Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2015, 20:00   #2
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
* * *

Przed całym tym tragicznym wydarzeniem, Lisa była aktorką. Wspaniałą aktorką, nowo wschodzącą gwiazdą, budzącą sensacje, zachwyt i pożądanie. Jako egocentryczka czuła się cudownie, jak najważniejsza na świecie osoba. Śmiało można by stwierdzić, że stała się najszczęśliwszą osobą na świecie. Wiecznie w światłach reflektorów, plakaty z jej wizerunkiem na każdym budynku. Tu jej buzia, tu dłonie, tam ona w sukience, tutaj jej naga dupa w Playboyu. Po prostu żyć nie umierać, była idealna i też takie miała życie. Kasy jak lodu, fanów tyle co włosów na głowie co najmniej tysiąca ludzi. Manipulowała, udawała, robiła show, wzbudzała sensacje. Każda kobieta chciała spytać „Jak Ty to robisz? Chce być taka jak Ty!”. Zaś każdy mężczyzna krzyczał „Ruchałbym!! Pokaż cycki!”. Czyż to nie było niezwykłe życie? Właśnie wtedy, stało się „to”. Atak demonów zrujnował wszystko, zniszczył to, na co pracowała tak długo, odkąd zaczęła występować na scenie już jako młody szczyl. Miała dobrych rodziców, ale ich śmierć jej nie zabolała tak bardzo, jak to, że straciła własne życie. Może nie dosłownie, ale dla niej było to jak śmierć. Umarł bowiem jej wizerunek. Budynki stały się ruiną, przez co plakaty z jej nagim tyłkiem runęły na ziemię, zostały podarte, spalone. Jej piękna twarz na plakatach reklamujących spektakle teatralne straciła swój blask i kształt, z czasem całkowicie zniknęła z ulic. Ludzie jej autografami podcierali sobie tyłki w chwili, gdy zabrakło papieru toaletowego. Życie blondynki, dotychczas usłane różami, stało się koszmarem. Stąpała po cierniach, raniła sobie stopy o kolce dawnych róż. W kobiecie coś pękło. Zapałała nienawiścią, czarną niczym smoła. Złość jej nie znała granic, kiedy poczęła demolować wszystko, co napotkała na drodze, kiedy krzyczała i płakała jednocześnie, gdy zaczęła roznosić wszystko, co było wokół niej. Dla większości osób, jeśli nie wszystkich, powód blondynki był wręcz śmieszny. Naprawdę nie było dla niej nic bardziej wartościowego niż własny czubek nosa? Czy takie miała wzorce w młodości, że do tej pory nikt jej nie pokazał jak bardzo powinna doceniać innych, zamiast dbać tylko o samą siebie?
Całe szczęście Lisy nikt nie znał, osobiście. Niektórzy mogli pamiętać ją z lat 2011 i 2012, kiedy jej twarz po prostu była wszędzie, kiedy wszyscy o niej mówili, zachwycali się, fapali namiętnie do jej poz w playboyu. Tak, to były dobre lata, bo najlepsze. Popularność biła z każdej strony, była taka ważna... Wciąż wspomnienie o tym przyprawia ją o złość, jednak jako aktorka potrafiła przywdziać odpowiednią maskę, do odpowiedniej sytuacji. Właśnie dlatego nowopoznanym było ciężko odkryć jaka jest naprawdę ta kobieta, która jej maska to ta właściwa, a która to pozory, za którymi kryją się podstępne syki węża. Dla niej była to walka o przetrwanie. W końcu najważniejsze było to, by przeżyła bez uszczerbku, a na drugim miejscu było wyplenienie tych sług prosto z piekła. W końcu jaki sens poświęcić swoje życie, warte więcej niż wypełnienie planety w 75% ludźmi, by ratować innych? Świat bez niej nie miałby sensu, ot co!

L i s a
dzięki szatańskiej pysze jednych nie słucham, drugich nie słyszę

Wygląd kobiety, jak na te czasy, był dość... Niezwykły i budzący wątpliwości. Wielu ludzi zastanawiało się, jakim cudem ktoś taki jak ona przeżył tyle lat w postapokalipstycznym świecie? Jak to się stało, że ta kobieta nie ma blizn, ran, wygląda wręcz jak ideał, dawno już zapomniany ideał z czasów dobrobytu. Lisa była dorosłą już osobą mająca na pierwszy rzut oka nie więcej niż 22 lata. Wzrost 171 centymetry, waga ok. 51kg. Szczupła kobieta o długich blondwłosach i niebieskich oczach. Rysy twarzy miała delikatne, bardzo kobiece. Zgrabna dziewczyna o figurze ponętnej, niezagłodzonej fotomodelki. Cera porcelanowa, usta jasnoróżowe, pełne i kuszące. Nos nieduży, zgrabny. Piersi średniej wielkości, jędrne, perfekcyjne. Nogi długie, szczupłe i zgrabne.
Czyż to nie przypomina jakiegoś przesadzonego ideału? Wyglądała troszkę jak subtelna, delikatna lalka, która potrzebuje mężczyzny, co to otworzy przed nią drzwi lub rozłoży parasolkę nad jej głową w deszczową pogodę. Jej uroda jest bardzo lekka i właśnie to budzi wątpliwości oraz pytania tyczące się tego, jakim cudem przeżyła? Na pierwszy rzut oka wygląda, jakby nawet muchy skrzywdzić nie potrafiła, kwestią sporną więc byłoby, czy ta kobietka w ogóle potrafi walczyć lub robić cokolwiek. Skąd ona się urwała, co ona tutaj robiła? Czy to nie jest jakaś śmiertelna pomyłka, czy to nie jest godne litości? Przede wszystkim, czy warto będzie poświęcać się, by ją ochronić w przypadku niebezpieczeństwa? Po wyglądzie naprawdę nie było można spodziewać się po niej wiele, wydawało się wręcz, że jest całkowicie bezużyteczna, kula u nogi, nierób, dama ze szminką. Cóż mogła zapewnić tej grupie osób? Rozrywkę w formie teatralnej? Byle nie robiła tych swoich "przedstawień" na polu bitwy.

*** Zanim nastąpił komunikat ***


Blondynka w końcu mogła odpocząć, poczuć się bezpiecznie. Tyle miesięcy była sama, pozbawiona opieki, ochrony. Musiała liczyć na samą siebie, a to szło jej naprawdę opornie, po prostu nie była przystosowana do takiego trybu życia. Przez wiele lat każdy ją wyręczał, więc nie potrafiła być samodzielna. Czy chociaż starała się, by taką być? Pff, jeszcze czego. Po co, z taką buźką? Z jej wyglądem każdy, naprawdę k a ż d y powinien wręcz pragnąć poświęcić swe życie dla niej. Takie miała zdanie.
Kiedy zauważyła, że Lazar piecze nad ogniem serce, mało co nie zwróciła ryżowego krążka, którego przed chwilą zjadła. Tak, jeden jej zdecydowanie wystarczył, najadła się jak mały prosiaczek! Starała się robić dobrą minę do złej gry i wymyślać na bieżąco różne rzeczy. W sumie, starała się nie kłamać, ale też nie szczędziła słów, a to dlatego, że zbyt powściągliwe odpowiedzi nie nadawały barw opowieściom i wyobraźni.
-Jesteś Łowcą? - niski, chrapliwy głos Lazara, przypominający warczenie, wyrwał ją z myślenia o tym, że zaraz się porzyga na widok tego serca. Otrząsnęła się i przestała skupiać na rzeczy, która ją obrzydzała. Oczywiście nie brzydził jej sam fakt, że to serce, no bo to żaden hit. Czuła wstręt na samą myśl, że on to zeżre.
- Co, ja? - spytała głupkowato, jakby w okolicy miał być ktoś jeszcze, na przykład niewidzialny przyjaciel tego… dużego Pana. W sumie wydawał się być osobą, która właśnie takich znajomych ma. Chyba tylko takich. Błyskawicznie jednak się zrehabilitowała, nim jego wzrok przeszył ją na wylot, o ile w ogóle miałby to robić.
- A tak! Tak, oczywiście! No ja bym nie była? Pewnie, że jestem. Taki ze mnie łowca, że padniesz z wrażenia - nie kłamała. Jej ton głosu był delikatny,a słowa zbyt szybkie, na pewno szybsze, niż jego. Nawet nie wie, że faktycznie mógłby “paść” z wrażenia, albo może zawodu? Oby tylko jej nie odtrącił, bo się zamknie w sobie.
-A jaką masz zdolność? - spytał oschle.
- Pożyteczną. - odpowiedziała fuknięciem. Trzeba przyznać, że chyba zaczynała się obrażać. Jeszcze trochę i się naburmuszy. No po co on ją pyta, co za bezczelność! Przecież powinien jej dziękować za to, że tutaj w ogóle jest, a nie jakimiś fochami strzela i pyta "a jaką masz moc", no kurde! Dobrą ma moc, a co!
Drago pokiwał tylko znacząco głową. Trochę ją to wkurzyło.
- No nie bądź taki...powściągliwy! - bąkła pod nosem kręcąc blond lokiem na swoim smukłym palcu. Gdyby na nią spojrzał na pewno nie uszłoby jego uwadze to, jak się naburmuszyła. Jej poliki napełniły się nabranym powietrzem, jakby chciała coś w sobie zdusić lub jakby po prostu walnęła mega fochem, bo i nos zadarła ku górze i lekko odwróciła od niego głowę tak, że widział jedynie jej skos.
- Nie jestem kulą u nogi, więc możesz sobie darować obrażanie mnie. Nikt nie będzie zaniżał mojej wartości, o. - skwitowała i westchnęła najgłośniej, najbardziej ostentacyjnie i wymownie jak tylko się dało. Jego dalsze milczenie doprowadzało ją do białej gorączki. Był najbardziej irytującym bubkiem, na jakiego mogła trafić i mimo, iż powinna być dla niego przemiła tej nocy, to za bardzo poniosła ją duma i już nie potrafiła. Nakryła się swoim kocem, położyła i miała zamiar iść spać. W sumie to i lepiej, nie będzie musiała obserwować jak obleśnie wpiernicza ten mięsień, zwany sercem!
- Dobranoc! - burknęła cała sfochana i nakryła się aż po czubek głowy, jakby za karę chciała pozbawić go swego blasku.

Lisa obudziła się wraz ze wschodem słońca. Niestety, ale to wciąż nie były warunki dla niej, potrzebowała łóżka i takich pięknych klapek na oczy, co by słońce jej nie budziło z samego rana. Bardzo tego nie lubiła, ale takie już było to życie. Żałowała tylko, że się nie rozebrała do snu, w końcu była bezpieczna, to mogłaby wyjątkowo, ale jakoś zapomniała i w przypływie złości na Lazara po prostu nie pomyślała o tym. Teatralnie westchnęła i zaczęła pakować swój kocyk. Z rana czuła smutek, przygnębienie, niepewność. Kucała nad swoimi rzeczami składając kocyk niespiesznie i dokładnie. Smukłymi dłoniami wygładzała ten niemiły materiał, potem poprawiła włosy, nabrała powietrza w płuca, przymknęła oczy. Próbowała się skupić, miała swoją nową rolę, nad którą miała zamiar tym razem zapanować. Po pewnym czasie wyprostowała się. Podeszła do mężczyzny, starała się by słyszał, że idzie, co by przypadkiem zaskoczony jej nie strzelił. Początkowo delikatnie musnęła jego plecy opuszkami palców, by po chwili przesunąć dłonią po jego barku, ramieniu i zatrzymać się na przedramieniu. Stanęła zasmucona obok niego, nie odrywając od niego swojej delikatnej dłoni, którą zapewne mógłby zmiażdżyć jednym uściskiem.
- Nie zostawisz mnie, prawda? - spytała ze smutkiem w głosie racząc go swoim przeszywającym spojrzeniem. Oczy miała mocno niebieskie, jak morze czy ocean. Nie były jednak zaszklone, nie miała zamiaru się popłakać. Stwierdziła, że łzy działają na niego odwrotnie do jej oczekiwań.
Nie zaskoczyło jej to, że milczał. Właśnie za takiego go uważała, od samego początku wyglądał jej na osobę zdystansowaną, zobojętniałą, ale wciąż wierzyła, że w jakimkolwiek sensie go zafascynowała, czymkolwiek. Nawet, jeśli miałby ją chronić tylko po to, by potem zeżreć, choć to nie był to, do czego próbowała go przekonać. Jednak kiedy Lazar począł wsiadać na motor, to już przegiął. Noga kobiety drgnęła w niezauważalnym przytupie. Ręce wyprostowała wzdłuż ciała silnie napinając mięśnie, zaś dłonie zacisnęła w pięść na tyle mocno, że z jej rękawic wysunęły się błyszczące, metalowe pazury, mające na sobie resztki zaschniętej krwi. Już chciała coś powiedzieć, wydrzeć się na niego, nawyzywać go, zacząć rzucać kamieniami i żądać tego, co według niej jej się należało, kiedy usłyszała
- Pospiesz się.
I wtedy jej mięśnie nagle się rozluźniły. Szpony schowały się z charakterystycznym dźwiękiem ocierających się ostrzy. Kącik jej jasnoróżowych, delikatnych ust uniósł się niemal niezauważalnie w złośliwej formie.
- Nie pożałujesz! - zakomunikowała miło i pospiesznie wykonała polecenie. Trzeba będzie nauczyć się zaciskać zęby, póki nie przekona go, by nie zostawił jej gdzieś w krzakach, albo nie przerzucił przez płot do ogrodu sąsiada, jak worka ze śmieciami, za który w utylizacji trzeba było zapłacić, więc się nie opłaca. Lisa doskonale sobie zdawała sprawę ze swojej niskiej użyteczności, ale miała to w nosie, póki nikt inny jej tego nie wytykał. W tym przypadku układ idealny, bo Lazar przemilczał większość jej słów, nie komentował złośliwie, więc blondynka była zadowolona.

