Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2015, 18:49   #15
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY

Podzielili się na dwie grupy. Jedna zdecydowanie liczniejsza została pod domem – jak na razie jedynym budynkiem, jaki widzieli w Old Harvest. Druga z anglistą na czele ruszyła na poszukiwania zaginionej dwójki uczniów.
Robiło się coraz chłodniej. Noc na dobre przejęła władzę nad światem.

PONTI, JORDAN, GORO, ORTIS, PRESTON, VILL, WILLIANS, FOX,

(oraz NPCy – ANGELA LASTER – uczennica – spokojna I cicha I STORZ – nauczyciel matematyki)

Kiedy druga grupa znikła w ciemnościach Storz spojrzał na pozostałych uczniów.

- Pani Jordan ma rację – odezwał się głośno i wyraźnie Storz. – Przede wszystkim wasze zachowanie pozostawia wiele do życzenia. A przede wszystkim słownictwo. Tak, do pana mówię, panie Ponti. Rynsztokowe i moralnie paskudne przemyślenia, proszę zachować tylko dla siebie inaczej będzie pan miał poważne kłopoty, jak wrócimy do szkoły. I do pana również, panie Goro.

Przez chwilę milczał oczekując jakiejś odzywki, ale nikt nie był na tyle nierozsądny by zadzierać z matematykiem. Storz był wymagającym i sprawiedliwym nauczycielem, ale kiedy już na kogoś zagiąłby parol, taki ktoś mógłby zapomnieć o taryfie ulgowej i dobrych notach z matmy bez ostrej pracy. A niedługo mieli być klasyfikowani, co mogło wpłynąć na dalszą edukację i karierę.

- Ja pukam, ja tłumaczę, ja rozmawiam. Nie chcemy zrazić do siebie mieszkańców. Ostatnim, czego chyba chcemy, to tego, by ktoś zamknął nam drzwi przed nosem. Zanosi się na deszcz. Nie chcecie chyba spędzić nocy moknąć lub wracać do autobusu, cwaniaczki, co?

Znów dał im kilka sekund by przetrawili jego słowa.

- Idziemy. Grzecznie i cicho.

Ruszyli w kierunku oświetlonego domostwa. Chociaż nie do końca grzecznie i cicho.

Weszli na nieco zachwaszczone i zaniedbane, rozległe podejście oświetlone bladym światłem sodowych lamp mijając liczne krzaki i posągi rodem z szalonych snów.



Anioły szczerzące złe twarze, skrzydlate maszkarony, gorgony, jakieś trudne do nazwania i ledwie widoczne w mroku osobliwości. Widać było, że mieszkańcy domu mają wyjątkowo dziwaczne gusta.

Z bliska dom sprawiał podobnie ponure wrażenie, co reszta terenu. Już od dawna stary budynek domagał się remontu. Niektóre okna były powybijane, zabite deskami, inne zasłaniały od środka grube kotary. Poza tym wszystkie okna blokowały potężne, grube kraty, jak w więzieniu.

W końcu dotarli do drzwi wejściowych zza których dochodziły ich dźwięki muzyki.

Z boku drzwi wejściowych zobaczyli ozdobną, mosiężną tabliczkę, nieco już pozieleniałą od patyny. Nad lampką nad drzwiami krążyły zagubione ćmy. Ich uderzające o żarówkę ciała rzucały dziwaczne cienie na schody.
Muzyka zagłuszała wszystko.

Storz odszukał dzwonek i zadzwonił. Dopiero po dwóch kolejnych próbach drzwi otworzyły się powoli i stanął w nich wychudzony mężczyzna o dość brzydkiej, lecz przyciągającej uwagę twarzy.

Mężczyzna spojrzał na stojącego w wejściu Storza wyraźnie zdziwiony jego obecnością.

- Przepraszam za najście – powiedział nauczyciel starając się nadać głosowi jak najuprzejmiejszy ton. – Jesteśmy wycieką szkolną w drodze do White Fall. Zepsuł nam się autobus kilka mil stąd i pomyśleliśmy, że tutaj uzyskamy jakąś pomoc.

- Tak? – głos, który wydobył się z gardła mężczyzny był jakiś dziwny.

Brzmiał obco, pozbawiony był nawet odrobiny emocji.

- Czy mogę zadzwonić? Nasz telefony komórkowe nie mają zasięgu.

- Tak.

Mężczyzna otworzył drzwi.

- Zaraz wracam – powiedział Storz, co wywołało krzywy uśmiech na twarzy Pontiego. – Zaczekajcie.

Drzwi zamknęły sięga nauczycielem co wywołało liczne dyskusje, na temat tego, co dziwny facet robi nauczycielowi za zamkniętymi drzwiami. Ponti i wielu innych uznało, że należy uciekać, ale nim zdążyli podjąć decyzję drzwi otworzyły się ponownie i stanął w nich uśmiechnięty Storz.

- Możemy wejść – powiedział wesoło, a potem jego słowa zagłuszył potężny huk i w ułamku sekundy, a głowa rozbryznęła się na drobne kawałki, zachlapując wszystko wokół krwią, mózgiem i kawałkami kości.

Na szczęście dla uczniów, nikt z ich nie stał na tyle blisko drzwi, by oberwać nieczystościami. Większość skupiła się kilka kroków dalej i stopni niżej, przy schodach.

W drzwiach stanął ten sam mężczyzna, który wpuścił Storza. W ręku trzymał ciężki, dymiący rewolwer. Zaszokowani młodzi ludzie mogli tylko patrzeć, jak mężczyzna kieruje broń w ich stronę i naciska ponownie spust.
Wtedy rzucili się do ucieczki. Wszyscy, poza Angelą Laster, którą pocisk szaleńca trafił w szyję. Dziewczyna zagulgotała i opadła na kolana krztusząc się własną krwią.

Maniak uniósł broń ponownie szukając wyraźnie nowego celu.



WARD, COLLINS, PETROVSKI, RYAN, BROOKS

(oraz Ascpectro)

Szli prowadzeni przez anglistę, oświetlając ciemność latarkami i oddalając się od reszty uczniów. Robiło się chłodno, ale oni nadal rozgrzani byli marszem i emocjami. W końcu nie co dzień ma się okazję prowadzić nocne poszukiwania zagubionej parki.

Przeszli po moście nawołując Sally i Dannyego, lecz nie usłyszeli żadnej odpowiedzi.

- Nogi im z dupy powyrywam – powiedział Ascpectro na tyle głośno, że go usłyszeli.

Oznaczało to, że jest wkurzony, bo zazwyczaj czarnoskóry belfer bardziej pilnował swojego słownictwa.

Zapuścili się pomiędzy szpaler drzew nawołując i pokrzykując, lecz ciągle bez rezultatu.

To Petrovski zauważył Sally pierwszy.

- Tam! Tam jest Sarkis.

Spojrzeli we wskazanym kierunku. Faktycznie. Dziewczyna była tam.
Za szpalerem drzew, na granicy widoczności, tuż przed linią kukurydzy.

- Zaczekajcie tutaj! – nakazał towarzyszącym mu chłopakom. – A ty Ward, wyłącz tą kamerę!

- Co ty sobie myślisz! – wkurzony nie na żarty Ascperto ruszył w jej stronę. – Nie możecie zachowywać się tak nieodpowiedzialnie. Nie jesteście już …

Nie dokończył. Zatrzymał się kilka kroków przed dziewczyną.

Potem wypadki potoczyły się bardzo szybko. Tak szybko, że nawet nie za bardzo wiedzieli, co się wydarzyło.

Nagle nauczyciel krzyknął, upadł na ziemię i jakaś niewidzialna siła zaczęła wciągać go w krzaki.

Ascperto miotał się, szarpał konwulsyjnie i wydawał z siebie jakieś trudne do opisania dźwięki. Wyglądał niczym wielka, złowiona na wędkę ryba, wciągana w gęste pole kukurydzy przez niewidzialnego rybaka.

Anglista próbował walczyć z tą siłą, chwytając się rozpaczliwie tego, co tylko udało mu się złapać.

Kilka kroków od niego stała nieruchomo Sally Sarkis okazując tyle samo życia i emocji, co sklepowy manekin. Nawet nie drgnęła, mimo tego, co działo się z nauczycielem dosłownie metr od niej.

- Po … Mo… Cy … - usłyszeli błaganie Ascperto, wypowiedziane z bólem i wielkim trudem. Mieli wrażenie, że nauczyciel albo czymś się zakrztusił, albo dusiła go jakaś pętla.

Nie byli do końca pewni, ale wydawało im się, że ktoś stoi w polu kukurydzy, poza zasięgiem latarek, skryty pośród czarnych liści i łodyg.
 
Armiel jest offline