużej niż się spodziewał. Nie znalazł usterki. Zgadywał, że coś musiało się dostać do środka obudowy bo gdy ą zdjąl, pooglądął mechanizmy, przeczyścił i złozył z powrotem wentylator działał jak nowy. No i dzięki temu znów zaoszczędził parę dolców.

Dlatego za analizowanie ofert nowego dostawcy pieczywa zabrał się trochę później niż zamierzał jeszcze rano. Facet od pieczywa przedstawił rozsądną ofertę i miał tych bułek i bagietek naprawdę sporo a co wiecej był sklonny robić nawet kształtem czy rozmiarem albo i złozyć jakiś włany zestaw pod konkretnego klienta. To bardzo kusiło Karla. Kosztowało swoje ale i nadawało wyjątkowego ksztaltu dla jego bułkowych dań. Z drugiej strony wyroby Hobbsa były przede wszystkim proste, zwłaszcza w odbiorez dla klienta. Celował w tym by się kojarzyły ludziom z prostotą i spokojnym, nieskomplikowanym szamaniem w zaciszu jego knajpki. Tak by sobie mogli porozmawiać w spokoju podczas przerwy na lunch czy wpadajac po pracy albo wieczorem ci którym nie chciało lub nie mogli stołowac się w domach. Tak, Karl stawiał na prostotę. Prostota była nieskomplikowana i niezawodna. Dlatego nie był zainteresowany typem lokalu dla snobów z wykwintymi daniami. Wolał prowadzić solidny, firmowy lokal dla codziennych ludzi którzy wpadali się nasycić, pogadać, złapać oddech w codziennym potoku zajęć. Ale innowację się przydawały. Wcześniej rozmawiał o tym z Christą i też uważała, że warto spróbować. Zadzwonił więc do faceta i umówił się na spotkanie w poniedziałek. Mieli obgadać co właściwie mogliby nowego zaserwować w "Karl's Food".


---



Drugą ważną sprawą tego dnia, tym razem nie związaną w ogóle z pracą był występ jego dwunastoletniej córki w konkursie tańca dla dzieci. Obiecał jej, że będzie. No i był. Tylko wcześniej musiał z Mel ustalić jak to zorganizować by się nie musieć widzieć i spotykać nawzajem. Nie, nie rozstał się ze swoją ex w pokojowy sposób. I mimo, że mogliby się nie widziec pewnie z czystym sumieniem do emerytury to jednak nadal mieli ze sobą ograniczony kontakt ze względu właśnie na dzieci, które mieszkały z matką. I jej nowym facetem.

Mel miała więc załatwić przywiezienie Kim na występ. Widzieli się tylko przelotnie, wymieniając przelotne uwagi i grzeczności jak para niezbyt bliskich znajomych a nie ludzie którzy mieszkali ze sobą przez pół życia. Większość zresztą rozmowy dotyczyła detali odwiezienia córki bo Karl nawet o swojego syna Al'a wolał się podpytać córki. Jakos też mu się nie usmiechało, że mając tę piątkową okazję do spotkania Al, nie mógł czy nie chciał jak to Mel tłumaczyła, przyjechać tutaj. Ukłuło go to ale trzymał to dla siebie. Może dorastajacy młodzian faktycznie nie chciał oglądać "dziewczyńskich" zajęc bo przecież taniec nie jest dla prawdziwych facetów. A 15-latkowi ostatnio bardzo zależało by być supermęski i maczo i w ogóle. Efekt zdaniem Karla wychodził trochę groteskowy czy zabawny no ale mając go tylko z doskoku nie bardzo miał jak go naprostować. I to go martwiło.

Kim bardzo się przejmowała rolą przed występem ale jak już zaczęła te swoje latynoskie harce ze swoim partnerem to poszło jej oczywiście świetnie. Karl czuł prawdziwą radość i ocjcowską dumę widząc jak daleko zaszła odkąd ją kiedyś lata temu, prawie, że siłą zawiózł na pierwszą lekcję. A teraz coś tam z dzieciecą jeszcze, pewnością mówiła, że albo zstanie tancerką albo nauczycielką tańca. Nie mogła się jeszcze zdecydować. Karl nie wiedział jeszcze czy zostanie bo jako dorosły miał świadomosć, jak to się w życiu układa ale już widział, że taniec na pewno pozostanie bardzo ważnym elementem przyszłego życia Kimberly.

Na koniec wszyscy ucestnicy zebrali medale i dyplomy za udział w konkursie. Pierwszych i ostatnich nie było, liczył się sam występ i możliwość pokazania się i oswojenia z samymi tego typu imprezami. Karl był zachwycony, reszta rodziców zresztą też. Po konkursie musiał chwilę pogadać z nauczycielką Kim i pochwalić, że odwaliły obie kawał dobrej roboty. Nie zapomniał też o Juan'ie parnerze Kim, który tańczył jakby się z tym urodził więc i z jego rodzicami też pogadał chwilę. Własciwie to razem po imprezie wyskoczyli do sąsiedniej knajpki gdzie dorośli się nagadali i nachwalili swoimi pociechami a dzieci były zajęte pałaszowanie lodów i desrów no i śmiechem, zdrowym, nieskrepowanym, dzieciecym śmiechem który rodzicom potrafił dodać nadziei i chęci do życia z czymkolwiek by nie przyszło im się zmierzyć.


---



Te radosne i przyjemne pooudnie, przechodzące w wieczór skończyło się zdecydowanie szybciej niż Karl by sobie zyczył. Musiał jednak odwieźć Kim do domu. Pożegnali się w samochodzie bo Karl by się chyba skręcił jakby miał wejść do JEJ domu a jeszcze gadać z nią czy tym jej gachem... Po co mu te nerwy? No i musiał jeszcze wrocić do firmy by pozamykać wszystko i dopilnować by wszystko było w porządku na jutro rano.

Wszystko było w porządku więc pożegnawszy się z drugą zmianą ruszył z powrotem do domu. Była już z połowa piątkowego wieczoru gdy zajechał w końću swoim eleganckim, czarnym Voyager'em pod przydomowy parking. Humor po popołudniu z Kim bardzo mu dopisywał i miał ochotę jakoś uczcić ten dzień. Wchodząc do klatki rzucił mu się w oczy ich prywatny "klub" i właściwie postanowił skorzystać z zaproszenia. Musiał tylko skoczyć do siebie i zostawić swoje "pracowe" graty.
 
Pipboy79 jest offline