Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2015, 22:10   #5
Sirion
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Poszukiwacz powoli starał się zebrać myśli. To co się wydarzyło było… Dziwne, starał się zebrać myśli i przypomnieć sobie chociażby urywek tego co się stało. Szukał punktu zaczepienia w swojej pamięci, aby powoli ułożyć w całość poprzednie wydarzenia. Jedyne co jednak napotkał, to pulsujący ból głowy i pustkę. Jego pamięć była pusta i wytężenie jej nie dawało odpowiedzi na to, co mogło zaprowadzić do tego miejsca. Nie pamiętał. Jeżeli istniały jakieś poszlaki co do przebiegu wydarzeń, który doprowadził do tej sytuacji, nie były to jego wspomnienia.

Zrezygnowany ostrożnie wstał nie ufając swojemu poczuciu równowagi. Nigdy dużo nie podróżował drogą wodną, ale widział, że w pojedynkę będzie bardzo trudno sterować tratwą. Zbliżył się do stosu zwłok ignorując unoszący się odór, liczył na znalezienie jakiejś poszlaki, co dokładnie tutaj zaszło. Zachwiał się nieco, odkrywając jak słaby był, może niedożywiony, trzęsąc się nawet przy ostrożnym kroku. W razie niebezpieczeństwa gotów był działać, ale zdaje się, że raczej odzyskał przytomność aniżeli się zbudził, wnosząc po zmęczeniu…

Klęknął, czy upadł na kolana przy ciałach. Tratwa była dość duża by być zupełnie stabilną pod jego krokami. Zwłoki były ułożone nogami w jedną stronę, jak gdyby rzucone jedne na drugie. Ubrania przemokły i zaczynały gnić od bagiennego klimatu. Wszystkie ciała nosiły znamiona być może głodzenia, być może jakiejś choroby - nie było na nich fizycznych obrażeń, mimo początku dekompozycji i napęcznienia. Ostatecznie ich odór był nie do odróżnienia od bagiennego. Po ubraniach wnosząc, jeden był chyba kupcem, ze dwóch mogło być bezdomnymi lub ubogimi mieszkańcami… jakiegoś miejsca. Reszta wyglądała całkiem plebejsko, za wyjątkiem mężczyzny ewidentnie w tunice rycerskiej, z zerwanym naszyciem herbu. Wszystkie ciała nosiły ślady drobnego rabunku z rzeczy, z którymi ich znaleziono, przynajmniej cennych.

Mężczyzna na klęczkach powoli zaczął przerzucać ciała, licząc na to, iż uda mu się odnaleźć cokolwiek wartościowego. Bez żelaza u pasa czuł bardziej bezbronny niż był w istocie - inną sprawą było to, iż jego oręż był jedną z niewielu cennych dla niego rzeczy. Szukał wszystkiego co uznałby za przydatne, jakiejś mapy, może jakiegoś listu, czegokolwiek. Poszukiwał czegoś, co pozwoliło by mu się zorientować mniej więcej gdzie się znajduje. Przy okazji sprawdzał również, czy któraś z osób dalej żyje, licząc na to, iż w takiej sytuacji mogła by powiedzieć mu cokolwiek i dać jakieś wskazówki. Szybko jednak zweryfikował, iż był tu pośród samych ciał, martwych od kilku dni. Pomiędzy podartą przy okazji rabunku odzieżą, szmatami i kocami w których niesiono zmarłych odnalazł jedynie przemokłe zwinięte pergaminy u domniemanego kupca oraz najlepiej zachowany z całości odzieży, acz stary, karmazynowy płaszcz należący do niego. Jeden ze zwiniętych pergaminów był zapieczętowany, ewidentnie nie sygnetem szlacheckim, lecz pieczęcią miejską. Pieczęć była czymś na wzór trójkątnej sieci na tle fali wody. Mogło to być małe miasteczko, na pewno coś większego niż wieś - miało wszak godło, herb i na dodatek uczyniono z tego pieczęć. Nie rozpoznawał jej jednak, co oznaczało, że zapewne oddalił się od basenów Morza Spadających Gwiazd i Księżycowego Morza… Lecz nie pamiętał kiedy, ani jak.

Poszukiwacz powoli wyprostował się i rozejrzał po okolicy, nie łudził się, że rozpozna, gdzie się znajduje, ale liczył na odnalezienie jakichkolwiek śladów cywilizacji, ponadto musiał zorientować się gdzie dryfował - nie chciał być zdany na ślepy los. Wiele lat podróżowania mówiło mu jednak, że może być w niemal dowolnych bagnach w niemal dowolnej części świata. Ledwie widział Czarne Słońce w środku nocy, nieco ciemniejszą plamę na niebie. Może gdyby na niebie były gwiazdy, iskry, których przodkowie używali do nawigacji… Nie mógł powiedzieć gdzie jest, mógł jednak dokonać zdrowego osądu, że najbliższa cywilizacja jest daleko stąd.

Postanowił rozejrzeć się czy gdzieś na tratwie, albo w zasięgu ręki nie znajduje się coś co mogłoby posłużyć do sterowania tratwą. Idealne byłoby wiosło, które wcześniej do tego służyło, ale nie pogardziłby odpowiednio długim kijem, gdyby dryfował w pobliżu. Nie był to żaden problem. Z wody poza łodygami wystawało wiele luźnych konarów, które opadły w swoim czasie z drzew. Nie była to idealna rzecz do sterowania, ale zupełnie wystarczyła na najbliższy czas.

Na podpierając się na czworakach ostrożnie wychylił się po najdłuższy i najgrubszy badyl w pobliżu i ostrożnie wciągnął go na pokład. Podniósł się i postanowił przyjrzeć się rozlewisku. Wolał na razie go nie opuszczać, bo pomimo wszystkiego czuł się bezpieczniej tutaj niż wychodząc na ląd. Ostrożnie zbadał też konarem głębokość. Badyl, mający może dwa metry, zanurzył się prawie w trzech czwartych, i już Poszukiwacz myślał że natrafił na dno, ale mięciutki muł nie podtrzymałby długo nawet ustawionego na sztorc kija i próbując się na nim podeprzeć by wstać podróżnik prawie stracił równowagę. Wyciągnął kij - mokry aż po końcówkę, za którą chwycił.

Mężczyzna zaklął cicho. Długo rozważał za i przeciw, ale postanowił pozostawić ciała, dopóki zapach nie stanie się nie do wytrzymania. Ostrożnie, odpychając się od wystających konarów, kierując się w stronę północy - kierunek pomagał mu dobrać mech porastający drzewa.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline