Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2015, 00:37   #7
Kaeru
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Thorendil i Ellethiel

Thorendil pędził ile tylko sił w łapach nie wiedząc czy rabusie dotarli do celu i już nie żyją, czy może jeszcze nie zrobili niczego głupiego, a może leżą we własnej krwi i broczą resztkami życia. Minął jedno pomieszczenie, w którym znalazł szkielet innego rabusia nabity na kolce wystające z podłogi. I widok ten jeszcze bardziej dodał mu zapału. Zebrał w sobie wszystkie siły. Musiał zdążyć! Po prostu musiał!
Wpadł do następnego pomieszczenia, ale gdy tylko przekroczył jego próg usłyszał ciche działanie mechanizmu, a na posadzce zobaczył ślad utworzony kredą.
NIe było czasu! Ni chwili do zastanowienia. Wyskoczył w górę zmieniając się w dużego nietoperza i korzystając z okazji, że było tu więcej miejsca moleciał aż do wyjścia z pomieszczenie gdzie na powrót, ladując, stał się śnieznym kotem. Nie obejrzał się by sprawdzić co też za mechanizm uruchomił.
Wpadł w kolejny korytarz, tym razem niższy i węższy, ale co najważniejsze usłyszał dwa głosy roznoszące się po korytarzu:

- Gotowe, przyjacielu. Ale gdybym coś… pomylił… mam nadzieję, że zobaczymy się po tamtej stronie i będziesz miał okazję wyrazić swoje niezadowolenie. - rozległ się głos młodego mężczyzny.
- Zrób dla mnie jeszcze coś. - odezwał się drugi mężczyzna, już poważniejszym tonem. - To bardzo ważne, więc wysłuchaj moich słów dokładnie…

Akurat w momencie, gdy Thorendil, w postaci śnieżnej pantery, wypadł z korytarza do komnaty sarkofagu zobaczył czarnowłosego ludzkiego mężczyznę i równie ciemnowłosego, młodego pół elfa. Człowiek stał za pełnym ufności towarzyszem i jednocześnie wypowiadając jedno słowo
wbił trzymany sztylet w plecy pół elfa:

- Giń.

- Raaaawr! - Zaryczał kot ile sił w płucach. Przynajmniej dwie sprawy były jasne, który jest “mały” i dlaczego się o niego nie martwili. Komnata była jednak za mała by zmienić się w avatara lasu i zwyczajnie pochwycić tego głupca. Za mała by pochwycić…
Z rozpędu wyskoczył na napastnika powiększając się i przemieniając w znacznie wiekszego i odrobinę bardziej pręgowanego kotka.
Tornis krzyknął z zaskoczenia, a później z bólu, gdy Thorendil skoczył na niego i przygniótł do ziemi. Uderzenie sprawiło, że mężczyzna wypuścił z dłoni trzymany sztylet, a do miecza nie miał dobrego dostępu.

Ellethiel natomiast czuł potworny ból. Nie utrzymał się długo na nogach rażony nim i upadł na ziemię, wiedząc, że jego ubranie i zbroja zaplamia się czerwienią. Jeżeli sądził, że problemem było kilka bełtów w nogach musiał zrewidować swoje zaptrywania… które i tak będzie musiał przemyśleć jeżeli chodzi o te, odnoszące się do życia.
Zrozumiał. Zrozumiał wszystko. Może w pierwszej kolejności powinien ratować swoje życie, ale teraz liczyło się dla niego, że wie. Tornis był… chory. Chory na zło. Nie można mieć do niego o to pretensji. Trzeba go wyleczyć.
Sakiewka. W sakiewce miał miksturę. Mógłby ją wypić, gdyby tylko sięgnął… a to tak boli!

”A ty jeszcze nie masz dość?!” Thorendil przygniatał człowieka do ziemi swym ciężarem i zamachnął się łapą, pamiętał by schować pazury. Po chwili powtórzył uderzenie.
”No i spokój mi tu!” Ogarnął wzrokiem całą komnatę i powoli wrócił do swej elfiej postaci. Zapomniał nawet by przyjąć twarz białowłosego. No ale nie można myśleć o wszystkim na raz.
- Żyjesz “mały”? - Zapytał korzystając z przezwiska jakie nadali chłopakowi “łysy i kasztanek”.

W tym stanie nie mógł odpowiedzieć inaczej jak tylko jękiem. Pełnym bólu i cierpienia… i to nie tylko ze względu na ranę w plecach. Była jeszcze druga, która sprawiła, że policzki mieszańca stały się nienaturalnie mokre. Kiedy właściwie zaczął płakać?

Jęczał czyli żył. Druid spróbował się wyprostować i od razu tego pożałował. Czasami duzy wzrost nie jest pożądany, zwłaszcza w pomieszczeniach z niskim sufitem. Odruchowo rozmasował bolący czubek głowy i podszedł do chłopaka.
- Zaboli ale się nie ruszaj, dobrze? - Przyłożył dłoń do rany i wyszeptał słowa zaklęcia. Żal mu było mieszańca więc tym razem użył silnego zaklęcia. W mgnieniu oka półelfa otoczył kokon żółto-zielonej energii w którym siły, a przynajmniej fizyczne siły, szybko do niego wróciły. Nie minęła kolejna chwila a kokon rozpadł się i niemalże na ich oczach wyparował bez śladu. Pozostawił jedynie w pełni zdrowego na ciele chłopaka.
- No już, zabieramy się stąd. - Sam zaś złapał bezceremonialnie za ubranie człowieka i zaczął go ciągnać w stronę wyjścia. W tym ciasnym pomieszczeniu był to najlepszy sposób transportu bagażu żywego-a-nieprzytomnego.
- Tornisie… Tornisie… - Zaniepokojony stanem towarzysza Ellethiel podąrzył za tym dziwnym kotem, który zmienił się w elfa. I jeszcze go uleczył. Mieszaniec czuł, że minie jeszcze parę godzin nim zrozumie co właściwie się działo. - Tornisie… gdzie się zaraziłeś? Pomogę Ci z tego wyjść. Jesteśmy przyjaciółmi, pomogę Ci…
Nie doczekawszy się odpowiedzi pół elf zamilkł, rozglądając się niespokojnym wzrokiem po korytarzu, tajemniczym osobniku i, co najważniejsze, swoim przyjacielu. Czy żył?
Kiedy tylko sufit trochę się podniósł Thorendil przerzucił sobie nieprzytomnego przez ramię. Tak było o wiele wygodniej niż ciagnąć go po podłodze.
- NIe martw się, nic mu nie jest… z grubsza nic. - Uspokajał mieszańca. - Za chwilę wyjdziemy stąd, zamkniemy wejście i nikogo już nie skuszą skarby martwych. A nawet jeśli to postaram się aby nikt tu już nie wszedł.
- Skuszą skarby? - Ellethiel był skołowany, ale podąrzał za mężczyzną bez słowa sprzeciwu. O co mu chodzi... a! - To pomyłka - wytłumaczył do bólu szczerym głosem. - Nie przyszliśmy tu grabić. Mieliśmy sprawdzić czy wszystko jest na miejscu i włożyć coś do sarkofagu…
Izel na pewno nie będzie zadowolony, gdy dowie się co zrobił Tornis. Nie mógł ukrywać przed przywódcą ich małej grupy, że jeden z nich próbował porzucić zadanie i zostać rabusiem grobów! Do tego w taki bezczelny sposób!
Zło było jak zaraza, a chorych się leczy a nie dobija. Musi koniecznie wytłumaczyć to Izelowi! Może wybaczy choremu przyjacielowi i pomoże Ellethielowi go wyleczyć. Na pewno tak, w końcu są przyjaciółmi.
Thorendilowi szkoda było słów na zbijanie tak głupiego tłumaczenia. Niby kto miał uwierzyć, że włamywali się do grobowca by “coś włożyć do sarkofagu”? ”Rillifanie toż to kpina.”
Westchnął tylko i szedł dalej, już nie daleko zostało a na zewnątrz sobie odpocznie bo jakoś tak trochę się zmęczył.
- I co ja mam teraz z wami zrobić? - Całkiem niespodziewanie dla samego siebie wypowiedział tą myśl na głos.
Droga do wyjścia nie była tak trudna jak w dół, ponieważ pułapki były już rozbrojone. Niemniej Ellethiel postanowił zastosować zasadę ograniczonego zaufania do krypt i nie pozwolił sobie na takie rozluźnienie jak wtedy, gdy wpadł w pułapkę. Nie musiał nawet szukać - miejsce jego porażki samo mu się przypomniało, jakby wołało “tu jestem, już o mnie nie zapomnisz”.
Wyprzedził elfa i postanowił rozbroić tą pułapkę. Koniec końców to on z nią wygra!

