Roger John Carlston - Ależ proszę, możecie sobie tutaj zostać. Niezbyt zależy mi na waszych tyłkach, John's będzie miał niezłą zabawę. Pewnie was zamorduje. Bo "sześciu uczniów zmarło w wyniku zawalenia się budynku" brzmi całkiem nieźle, może jakieś dotacje dostaną na odnowę... W każdym razie na pewno lepiej niż "trójka uciekła". Przerwał, zaczerpnął powietrza. Wbił swoje spojrzenie w chłopaków, omijając tłuściocha- on i tak pobiegnie za wszystkimi. - No... No może masz trochę racji...- odezwał się w końcu jeden z nich, gdzieś z kąta pomieszczenia. - Może mam- odparł Carlston- tak czy inaczej, ja wieję. Jeżeli chcecie, to pamiętajcie o planie. W minutę, dwie- może trzy. A kto zostaje- zobaczymy się po śmierci. Roger już na nich nie czekał. Odwrócił się od reszty, uchylił klapę i wybiegł. Biegł, biegł i biegł, za jedyny cel obierając sobie kierowanie się tam, gdzie dziewczyna, którą zresztą ledwo już widział...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |