Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2015, 16:20   #1
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ŻNIWIARZ [horror 18+]

Słońce powoli kryło się po zachodniej krawędzi płaskowyżu. Robiło się ciemniej i chłodniej, co akurat wszyscy przywitali z wyraźną ulgą.

- Co za zadupie – mruknęła Sally Sarkis z nienawiścią w zielonych oczach obserwując krajobraz otaczający zepsuty autobus.

Dziewczyna miała rację. Jak okiem sięgnąć wokół rozciągały się tylko rozległe pola kukurydzy, małe leśne zagajniki i czyste, zarośnięte gęstymi trawami pola. I droga. Przecinająca te rolnicze tereny szara blizna ze spękanego cementu. Widać było, że raczej niewielu kierowców zapuszczało się na nią.

- Najlepszy skrót do White Fall, też coś – wysoki, przystojny Danny zerknął z niechęcią w stronę kierowcy, który zdecydował się zjechać na bok chcąc zaoszczędzić czas i pieniądze. – Głupi kutas.

- Danny. Słownictwo – jeden z trójki nauczycieli, Albin Storz spojrzał na sportowca groźnie. Efekt popsuła kropla potu ściekająca z czoła.

Danny zamilkł. Storz uczył matematyki i wszyscy wiedzieli, że nie warto z nim zadzierać.

Ktoś zerknął na komórkę. Oczywiście. Brak zasięgu. A autobus, który raczył zepsuć się na tym właśnie zadupiu, nie miał radia.

- Nie dam rady tego zreperować – poddał się kierowca, który od trzech godzin próbował bezskutecznie naprawić autobus.

- Mapa pokazuje, że cztery mile stąd jest jakaś miejscowość. Nazywa się Old Harvest. Może spróbujemy tam poszukać pomocy. Jeżeli złapiemy zasięg, to można będzie wezwać pomoc oraz auto zastępcze. Będziemy w White Fall jeszcze dzisiaj.

Dorośli i młodzież popatrzyli po sobie.

To rozwiązanie wydawało się być lepsze, niż tkwienie w zepsutym autobusie na środku opustoszałej drogi prowadzącej donikąd. Mniej lub bardziej chętnie opuścili autobus i narzekając na pecha, ustawili się w rzędzie, by nauczyciele mogli przeliczyć wszystkich.

Zapadał zmierzch, a oni musieli przejść cztery mile. Niektórzy na butach z wysokim obcasem.

***

W sumie autobus opuściło osiemnaścioro uczniów i dwójka nauczycieli. Pierwszym z nich był surowy i wzbudzający respekt matematyk Albin Storz, drugim nielubiany i wyśmiewany przez uczniów anglista, Julian Aspectro, który ich szkołę traktował, jako degradację społeczną, a młodzież, jako coś irytującego i niewątpliwie szkodliwego.

W autobusie została panna Ewa Jurpock i kierowca, któremu zawdzięczali tą nieciekawą sytuacją.

- Pewnie Juropck chce, by ten tępy kutas wydymał ją, jak już sobie pójdziemy – zwrócił uwagę Danny Brown cicho, by znów nie podpaść Storzowi.

- Dobra. Panowie. – Aspectro poganiał wszystkich wydając komendy, tak jak to miał w zwyczaju. - Pomóżcie koleżankom z bagażami. Zostawić, co cięższe rzeczy w autobusie. Ruszajmy się, nim zapadnie noc.

Droga prowadziła prosto, jak zaprojektowana przez inżyniera – wielbiciela równych linii. Teren nie był równy. Raz wspinali się na niewielkie pochyłości innym razem schodzili nimi w dół. Tak przeszli pierwsze dwie mile.
- Daleko jeszcze – wyjęczała Sally Sarkis, „królowa” czirliderek - Nóg już nie czuję.

- To powąchaj moje – zaśmiał się Danny Brown.

Ale nikt nie miał ochoty się śmiać. Przed nimi bowiem kończyły się pola i droga wchodziła w mroczny, ciemny już las.

