Cała ta wycieczka była jej potrzebna jak krowie kaganiec. Gdyby nie naciski Sally zostałaby w domu symulując ból żołądka albo coś podobnego. Wiedziała jak podejść matkę i przez kilka dni odpocząć od szkolnej codzienności. Miała w dupie oferowane przez szkołę rozrywki. O te mogła równie dobrze sama zadbać. I na pewno bawiłaby się sto razy lepiej!
Gdyby jeszcze zapewniono im przyzwoite warunki podróży, a nie upchnięto do niewygodnej puszki nazwanej szumnie autobusem, może nie miałaby teraz tak podłego humoru.
Loretta łypnęła spod oka na otaczające ich pola pełne wysokiej kukurydzy.
I jeszcze ten kretyn za kółkiem zapewnił im dodatkową atrakcję w postaci 4-milowego marszu przez zadupie, bo zajechał grata na amen.
Co prawda sam marsz jej nie przerażał, bo w końcu jako królowa shoppingu potrafiła w szpilkach przemierzyć dobrych parę mil w centrach handlowych, ale sam fakt, że była do niego zmuszona wkurzał ją nieziemsko.
Lola warknęła cicho poprawiając sznurówkę w nowiutkich sportowych butach. Tyle dobrze, że znalazła frajera, który teraz dźwigał jej plecak, idąc obok i nawijając o jakichś gównianych kartach bejsbolistów. Co ją do cholery interesował bejsbol?? Wzięła głęboki oddech.
Od pól śmierdziało wiochą i jakąś stęchlizną… Oby tylko okazało się, że w dziurze, do której teraz maszerowali mają ciepłą wodę.
A jak zniszczy sobie nowe ciuchy to ta kretynka Jurpock jej za to zapłaci!
Otaczająca wędrującą grupę ciemność napawała Lolę niepokojem. Latarkę miała jedynie w swoim Iphonie jako aplikację, ale nie chciała jej używać, bo szkoda jej było baterii.
Dopiero kiedy Sally wydarła się jak opętana, że kogoś czy coś zauważyła w łanie kukurydzy zdecydowała się oświetlić sobie drogę. Może i coś tam było? Jakieś zwierzę? Albo jakiś wiejski przygłup? Albo faktycznie tylko strach na wróble i ta kretynka tylko napędziła jej stracha. Czuła w gardle bicie własnego serca.
Lorettta skrzywiła się mówiąc do przyjaciółki:
- Głupie żarty zachowaj na później. Na razie nie mam nastroju – burknęła i przyspieszyła kroku obrażona, ciągnąc za sobą chłopaka, który niósł jej rzeczy.
- No dawaj, wleczesz się jak ślimak – burczała do niego. Co jak co, ale niósł jej skarby i należało ich pilnować.
Całej tej bandzie przydałby się porządny trening. – myślała – Mięczaki i półgłówki albo głupie pindzie.
Spojrzała z obrzydzeniem na
Gordona, który cały czerwony na twarzy z wysiłku próbował dotrzymać tempa grupie.
-
Preston sapiesz jak pieprzona lokomotywa, parówo – nie omieszkała rzucić kilku złośliwości. – Może zwiniesz się w kulkę i po prostu potoczysz?
Niech to liceum już się skończy, chciałaby tak jak Jason wyjechać do dużego miasta i wreszcie zaznać prawdziwego studenckiego życia.
W innej sytuacji pewnie rozmarzyłaby się na dobre, ale w tym ciemnym i odludnym miejscu wolała skupić się na drodze i widocznych w oddali światłach.
Jest światło, są i ludzie, jest i cywilizacja. Nawet jeśli nowy autokar nie przyjedzie dziś po nich, to z pewnością będą mogli gdzieś przenocować. No i może będzie zasięg!
W końcu w oddali pojawiły się zarysy budynku stojącego przy drodze… Domu… Albo czegoś w tym rodzaju.
Ktoś powiedział, chyba był to Storz:
- W tamtym domu palą się światła. Chodźmy zapytać o telefon i pomoc.
W takim starym domu jest pewnie pełno robactwa... – pomyślała Lola. Sama myśl o insektach spowodowała drżenie dłoni Loli.
- A nie lepiej poszukać jakiegoś motelu? –spytała, ale nikt nie zareagował na jej głośny protest, bo nagle ktoś zadał ważne pytanie:
- Hej. A gdzie są Sarkis i Brown?!
Zdziwiła się. Autentycznie się zdziwiła. Owszem zostawiła ich z tyłu, ale przysięgłaby, że jeszcze przed chwilą słyszała trajkotanie Sarkis. Co im odbiło? W kukurydzę poszli? Romantycznie to tutaj nie było. Czy może zgubili się w lesie? Ale jak, kiedy?
Chyba, że to kolejny głupi numer, jak z tym strachem na wróble. To chyba najbardziej by do nich pasowało.
Uuuuuuu zgubiliśmy się… uuuuuuuuuu straszny las, straszne strachy uuuuuuuuuuu…..
Lola się wściekła.
- Się zgubili, to się znajdą. Żartów im się zachciewa kurna. Panie Storz, spytajmy lepiej o tę pomoc. A jak we tej dziurze jest szeryf to niech on poszuka naszych zgub. Pewnie lepiej zna teren.