Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2015, 17:27   #5
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Belgrad, Serbia
2013




Zniszczone miasto, walące się budynki, wieżowce bez okien i trupy. Wszędzie trupy porozrywane na drobne części, a pośród nich jeden żywy.

Z każdym krokiem jego furia rosła. Gdyby z każdym krokiem wydostawałaby się przez stopy ziemia rozstępowałaby się tryskając jęzorami ognia, którym niemal sam dyszał przygarbiony, gotów do zaduszenia skurwysynów gołymi rękami.

Wszędzie krew. Na włosach, długiej brodzie i wyszczerzonych zębach w wyrazie bezgranicznej agresji. Ściągnięte brwi niemal wjechały na zmarszczony nos. Drżąca górna warga.

I nieustannie płynąca adrenalina!

Drapieżnik wrócił do miasta i nie pozostało nic prócz patrzenia na martwe stado. Jego stado.

Nagle wystrzelił w prawo kątem oka dostrzegając małego impa. Nie przejmował się tym, że może pakować się w ich gniazdo. Im więcej tym lepiej. Rozerwać! Rozwlec wnętrzności aż do ratusza!

Chwycił małego demona czując jak pod jego zaciśniętą z całą mocą dłonią pękają kości. Wgryzł się w ofiarę wyrywając kawał demoniego mięsa. Drugą rękę skręcił kark umierającemu i z nieziemską satysfakcją wgniótł go w najbliższą ścianę.

Najbardziej bolała go jednak jego martwa wataha leżąca bez życia przy pałacu prezydenckim. To, co z niej zostało. Marnym dla niego było pocieszeniem, że darmo skóry nie sprzedali.

Głuchy warkot wydostał się z jego gardła, świat poruszał się w zwolnionym tempie, a narastająca energia rozsadzała go od środka! Modlił się o demony. Żeby przybyły po niego. Wszystkie! Czuł, że jak nie dorwie jakiegoś, to eksploduje! Skóra paliła go od ognia płynącego w żyłach!


Zwierzęcy ryk obwieścił, że jedyny tu drapieżnik rusza na polowanie!




Siedział przy ogniu, którego nie miał zamiaru gasić na noc. Chciał ściągnąć demony. Chciał, by przyszło ich jak najwięcej, ale zdecydowana większość opuściła Belgrad. Zostały niedobitki. To duchy jego dawnych towarzyszy musiały je przepędzić. Resztę zrobił on. Cały dzień biegł po mieście rzucając się na każdego znalezionego przeciwnika.

Tego dnia był Bestią i nawet demony to czuły. Tylko te większe lub w większych grupach nie salwowały się ucieczką. Eliminował je pojedynczo lub małymi grupkami oddzielonymi od większych.
Ale Lazar nie był dzisiaj sobą. Nigdy nie przejmował się nadużywaniem siły, przemocą. Dzisiaj jednak okrucieństwo było aktem łaski, sadyzm delikatnością, bezwzględność mżawką przy szalejącym w jego wnętrzu sztormie. Najkrwawszemu katu żołądek mógłby się przenicować na widok Drago szalejącego po mieście coraz szybciej i brutalniej. Szybciej i brutalniej.
Dlatego niemal nie było fragmentu jego ciała, który nie byłby pokryty posoką.

Teraz stał przy ogniu czując jak jego mięśnie pulsują pod skórą próbując się nieskutecznie rozluźnić. Walczył ze skurczami najróżniejszych partii cała, dawał odpocząć nadnerczom, oddechowi i sercu.
Niemniej pomogło. Był już tylko wściekły.

Podszedł powoli do tego, co zostało z Marko, z którym nieraz niemal zachlał się na śmierć. Poznał go tylko po wiszącym na szyi nieśmiertelniku.

Marko Blagojević, Serbia
Specijalna Antiteroristicka Jedinica, 33871
AB Rh-

- Dobra robota. Wygraliście, bracia - powiedział chrapliwym głosem zrywając jedną z dwóch blaszek nieśmiertelnika. Na odwrocie, jak na każdej znajdował się Archanioł Michał - ich patron.

- Brachu, pozwól mi wziąć Twoją broń. Tam, gdzie jesteś nie będzie Ci potrzebna, a ja zarżnę te skurwiele - odezwał się ponownie. Już dawno nie wypowiedział tylu słów na raz, a nadchodząca noc dawno nie była tak spokojna. Jak się miało okazać, jeszcze długo musiał czekać na równą jej.

Wszedł do Belgradu na własnych nogach, a wyjeżdżał na chopperze "Indian" z pełnym portfelem i kompletem broni po jego dawnych towarzyszach, zaś każdego z osobna prosił o zgodę.
Wydawało się to absurdalne, bo przecież żaden z nich nie mógł się sprzeciwić, lecz dla Lazara miało to głęboki sens.





Okolice Paryża, Francja
2015





Ogień płonął. Mógł jeszcze płonąć przez jakiś czas. Jeszcze przez kilka chwil. Później trzeba będzie go zgasić. Będzie przyciągał demony. Przed snem ogień należy zgasić i wytępić wszystko z najbliższej okolicy, ale to za chwilę. Teraz można posiedzieć jeszcze przy cieple piekąc zdobyte niedawno mięso. Serce. Bardzo pożywne.

