Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2015, 17:23   #90
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Scully snuł się po mieście w poszukiwaniu Joslyn Castle. Potrzebował chwili spokoju, aby uporządkować sobie we łbie fakty z ostatnich chaotycznych nocy. Chociaż głowę zaprzątały mu liczne luźne wątki, nie lekceważył Maskarady. Przeciskał się przez mroczne zaułki i potykał o walające się butelki. Skryty pod swym kapeluszem z szerokim rondem przeszedł obok bezdomnego i cisnął mu dziesięciocentówkę. Ten przez chwilę wpatrywał się w plecy nieznajomego darczyńcy, lecz dziwnym trafem zamglone alkoholem oczy nie mogły przejrzeć cieni...

Luźne wątki.
A raczej luźne sznurki do powiązania.

Idealne określenie na bagno, w którym się znalazł. Choć w swym (nie)życiu był daleko od dramatyzowania, czuł się jak bohater filmu Noir, w którym detektyw musi zostać przeczołgany przez piekło, aby doznać odrobiny oświecenia. Wszystko miało swoją cenę, o czym Nosferatu był boleśnie świadomy. Czy spacer po pustyni byłby pociągający, gdyby na końcu nie czekała oszroniona butelka wody sodowej? Przykrywając się cieniami usiadł na obsikanym przystanku i wpatrywał się w migoczące światła miasta. Joslyn Castle...

Wciąż miał w pamięci przebłysk, czy może raczej... przejaśnienie, za którym stał jeden z jego enigmatycznych towarzyszy. Owa forma telepatycznego kontaktu odcisnęła na jego umyśle ślad, jakby nitkę, za którą mógł powędrować. Tak wyglądało to w teorii. W praktyce obijał się o obdrapane mury, modląc się w duchu o jakąś wskazówkę. Gdy tak siedział i dumał, doznał olśnienia.

Obszarpana książka adresowa zawierała niezbędne dane. W końcu była to atrakcja turystyczna, czyż nie?

Dotarcie na miejsce zajęło mu zdecydowanie mniej czasu.
- No tak. Nie ma mnie przez kwadrans, a wy urządzacie wjazd w stylu Market Garden. Co tu się wydarzyło? Skąd tu tyle broni? Nawet nie chce pytać skąd tu tyle krwi... Czyżby Mr G powrócił? Z drugiej strony, was też ominęła zabawa - wymacał w kieszeni granat.
 
ObywatelGranit jest offline