Roger John Carlston No tak, klapa! Coś wydawało mu się nie w porządku, jakby strażnicy poszli za szybko. Tylko szkoda, że osoba, która to odkryła była akurat tą popierdoloną Mary. Teraz ona zwiała, znowu zwiała i znowu będą mieli przerąbane... Cicho westchnął, po czym wstał. Czas działać. - Nie mamy wyjścia. Jeżeli zabraknie jednej osoby, strażnicy nas zamordują. Po prostu zamordują. Wiejemy, najlepiej za parę chwil. I to wszyscy. Jak mym wdepnąć w gówno, to wdepniemy w nie wszystkich. Rozumiemy się?- mówił Carlston, machając przy tym lewą dłonią. - Musimy stąd wychodzić w odstępach dwóch-trzech minut. Tak, żeby jedna osoba widziała drugą, a zarazem żeby nie szły za blisko siebie. Rzecz jasna najpierw dziewczyny, później ci mniej sprawni- tu zerknął na swojego "współlokatora"- ci, którzy uważają się za sprawnych pójdą na końcu. Tyle organizacji. Gotowi? Mówił szybciej i z pewnością bardziej zdecydowany niż dotychczas. Wiedział, jaka jest sytuacja i co musi robić. On musi stąd wrócić. Musi...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |