Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2015, 12:38   #3
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Jestem otoczony! Udało mi się ukryć na szczycie wieży Eiffla! Jeśli ktoś odbiera ten przekaz, niech mi pomoże! - wydobyło się z radia przymocowanego taśmą izolacyjną do ramy motoru starej daty. Wytatuowana kobieta poderwała się z ziemi wyłączając dźwięk. Sama robiła nie mniej hałasu w swoim zakoszonej kurtce ortalionowej. Że też w dwa tysiące dwunastym jeszcze robili takie badziewia i to jeszcze w takim wspaniałym kraju jak ten. Ale co zrobić kiedy płaszcz nie wytrzymał ostatniej potyczki? No wymienić ubranie… Nawet jak nie jest w jej stylu.

Pociągając nosem kobieta podniosła motor z nóżki i zaczęła go prowadzić do wyjścia z budynku. Zerknęła w lewo, zerknęła w prawo. Chyba było czystko. Obłożony torbami motocykl byłby mało przydatny, dlatego miał on przyczepkę boczną.

[

Znała Paryż. Urodziła się w nim, wychowała, a potem wybyła aby odwiedzić obie Ameryki. Nie zajęło jej to długo. Nie starała się nawet zahaczać o większe miasta, podziwiała przyrodę. Pustynię i pustkowia oraz sławny na cały świat płaskowyż Nazca. Zanim demony opanowały świat.

Zdążyła jeszcze zostać wysłana do wojska. Na kurs. Wiele ją to nauczyło i pokazało nową drogę w życiu. A może to był ten moment kiedy ugryzł ją wąż na pustyni? Leżąc tracąc przytomność widziała jak padlinożerce powoli schodzą się dookoła niej. Albo to było kiedy spojrzała ze szczytu Machu Picchu w kanion? Przepastna przestrzeń, w którą omal nie spadła pchnięta przez nieostrożnego turystę. Albo jak była ranna w puszczy i zaopiekował się nią ten dziwny starzec? Połatał ją, nakarmił, a potem chciał poświęcić wierząc, że to odwiedzie demony od niego samego. Życie funduje tak wiele niespodzianek.

Dwie przecznice od wieży, przy Avenue Rapp, przyczepka została schowana za ladą sklepową. Była do niej przyczepiona wiadomość:

“Własność kondora. Kradzież grozi śmiercią.”

Podspodem był rysunek tatuażu i jednocześnie znaku kondora z płaskowyżu Nazca.


Kobieta szła dalej Avenue de la Bourdonnais. Wciąż była to aleja drzew, które teraz złociły się pięknie i obumierały. Poza podziwianiem była jednak chęć pomocy, ot taki ludzki odruch w tym demonicznym świecie. Avenue Silvestre de Sacy wychodziła idealnie na plac pod wieżą. Nie było już co się zastanawiać. Trzeba było działać. Pistolet został sprawdzony, shotgun też. Wszystko było przyczepione, nie telepało się i nie rozlatywało. Nie wpadnie jak coś się złego stanie. Ochroniacze poprawione, kask i gogle też. Można było ruszać.

Ryk silnika poniósł się po okolicy. Motor z całym swym przyspieszeniem ruszył do przodu. Pomknął aleją ku historycznej budowli wzniecając liście z ziemi.

- Iiihahahaha! - wydarła się na cały głos pokazując środkowy palec demonom. Jadąc 100km/h przemknęła obok Eiffla i pojechała dalej ściągając na siebie zapewne uwagę wszystkiego dookoła. Niech ją gonią. Reszta lub niedoszły idiota poradzą sobie teraz.

***

To było jak strzała, grom z jasnego nieba, kubeł zimnej wody i nutka szaleństwa. Szarżujący obraz pełen błysków i niewyraźnych plam, a jednak tak klarowny i ostry jak chiński tasak. Nagła decyzja i jej konsekwencje. Kondor szarpnęła motorem mocno dociskając tylni hamulec. Szorując metalowym ochraniaczem po asfalcie w ostatnim momencie uniknęła pikującego demona. Ten trzepocząc znów uniósł się do góry. Poza nim jednak były ogary. Sunąc bokiem naraziła się na nie. Dlatego też wyszarpnęła swój shotgun z kabury na plecach. Zbliżający się pies rozdziawił paszczę. Otwierała się i otwierała, zęby fruwały, a krwiste kawałki mięsa rozpryskiwały się pod wpływem rozprysku amunicji. Truchło padło na ziemię sunąc wraz z nią. Poderwała motor, przeładowała wyrzucając gorącą łuskę w powietrze. Drugi pies padł z rozkwaszoną czaszką. Jego cielsko przewróciło motor w drugą stronę przygniatając nogę do ziemi. Trzeci pies przeskoczył nad nią nie mogąc wyhamować. Piekielnie zręcznie zawrócił i spotkał się z wymierzonym w nos pistoletem. Strzał, rozbryzg krwi i trup.

Kondor zaczęła się gramolić kiedy przypomniała sobie o latającym paszkwilu. W zasadzie sam dał o sobie znać skrzecząc i nadlatując. Tym razem trzeba było trzech kul alby piekielna istota padła. Niestety dodatkowo ją przygniótł. Po dobrych pięciu minutach wyswobodziła się. Sapiąc i gmerając pod nosem podniosła motor i umazana we krwi ruszyła do Eiffla na spotkanie innym.
 
Asderuki jest offline