Ujrzeli również tabliczkę pokazującą odległość

OLD HARVEST 2 MILE

- Dobra. Idziemy. Już niedaleko! – przerwał milczenie anglista. – Jedna latarka do tyłu, jedna do przodu. Reszta trzyma się razem. Nie chcemy pogubić się w nocy.

Weszli pomiędzy ciche, wilgotne drzewa. W gęsty, niemal fizyczny mrok.
Poza światłem latarek zdawało się czyhać coś paskudnego, coś groźnego. Jakiś dyszący żądzą mordu drapieżnik. Co jakiś czas do ich uszu doleciał jakiś tajemniczy odgłos, który mógł być pohukiwaniem puszczyków budzących się do nocnych lotów lub trzaskiem uginającego się pod naporem wiatru drzewa.

Na szczęście las skończył się dość szybko i znów wyszli na drogę prowadzącą pomiędzy wielkimi zagonami kukurydzy.

Nagle Sally Sarkis pisnęła przeraźliwie. Kilka słabszych emocjonalnie osób zawtórowało jej bezwiednie, zarażonych strachem dziewczyny.

- Co jest? Czego się wydzierasz? – Aspectro podszedł do dziewczyny.

- Coś widziałam! – czirilderka wskazała pole kukurydzy po prawej stronie. – Ktoś tam był! Przysięgam!

- Niech ktoś tam przyświeci – polecił Storz. – Halo! Jest tam ktoś!

Snop latarki przeszły ciemność i wyłuskał z niej stojący pomiędzy kukurydzami, kilkanaście metrów od linii drogi kształt. Dziewczyny znów pisnęły z przestrachu.

- Spokojnie, to tylko strach na wróble. Przyznam, że paskudny. Nie zatrzymujmy się. Idziemy dalej. Jest już bardzo ciemno.

Oddalili się od miejsca ze strachem, który tak przeraził Sarkis, by po chwili dostrzec kolejną tablicę informacyjną.

OLD HARVEST – 0,5 MILI

- Już prawie jesteśmy! – Storz dodawał im sił, motywując do jeszcze chwili wysiłku. – Zaraz będziemy mogli odpocząć i napić się czegoś ciepłego. Na pewno któryś z mieszkańców chętnie nas ugości.

- Ja pierdolę – zamruczał ktoś widząc kolejny las.

Ten wyglądał tak, że nawet najtwardsi uczniowie poczuli się nieswojo.



- Idziemy. Idziemy. Nie zatrzymywać się. Zaraz odpoczniecie.
Weszli pomiędzy pochylone nad drogą, ponure drzewa. Szli w absolutnym milczeniu rozglądając się wokół, jak spłoszone króliki. Szpaler pokręconych drzew doprowadził ich do mostu, którym droga wiodła dalej.

Po drugiej stronie mostu ujrzeli światła, co dodało im pewności siebie i odwagi.

- Widzicie! – Storz dalej dodawał im otuchy, podnosił morale. – Już jesteśmy na miejscu. Jest prąd, a to oznacza, że jest szansa na wezwanie mechaników i drugiego autobusu. Jeszcze tylko chwila. Idziemy.

Kiedy przeszli przez most zobaczyli pierwszy dom, prawie przy samym moście, i tablicę.

OLD HARVEST - 118 OSÓB

- W tamtym domu palą się światła. – Storz wskazał pobliski dom położony nieopodal drogi. - Chodźmy zapytać o telefon i pomoc.

- Hej. A gdzie są Sarkis i Brown?!

Jak się okazało dwójki uczniów nie ma z nimi. Nikt też nie potrafił powiedzieć, w którym momencie się odłączyli. Wolanie po imieniu też nic nie dało.

- Dobra. Storz. – Powiedział Aspectro. - Weź dzieciaki i zaprowadź do domu. Ja ich poszukam. Który z Panów chce mi towarzyszyć?
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 10-03-2015 o 22:59.
Armiel jest offline