- Bo… Ja rozmawiałem na dzielnicy i… można by spróbować załatwić sprawę Marii. Znaczy… jest taka osoba, dość dobra… tak słyszałem. Prywatny detektyw. Można by… popytać czy dałoby się coś zrobić. - rzekł czernoskóry chłopak podchodząc do swojego szefa.
- Prywatny detektyw? To ciekawe co mówisz Larry. A co to za osoba? - spytał Karl trochę zaskoczony ale i zaciekawiony nagłą inicjatywą swojego młodego pracownika. Mając jednak na uwadze jego przeszłość mimo wszystko wolał być ostrożny. Nie chciał się wpakować w nic nielegalnego czy z sądami w tle. To niosło ze sobą złą famę. Traciło się czas, zdrowie i nerwy. No i pieniądze. Pasożytniczą Murzynkę traktował jak dopust boży ale ostatecznie jakoś dało się to przeżyć. No i mimo wszystko nie życzył jej źle czy wizyty panów z bejzbolami. Nie miał sumienia skazywać kogoś na coś czego sam nie chciałby przeżyć.
- Załatwia sprawy na dzielnicy. Głównie fotki niewiernych mężów i żon, ale czasem także i oszustów dla towarzystw ubezpieczeniowych więc zna się na tym. Nie jest tani.- wyjaśnił Larry. -McBrithe się nazywa. Connor McBrithe.-
- To bardzo ciekawe Larry… - rzekł z namysłem Karl. - A nie masz może czasem jego numeru? Albo po prostu wiesz gdzie ma biuro? - postanowił się jakoś spróbować skontaktować się z tym McBirthe. Może jakby go spotkał, porozmawiał, przedstawił sprawę to kto wie…
- Adres mam … telefonu nie bardzo. Ale pewnie znajdzie się w książce telefonicznej, albo wyszukiwarce internetowej.- zastanowił się Larry, po czym zapisał adres na serwetce i podał Karlowi.
- Dziękuję ci Larry, dobry chłopak z ciebie. - przyjął serwetkę z uśmiechem zadowolenia patrząc chwilę na adres. w okolicy zamieszkania Larry’ego zresztą.
Wieczorem Karl postanowił odwiedzić tego detektywa bowiem jak na razie to co powiedział mu Larry brzmiało raczej zachęcająco i dawało nadzieję na jakiś postęp w sprawie. A jak nie to w sumie przedstawi ją pogadają sobie o niej i tyle..
Ktoś tu lubił klasykę. Taka myśl przyszła do głowy, gdy zobaczył drzwi z napisem.
Connor McBrithe. Private eye.
Za drzwiami wyjętymi wprost z czarnobiałych filmów o detektywach, było biuro typowe dla chandlerowskich opowieści. Była też sekretarka zajęta kawą. Wiek na oko czterdzieści i kok na głowie. I okulary w staromodnych oprawkach. Tylko pana McBrithe nie było. Wedle sekretarki był w King’s Head Pub, który znajdował się w pobliżu biura. A Hobbs miał bez problemu rozpoznać detektywa, jak twierdziła sekretarka. Był bowiem… charakterystyczny.
Miała rację. Connor niewątpliwie wyróżniał się wśród ludzi w pubie odpowiednim do roli ubiorem. Musiał niewątpliwie kochać swoją robotę.*
- Dobry wieczór. Pan McBirthe? Szukałem pana w biurze, pańska sekretarka mi powiedziała, że mogę tu pana zastać. Jestem Karl Hobbs. - właściciel “Karl’s Food” podszedł do mężczyzny w prochowcu i przywitał się.
- A więc chodzi o interesy?- zapytał zaskoczony Connor mocno ściskając dłoń, po czym zawołał kelnerkę i kazał przynieść dwa guinnessy. Po czym spytał wprost Karla.- Żona czy partner w interesach?
- Właściwie to pracownica. - uśmiechnął się Karl biorąc do ręki szklankę z “colową” zawartością. Upił łyka po czym przedstawił swoją sprawę z kłopotliwą pracownicą. W sumie nie chciał by wyglądało, że chce się pozbyć jej za wszelką cenę ale nie ukrywał, że sprawa jest co najmniej drażniąco - irytująca.
- Pracownica? Brzmi podejrzanie… szantażuje cię czymś?- zapytał cicho Connor źle rozumiejąc słowa Karla.