I tutaj Ellethiel stanął przed nie lada problemem, bo nigdzie nie mógł zauważyć mechanizmu, który tym zarządzał. Oczywiście, przy niektórych płytkach widział mechanizmy, które potrafił rozbroić, ale nie mógł zlokalizować tego konkretnego… Może znajdował się po drugiej stronie pomieszczenia.
A jeżeli o niej mowa…
Zobaczyli przy drzwiach przyglądającego się im elfa o włosach trudnych do rozróżnienia kolorystycznie w świetle niebieskiego kamyka, ale równie dobrze mogły być przecież niebieskawe same z siebie.
Patrzył bez przekonania na całą trójkę, szczególnie że nie widział przecież Thorendila w jego prawdziwej formie.

- Zdazyłem. Lecz w ostatniej chwili. - Rzekł miast powitania druid. A zwróciwszy uwagę na niezwykłą ozdobę na szyji elfa, dodał. - Ładna błyskotka, zgaduję, że słuzy nie tylko do oświetlania drogi. - Kamyk faktycznie miał miły blask lecz Thorendil nie wyzbył się podejrzliwości wzgledem obcych, nawet tych którym ratował życie. ”Paskudna wada, a myślałem, że po tylu latach w końcu się od niej uwolnię… no cóż, oby mnie pozytywnie zaskoczyli.”
- Dobrze, że zdążyłeś… - odparł elf przyglądając się obu rabusiom, szczególnie patrząc na pół elfa z… dezaprobatą?

