- Do zoba na miejscu. Narta, zjeby. - Molly schowała komórkę do kieszeni, wyszczerzyła krzywe, żółte zęby do reszty bandy i zdjęła ze swojego krzesła swój punkowy płaszcz. Kiedy wciągała na siebie połataną szmatę, całe ubranie aż zabrzęczało od nagromadzonych w nim "przydajek".
A potem, kiwając głową Adzie i Adrianowi, spokojnym krokiem udała się do wyjścia, obracając w kieszeni kartę i klucze. Niech reszta sobie gada i dalej się kłóci. Ona jako jedyna wykazała się zawodowym podejściem do tematu i miała niezły start, w przeciwieństwie do reszty, która grzęzła dyskusji pt. "kto ma większego". Szczury jak zwykle wyprzedzały tą bandę nadnaturalnych debili o kilka długości...
Może jak szybko uwinie się z tą sprawą - bo nie wątpiła, ze jej się to uda - to będzie to w końcu upragniona przepustka do Rekrutów? Pogwizdując pod nosem, obrała kierunek, który miał pozwolić jej jak najszybciej opuścić teren watahy i dostać się "na miasto".