- Tak. Szantażuje mnie kontraktem, związkami, prawami pracowników i nasyłaniem kontroli z podaniem do sądu włącznie. - uśmiechnął się Karl choć wypowiedź ociekała autoironią oraz niechęcią pod adresem osoby o której mówił. Upił kolejny łyk Guiness’a i westchnął ciężko. - Mam z nią problem bowiem ona nie łamie w żaden sposób prawa. Nie domaga się niczego czego nie mogła by się nie domagać. Ale po prostu chyba ma samych prawników w domu, a prywatnie przypuszczam, że jest zawodową wyłudzaczką kasy od pracodawców bo coś dziwnie te je działania przypominają z góry przemyślany plan. I to zanim się umówiła pierwszy raz na rozmowę o pracę ze mną. Obecnie jestem tego prawie pewien. Wyobrazi sobie pan, że przyniosła mi zwolnienie lekarskie w czwartym czy piątym miesiącu ciąży! No kto tak robi ja się pytam jeśli ma uczciwe zamiary?! - gdy doszedł do punktu zapalnego głos mu się nieco podniósł bo zawsze go ten moment bardzo wkurzał. - No mówię panu, ja nikomu nie żałuję jak zarobi i jeszcze uczciwie to niech ma nawet i trzy domy i sześć samochodów. Nikomu nie bronię być bogatym ale i niech mnie nikt nie broni. No i przecież trzeba być człowiekiem prawda? A ona to jest zwyczajna pijawka i pasożyt. No ale właśnie przyszedłem z tym do pana bo słyszałem, że pan ma doświadczenie w podobnych sprawach. - rzekł znowu spoglądając na rozmówcę i upijając kolejny łyk zimnego piwa.
- Ja jestem tylko detektywem. Mogę poniuchać i zdobyć różne obciążające ją materiały, ale niech się pan nie łudzi… bez procesu się nie obejdzie. Kto pana zwykle reprezentuje w sądzie?- zapytał Connor popijając piwo.
- Może pana zaskoczę… Ale zazwyczaj obywam się bez posiedzeń w sądzie. - uśmiechnął się lekko Karl mówiąc nieco zamyślonym głosem. - Nie liczę oczywiście sprawy rozwodowej. - dodał wyjaśniająco. - Ma to jakieś znaczenie w tej chwili? Ma pan kogoś konkretnego na myśli? - zwrócił się do detektywa.
-Nie, w ogóle nie… Chodzi o to, że potrzebuję wszelkiej dokumentacji związanej z pana pracownicą. Mogą być skserowane kopie… oryginały nie są mi potrzebne.- machnął ręką Connor z uśmiechem.- Dam je do przejrzenia mojej podwładnej. Studentka prawa, ale dociekliwa i skrupulatna. Niemniej… radzę poszukać sobie dobrej kancelarii prawnej. Ja mogę zdobyć dla pana dowody, ale jeśli ona jest zawodową oszustką, to… bez prawnika się nie obejdzie.
- Rozumiem. - rzekł Karl kiwając głową. Miało to sens, czegoś takiego własnie się spodziewał. - Dobrze na pewno mam trochę makulatury od niej po tych jej raklamacjach, postulatach i roszczeniach wszelakich, bez problemu mogę je przekserować i panu podrzucić. Poza tym mam tylko standard czyli kontrakt, te zawiadomienie o zwolnieniu lekarskim i chyba tyle. - mruknął zamyślonym głosem właściciel lokalu starając przypomnieć sobie co może mieć ze wspomnianej dokumentacji. - Czyli jak rozumiem jeśli dostarczyłbym te dokumenty to wziąłby pan tą sprawę? - zwrócił się do swojego rozmówcy. Był w końcu biznesmenem i był ciekaw ile go by takie przedsięwzięcie mogło kosztować czasu i pieniędzy.
Po spotkaniu z detektywem miał zamiar wrócić do domu i tam poświęcić czas na przygotowanie się do zbliżającej się wojny ze swoją pracownicą. A dokładniej przeszukać jakieś obiecujące kancelarie adwokackie specjalizujące się w takich pracowniczych procesach. To co mówił Connor bowiem wydawało mu się jak na razie całkiem trafne i prawdopodobne. Czekałaby go pewnie długa kampania w sporej częsci tocząca się w sądach i biurach. To by pewnie kosztowało go sporo czasu i nerwów. No i pieniędzy. Nie zapowiadało się lekko. Ale co w życiu było lekkie? No chyba, żeby Connor znalazł naprawdę coś ciekawego i wówczas może dałoby się z tą wywysającą ją pijawką dogadać jakoś bez tej całej wojny. W sumie Karl'owi najbardziej zależało by dała mu spokój choć wymierzenie jej jakiejś nauczyki też by go satysfakcjonowało za tę swoją krzywdę. A miał wrażenie, że nie był ani pierwszym ani ostatnim którego tak wyrolowała.