Gordon Preston zaczął żałować że zapisał się na tę wycieczkę. Jutro z rana powinna przyjść do niego paczka z dronem, kamerą i innymi bajerami. Nie mógł się już doczekać aż wróci do domu i polata sobie nad wodospadem, nad rzeką, nad wzgórzem... Kto wie, może nawet da się na tym zarobić, robiąc zdjęcia. Chłopak ciężko pracował żeby kupić sobie taką zabawkę. Był synem stolarza i od dziecka pomagał ojcu przy pracy w rodzinnym zakładzie. Jego tata, mimo iż był bystry żył jeszcze w poprzedniej epoce. Gordon zaś nie dość że odziedziczył smykałkę do majsterkowania, to wychował się w epoce internetu i ebaya. Nie mógł więc narzekać na brak klientów i wpadł na genialny pomysł – pod czujnym okiem staruszka zrobił biurko z prawdziwego drewna (nie żadnych wiórów), którego było tutaj pełno. Następnie wizualnie je postarzył i ozdobił tak by wyglądały jak te, które widział w muzeum na wakacjach u wujka we Francji. Nie był artystą i sam by nie wymyślił takiego zdobnictwa. Był jednak rzemieślnikiem, a skopiowanie wzoru było o wiele łatwiejsze. Prawie miesiąc pracy, ale opłaciło się – internetowy kupiec znalazł się w dwa dni. Chłopak posłał mebel do Seattle i zarobił na tym na czysto 500 dolarów. Kupa kasy jak dla nastolatka. Kolejne meble robił coraz szybciej i jak do tej pory sprzedał już 15 sztuk. Mógł sobie pozwolić na markowe rzeczy, podobnie jak dzieciaki bogatych rodziców. Był jednak pragmatykiem i bardziej doceniał wartość pieniądza – w końcu sam ciężko na nie tyral swoimi pulchnymi rękoma. Zamiast modnych ciuchów różniących się od szmat tylko metką, kupił sobie specjalną odzież w sklepie dla wyczynowych sportowców. Może i bez modnej metki, ale za to wytrzymałe, lekkie, ciepłe i oddychające. Jedyne czym mógł przyszpanować to jego smartphone – miał najnowszy model z mnóstwem bajerów. Dokupił też ogromną przenośną baterię, tak by starczyło mu bez ładowania na całą podróż tam i z powrotem.
Gdy zepsuł się autobus Gordon grzecznie czekał na decyzję nauczycieli, słuchając muzyki. Nie miał problemu z dyscypliną, słuchał się przełożonych. Liczył na to że jednak posłuchają rady Eryka i zostaną wszyscy w autobusie – to było rozsądniejsze niż wysyłanie bandy nieogarniętych i nasiąkniętych hormonami nastolatków na zwiad w pole kukurydzy. Zaakceptował jednak decyzję starszych – bez jednego dowódcy zrobiłby się bałagan, a to nie czas na bunt. Mógł sobie jednak ponarzekać w myślach:
Kurwa mać, 4 mile, ja pierdolę chyba w życiu tyle nie przeszedłem za jednym razem! - Gordon był gruby i miał słabą kondycję, taka wyprawa była dla niego wyzwaniem. Szedł na samym końcu, ale nie dlatego że chciał zamanifestować jakim to jest mającym system w dupie outsiderem. Po prostu już nie mógł. Cały się spocił i ledwo dyszał, ale szedł dalej by nie dać innym satsfakcji. Wiedział że jeśli się zatrzymają z jego powodu to Sally, Danny i inni uczniowie będą stroić sobie z niego żarty. Już sobie to wyobrażał jak ten kretyn Danny podkłada mu z tyłu kijek ze sznurkiem z zawieszoną na końcu paczką czipsów piszcząc przy tym
"dalej prosiaczku, dasz radę dojść do swojej paszy, to tylko pół metra!".
Fizyczny wysiłek miał jednak pewien plus – Gordon nie miał siły żeby się bać. Miał gdzieś fakt że było ciemno, strachy na wróble i ciemny las też nie robiły na nim wrażenia. Myślał tylko o tym kiedy wreszcie się zatrzymają. A gdy doszli do Old Harvest, Gordon przyklapnął sobie z boku. Miał w dupie Sally i Dannego. Jak dla niego mogliby znaleźć sobie norę na tym polu kukurydzy, wejść do środka i pieprzyć się cały dzień i całą noc, jak już tak bardzo lubią się zachowywać jak króliki. Miałby trochę spokoju. Nawet jeśli siłą ktoś by zmusił go do pójścia na poszukiwania, usiadłby za najbliższym drzewem i po godzinie powiedziałby że nic nie znalazł. No i jeśli to faktycznie horror, to czarny nauczyciel zginie jako pierwszy, lepiej z nim nigdzie nie chodzić!