Alice Forest
Kiedy Alice ujrzała wynurzającą się sylwetkę chłopaka, serce w jej piersi zamarło. Na twarzy po raz pierwszy od przyjazdu odbiła się cała gama uczuć: tęsknota, zagubienie, radość, zdziwienie, czułość, smutek...
„Kai...” – usta same ułożyły się, by wymówić to imię. Jednak gdy po chwili okazało się, iż chłopak, który ku nim zmierzał, jest jej zupełnie obcy, karminowe wargi zacisnęły się w wąską linię. Oblicze znów osłoniła maska obojętności tylko błękitne oczy błyszczały gniewnie. „Jak mogłam być tak głupia?” – zganiła się w myślach.
Patrzyła na nowego „wspólnika” z odrazą. Zachowywał się jak bohater, a był tylko kolejnym zadufanym w sobie szczylem. Kiedy przybysz skończył swoją tyradę, sugerując jaki to on jest odważny i wysportowany, zniknął z powrotem w lesie.
Alice wiedziona przeczuciem popatrzyła z uwagą w niebo, nawet słowa Phoebe nie wyrwały jej z tego stanu. Dopiero kiedy głos towarzyszki zamilkł, a ona sama wyraźnie czekała na jakąś reakcję, blondynka odezwała się. W jej głosie była dziwna, senna nuta, jakby ktoś właśnie obudził ją z drzemki.
- Nadchodzi burza...
Zimne niczym lód tęczówki skierowały się na rudowłosą dziewczynę. Przez chwilę towarzyszki „niedoli” mierzyły się wzrokiem w milczeniu.
- Jeśli ten chłopak wpadnie, to może wypaplać gdzie się schowałyśmy. – zauważyła rzeczowo – Wydaje mi się jednak, że nie mamy wyjścia. Chmury na niebie są czarne i nabrzmiałe od deszczu... o się nie skończy w jedną godzinę. Ulewa może potrwać całą noc. Myślę, że powinnyśmy się tam schować, a gdy przestanie padać... zastanowić się co dalej.
__________________ Konto zawieszone. |