*** Obecne zdarzenia ***


Lazar ruszył w drogę, a ona siedziała tuż za nim. Czuła się dobrze, tak spokojnie i bezpiecznie, w końcu kogoś znalazła. Szkoda, że nie grupę osób, tylko jednego osiłka, którego nijak szło zmanipulować, ale dobre i to. W końcu najważniejsze, żeby dobrze walczył i mężnie chronił jej pięknego, porcelanowego ciałka! Mogłaby nawet przysnąć z głową na jego plecaku, śliniąc go z największą przyjemnością i zaszczycając swymi blond włosami o delikatnej strukturze, jednak w niespodziewanie w radiu zabrzmiał komunikat głoszony przez jakiegoś mężczyznę wzywającego pomocy. Lisa z przerażenia niemal podskoczyła na motorze, a może po prostu to ta droga była taka wyboista?
- Chyba tam nie pojedziesz, prawda? - ton sugestywny, a pytanie retoryczne, bo według niej odpowiedź powinna być tylko jedna, czyli "nie".
- Jadę - Lazar odpowiedział na wezwanie. Kobieta nagle dostała worów pod oczami, a mina zrzedła jej na tyle, że na czole dostała mimicznych zmarszczek.
- No chyba sobie żartujesz? - zamarudziła błyskawicznie, kompletnie wypadając z roli "słodkiej i kochanej blondyneczki".
- Nie jedziemy tam, po co? Mało się nażarłeś wczoraj demonów, znowu musisz mnie raczyć tym obrzydliwym widokiem?! - trajkotała dalej, a jej głos stawał się być coraz bardziej pretensjonalny.
- Słuchasz mnie do cholery?! - wydarła się i zdzieliła go pięścią w bark. Pewnie nawet tego nie poczuł, bo kobieta nie miała jednak w sobie wiele siły, a i nie chciała go nokautować, tylko po prostu pacnąć, by zwrócił na nią uwagę. Ten jednak milczał i zdawał się mieć ją totalnie w nosie, nawet nie raczył burknąć czegokolwiek, po prostu nic! Lisa tak się wściekła, że jej twarz zalała się czerwienią, brwi zmarszczyły się a zęby silnie zacisnęły. Po tym krótkim napięciu, nastąpił gwałtowny foch, podczas którego dziewczyna założyła ręce krzyżem na klatce piersiowej, a głowę zadarła w górę patrząc gdzieś w bok.
Wtedy właśnie Lazar wpadł na genialny pomysł, by jednak przyspieszyć. Lisa zachwiała się mocno i w ostatniej chwili chwyciła jego plecaka, mało brakowało a jej szlachetne dupsko jak i plecy grzmotnęłyby o podłogę, zaś opary z rury wydechowej zabrudziłyby jej idealną mordę. I właśnie wtedy miarka się przebrała! Teraz kobieta obrażona będzie minimum pół dnia, nawet go spojrzeniem nie uraczy. Wbiła twarz w jego plecak i trzymając się mocno zaciskała wargi w sposób sprawiający, że stały się wąskie i naburmuszyła się już drugi raz w ciągu tak krótkiego czasu. Postanowiła się do niego nie odzywać.
Po niedługim czasie Lalka poczuła jak jakaś substancja ochlapuje jej nagie kolano. Jak się okazało, mężczyzna postanowił bez zatrzymywania się zarżnąć parę ogarów, a krew z ich tętnic trysnęła pod ciśnieniem brudząc jedną z pięknych nóżek naszej damy. Przeginał coraz bardziej, a ona była już na tyle wściekła, że jeśli tylko coś stanie jej na drodze, to to wypierdzieli w kosmos z taką siłą i prędkością, że wpadnie to coś w dziurę czasoprzestrzenną.
W momencie gdy wyczuła, że Lazar się zatrzymał, zeszła z jego motoru spięta ze złości jak jeszcze nigdy
- Żeś mi prawie sukienkę zafajdał, Ty... - dyszała gniewnie, a ręce drżały jej przez nadmierne napięcie mięśni. Z trudem się powstrzymywała, bo przecież nie mogła go zaatakować, to by było bez sensu, zresztą... Nim zdążyła dokończyć, on nagle odjechał ! Porzucił ją jak zbędnego szczeniaczka, takiego słodziutkiego, bezbronnego pieseczka... Hau?
- Wrrrrraaaach! - wydarła się wściekle po czym kopnęła w wieżę. Była ona dla niej godnym przeciwnikiem, bo na pewno nie ugnie się pod fochami blondynki. Wciąż wytrącona z równowagi otrzepała swoją sukienkę z kurzu i siląc się na udawany spokój, gracje jak i kulturę, po prostu wyprostowała się, poprawiła swoje piękne włosy i nie zważając na to, że ma sukienkę i każdy kto za nią pójdzie będzie widział jej tyłek, po prostu zaczęła się wspinać. Bo cóż innego jej pozostało?
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 28-03-2015 o 20:16.
Nami jest offline