- A gdzie Izel i Pharan? - Ellethiel próbował dojrzeć czy za elfem nie stoją może jego kompani. - Powiedzieli, że będą czekać na górze…
Pewnie wciąż czekają! To tacy sympatyczni ludzie. Niemalże miał wyrzuty sumienia, że będzie musiał im powiedzieć o Tornisie. Może - w jakiś sposób - to co się stało jest winą Ellethiela?
- Izel i Pharan? Ci dwaj, co byli przy wejściu? - elf krzywił się nieprzyjemnie. - Ci dwaj, co przyłapani na pomocy w okradaniu grobowca zabrali wszystkie konie i odjechali?
- My nie chcieliśmy obrabować grobowca! - Mieszaniec cofnął się o parę kroków i zapatrzył na nieprzytomnego Tornisa. - Wynajęto nas… znaczy się ich wynajęto, ja przyłączyłem się do nich niedawno… aby sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu i żeby włożyć coś do sarkofagu - pośpieszył z wytłumaczeniem. - Ale mój przyjaciel… on zachorował na zło! Zaraził się od kogoś i.. i zapewne zamierzał obrabować grobowiec. Ale nic nie zrobił! Nie zdążył!
No, prawie nic. Udało mu się wbić sztylet w moje plecy, pomyślał.
Elf patrzył na Ellethiela z politowaniem.
- Najwyraźniej dla ciebie prawda jest zbyt ciężka, abyś ją do siebie dopuścił, więc taplasz się w kłamstwie, bo tak mniej boli. Nauczysz się w końcu ją do siebie dopuszczać albo… nie przetrwasz w tym świecie.
Mieszaniec zrobił nachmurzoną minę, jak obrażone dziecko. Przecież on nie kłamie! Jak może go oskarżyć o coś tak podłego! Dlaczego niby miałby kłamać? Tylko ludzie zarażeni złem robią takie rzeczy - ludzie tacy jak Tornis. On nie był taki! Nigdy nie pozwolił na to, by ktoś go zaraził. Był ostrożny. I do tego ten przytyk o przetrwaniu… ale przecież świat jest piękny! Cudowny! O czym mówi ten elf?
Najwyraźniej księżycowy elf.
- Przepraszam, że pytam… znaczy się… może nie powinienem zadawać takich pytań na początku znajomości… ale czy nie jesteś może moim ojcem?
Elf zgłupiał. Spojrzał na Ellethiela i odparł.
- O czym ty mówisz, dziecko? - pokręcił w niedowierzaniu głową. - Długo tak będziecie tam czekać?
Thorengil prawie zgubił swój ładunek słysząc to pytanie. Cudem tylko w ostatniej chwili zdołał zapanować nad soba i nie obić podłogi twardym łbem swego… ocaleńca.
- Jedynie tak długo jak zamierzacie dyskutować. - Zauważył z przekąsem. - Choć ja wolałbym porozmawiać czując pod stopami miękką ziemię lasu. - W tym zamknietym grobowcu dopadła go łagodna lecz jednak klaustrofobia. Zdecydowanie nie był stworzony do życia w zamkniętych pomieszczeniach.
- A, tak tylko pytałem! No nic, trudno. - Podszedł do elfa i zaczął mu się uważnie przypatrywać. W sumie… raczej nie. W koncu Ellethiel to właśnie po ojcu odziedziczył ten nieodparty urok osobisty! Musiał znaleźć kogoś chodź w przybliżeniu tak urokliwego jak on sam.
- Do widzenia, panie nieboszczku! - pożegnał się ze znanym już sobie mieszkańcem krypty i skierował się do wyjścia.
Druid również ruszył do wyjścia lecz przy trupie zatrzymał się, dosłownie na chwilę, zmierzył go wzrokiem i ocenił “świeżość” zwłok. Westchnął głęboko i kręcąc głową ruszył dalej.
- Skad ty się tu własciwie wziąłeś? - Pytanie wyraźnie skierowane było do półelfa.
- Przecież już mówiłem, że przyjechałem tu z nimi! Prawda, Tor… - przerwał gdy przypomniał sobie, że jego towarzysz jest nieprzytomny. - Z resztą… jak się nazywacie?
W sumie młody miał dobre pytanie. Thorendil tyle czasu spędzał ze zwierzetami lasu, że odwykł trochę od przedstawiania się czy pytania o imię. W lesie to było nie istotne, wiedziałeś jak ktoś wygląda to go znałeś, proste.
- Różnie na mnie mówią lecz dla ciebie najlepiej bym pozostał po prostu Thorendilem. - I faktycznie nie chciał by młodzik musiał korzystać z jego zdolności leczniczych zbyt często ani tym bardziej z umiejetności walki. Imię było więc najlepsze… przynajmniej na razie.
- Releon. - przedstawił się krótko księżycowy elf i zerknął na Ellethiela. - A jak mamy zwać ciebie, nie-złodzieju grobowców?
Zadowolony Ellethiel obrócił się, żeby móc zobaczyć swoich nowych znajomych. Co prawda zmusiło go to do chodzenia tyłem, ale skoro rozbroił już wszystkie pułapki… chyba.
- Dziękuję ci, Thorendilu za ratunek. Gdyby nie twoja pomoc, mógłbym się wykrwawić na śmierć. Proś o co tylko będziesz chciał, przyjacielu. I tobie również dziękuję, Releonie. Nie mam pojęcia za co… ale dziękuję!
Obrócił się na powrót, żeby przypadkiem się nie potknąć lub nie wpaść na ścianę.
- Jestem Ellethiel, ale możecie nazywać mnie jak wam się podoba. Przyzwyczaiłem się już do “mały”, “dzieciaku”, “gówniarzu” i “młody”. Tylko, błagam, nie “Ellie”! To brzmi niewieścio.
- Tak jest nawet coś o co mógłbym Cię prosić. - Rzekł Thorendil tajemniczo. - Nie włamuj się do grobowców by coś… “odłozyć do sarkofagu”.
Przecież im mówił, że nie miał złych zamiarów! Tłumaczył! A jakby ktoś jeszcze chciał nając ich małą grupkę w takim celu? Ellethiel westchnął.
- Słowo się rzekło. Już nie będę próbował niczego odkładać do sarkofagów.
Thorendil roześmiał się słysząc ta obietnicę. Moze jeszcze coś dobrego wyrośnie z tego młokosa.
 

Ostatnio edytowane przez Kaeru : 22-03-2015 o 00:46.
Kaeru jest offline