Spojrzał na kobietę siedzącą niedaleko. Równie dobrze mogłoby jej tu nie być, choć jej obecność nie przeszkadzała. Tak naprawdę była dla niego powietrzem nawet wtedy, gdy trajkotała nad uchem jak zepsuta zabawka. Byleby nie kręciła mu się pod nogami, gdy będzie robił swoje. Najlepiej niech trzyma się z daleka. Chyba, żeby potrafiła coś przydatnego, choć nie podejrzewał ją o to.
Nie widział niczego szczególnego, gdy została obstąpiona przez pomioty, ale trzeba było się upewnić.

-Jesteś Łowcą? - zapytał, zaś kobieta wydawała się nie zrozumieć, że mówi do niej. Coraz lepiej... Blondynka.

- Co, ja? A tak! Tak, oczywiście! No ja bym nie była? Pewnie, że jestem. Taki ze mnie łowca, że padniesz z wrażenia - odparła, zaś Lazar przez chwilę nic nie mówił.
Nie wątpił, że "padnie z wrażenia". Właściwie to już "padł". To, że jeszcze nie została pożarta mogło być tłumaczone wyłącznie tym, iż była nieapetyczna i jedynie wysoce zdesperowane osobniki rzucały się na nią. Inaczej nie potrafił wytłumaczyć tego, że jeszcze żyła.
Najprawdopodobniej już wiedział, co należało z nią zrobić podczas konfrontacji. Odsunąć. Musiał jednak się upewnić:
- A jaką masz zdolność?

- Pożyteczną -odparowała, zaś Drago już wiedział co z nią zrobić podczas najbliższego starcia. Odsunąć. Wiedział też gdzie ma się kierować. Do najbliższego miasta, by ją odstawić i zostawić, bo jeszcze sobie zrobi krzywdę.
Pokiwał głową, lecz już jej nie słuchał. Coś jeszcze zaczęła trajkotać, ale niewiele to go obchodziło. Zdecydowanie ciekawszy był kawał mięsa upieczony nad ogniem. Ciekaw był czy mięso demona różni się w jakiś znaczący sposób od mięsa zwierzęcego.

- (...) kulą u nogi (...)! - usłyszał najbardziej interesujący fragment wypowiedzi kobiety.
Powoli podniósł głowę i, nie zwracając na dźwięki wydobywające się z jej jamy gębowej, zmierzył ją spojrzeniem zaczynając od góry do dołu. Tak. Kula. To dobrze do niej pasowało.
Szybko jednak porzucił tą myśl. Wgryzł się w zdobycz.

Nagle zapadła cisza. Nie do końca wiedział czemu. Procesor jej się przegrzał czy dostała zapalenia języka od ciągłego nim obracania?
Spojrzał na nią ponownie i zauważył naburmuszoną minę. Dobrze. Będzie miał na jakiś czas spokój.

Gdy zjadł, a nowa towarzyszka burknęła pod nosem "dobranoc" bez słowa zabrał się za gaszenie. Potem jeszcze tylko obchód obozu i można było iść spać.




Ledwie jasna łuna pokazała się na niebie zwiastując rychłe powstanie słońca, Dragoslavljević otworzył oczy.
Ledwie otworzył oczy, a już zaczął składać płachtę namiotową. Natychmiast sprawdził ponownie czy w ognisku nie znajduje się nieugaszony żar. W nocy obudził się tylko raz słysząc odległy warkot demonicznego ogara.
Przez kolejny kwadrans nasłuchiwał i wypatrywał stworzenia, ale najwyraźniej oni nie byli obiektem ataku. Szkoda.

Nagle kątem oka zobaczył ruch. To Lisa się obudziła. Dobrze, nie będzie musiał jej budzić.

Zasunął plecak, po czym przypiął do pasa swój ekwipunek, zaś pistolet wsunął do kabury.
W tym czasie podeszła do niego, ale Drago miał ważniejsze rzeczy do roboty. Musiał dokładnie sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu i działa tak jak powinno, więc nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.

- Nie zostawisz mnie, prawda? - zapytała.

Nie zostawiał swojego stada. Dlatego jeździł po Europie zabijając to, co mu pod ostrze podeszło. Bo nie zostawiał.
Poza tym musiał ją odstawić do najbliższego miasta, a kiedy tylko to zrobi ponownie stanie się samotnym wilkiem, co mu pasowało.

Wsiadł na motor i warknął:
- Pospiesz się.

Opieka opieką, ale nie mogła go opóźniać. Musiała dostosować się do jego tempa.

- Nie pożałujesz! -rzekła wesoło, zaś Lazar już zaczynał żałować.




Paryż, Francja
2015





- Jestem otoczony! Udało mi się ukryć na szczycie wieży Eiffla! Jeśli ktoś odbiera ten przekaz, niech mi pomoże! - szczeknął radio komunikator, zaś nieudana towarzyszka Lazara zaczęła skrzeczeć za jego plecami.

Wataha w potrzebie? Wyżynanie demonów?
Oczy Łowcy zaświeciły dziko, zaś on sam wyszczerzył kły w wyrazie drapieżnego zadowolenia.
Wcisnął przycisk wykręcając sobie rękę i powiedział głośno do nieznajomego:

- Jadę.

Gwałtownie przekręcił manetki przyspieszając na zakręcie. W tej chwili absolutnie nie przejmował się Lisą. Nawet nie zauważył, że prawie spadła. Nie poczuł pacnięcia w ramię. Istniał już tylko on i rozprawa z demonami!

- Na wieżę - powiedział do kobiety za jego plecami.

Gdy dojeżdżał na miejsce adrenalina wystrzeliła do jego żył, a czas zwolnił. Zobaczył jak ogary dostrzegły ich. Rozbiły się na dwie grupki. Chciały ich otoczyć, by nie uciekli, zaś Drago spojrzał na nie z niezdrową fascynacją. Nie wiedziały, że on nie miał zamiaru uciekać.

Kątem oka zobaczył kolejny motor. Drugi Łowca. Przez chwilę Lazar śledził tor przejazdu. Tylko przez chwilę.
Trzy ogary pognały za przejezdnym, co nieco zmartwiło Dragoslavljevića. W grupce po prawej zostały cztery zdezorientowane osobniki. W lewej trzy.
Podkręcił manetkę do samego końca i wyszarpnął maczetę.

Nie musiał brać zamachu. Prędkość motocykla zrobi swoje. Wystawił broń widząc jak powoli zbliża się do przeciwników odwracających parszywe łby w jego stronę.
Optymalnym punktem stały się odsłonięte szyje i brzuchy, ale on wybrał szyje już wyobrażając sobie strugi krwi buchające z ich tętnic.

Były szybkie, ale nie mogły tej prędkości rozwinąć natychmiast. Poczuł szarpnięcie w dłoni z maczetą. Ścisnął ją mocniej widząc jak przechodzi przez gardziel dwóch pomiotów. Delikatna korekta rozorała trzeciego. Ostatniemu prawie udało się wywinąć. Jego rana nie była głęboka, ale z tętnicy wyciekała ciepła jucha.

Nagle zwrócił motor bokiem do kierunku jazdy i przechylił się w przeciwną stronę! Pojazd zatrzymał się po kilkunastu metrach.

Pozostałe trzy ogary pędziły już w ich kierunku przez gęsty kisiel powietrza. Już zaczynały rozdziawiać zębate paszcze w gotowości do zaciśnięcia ich na Łowcy jadącym już w ich kierunku z pełną prędkością!
Widział jak jeden z nich wyskakuje w powietrze nie przejmując się zderzeniem z obiektem o wysokiej prędkości.

Drago z niejakim trudem pochylił się w prawo i skulił na siodełku, by gwałtownie wyprostować się razem z zaciśnięta pięścią, gdy demoniczny pies niemal nad nim przeleciał. Ćwieki wbiły się brzuch, a powietrze wypełnił jeden z najpiękniejszych dźwięków - trzask łamanych kości.

Motor zwolnił i zatrzymał się. Ogary zaczynały szarżę w drugą stronę. Niedaleko wejścia na Wieżę wykrwawiał się ten z przeciętą tętnicą, kawałek bliżej próbował podnieść się ten z połamanymi żebrami. Podniesie się, ale za chwilę.
Tymczasem psy były tuż przy Lazarze! Jeden z nich skoczył, by dopaść do gardła Łowcy, a drugi rzucił się do nóg.

Stojąc w bezruchy z wolna zaczął czuć smród wydobywający się z pyska zbliżającego się przeciwnika. Jego zęby rosły coraz bardziej.
Nagle Drago podkurczył nogi i przechylił się dążąc do pozycji horyzontalnej. Resztę zrobiła grawitacja. Opadł na wroga atakującego dolne partie. jedną ręką chwycił go za szyję, zaś palce drugiej wraził głęboko w czaszkę agresywnie rozpychając się w środku palcami, po czym natychmiast przekręcił się na plecy.

W samą porę rąbnął nadlatujący ku niemu pysk. Potwór zawył i stracił inicjatywę. Nadal leżąc na plecach Łowca złapał, a następnie przyszpilił łeb stwora w podmokłą ziemię. By uwolnić ręce Lazar przycisnął go kolanem. Potem z lubością łamał mu łapy obserwując jak zbliża się ostatni żyjący przeciwnik.
Trzaski pękających kości zakończyły się dopiero wtedy, gdy ogar utopił się lub stracił przytomność. Dla pewności Łowca skręcił mu kark.

Na widok tylu świeżych, jeszcze ciepłych demonów zassało go w brzuchu. Przełknął ślinę idąc do słaniającego się na łapach pomiotu. Przez chwilę stali oboje warcząc na siebie.

Nagle Dragoslavljević wystrzelił do przodu przygniatając stwora co ziemi wbił zęby w odsłoniętą szyję. Z przegryzionej tętnicy buchała mu na twarz ciepła krew. Coraz mocniej wgryzał się w gardziel aż w końcu ruchami truchła były już tylko drgawki pośmiertne.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline