Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2015, 02:09   #18
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Pierwsze pięć minut śniadania było najgorsze. Wyrzuty sumienia i kac moralny, czasowo pogrzebane pod masą obowiązków oraz stresem związanym ze zbliżającym się wielkimi krokami spotkaniem z Mansonami, powróciły ze zdwojoną siłą ledwo Lilly otworzyła usta, celem wylania z siebie pełnego raportu na temat poprzedniej nocy. Trajkotała jak najęta, a Tara z przyklejonym do ust uprzejmym uśmiechem potakiwała głową, powtarzając co jakiś czas, że naprawdę nie ma problemu i kuzynka nie jest jej nic winna.
Już myślała, że telefon od wczorajszego gościa pozwoli na szybką i dyskretną ewakuację, lecz los miał jak widać inne plany.
Z uniesioną pytająco brwią Lantana sięgnęła po komórkę, starając się wyglądać, jakby nic niezwykłego się nie działo. Ot zwykła, kurtuazyjna rozmowa z nowym znajomym. Może naprawdę chciał się tylko przywitać? Po tym co stało się w nocy jakoś w to wątpiła...
- Tak? - zaczęła z udawanym zdziwieniem.

- Tara?...ehhmmm…- i dla niego ta rozmowa wydawała się trudna.- To co zdarzyło wczoraj i co powiedziałaś… Powinniśmy porozmawiać. Może dziś o… dwudziestej? Lilly idzie z jakąś Aiko na dyskotekę o tej porze. Babski wieczór… czy coś w tym rodzaju.
Rzeczywiście Aiko i Lilly przyjaźniły się ze sobą i czasem urządzały wspólny wypad na miasto.

- Jasne Gregory, myślę, że nie będzie z tym problemu. Poproszę młodą, żeby przesłała ci mój numer. Niech twoi znajomi zadzwonią i powołają się na ciebie, to dogramy szczegóły. Myślę, że dam radę wcisnąć ich w jakiś sensowny termin. - powiedziała wzruszając ramionami, choć mężczyzna nie mógł tego zobaczyć. Wystarczył jego głos, by z miejsca przypomniała sobie zapasy na dywanie. Ukryła zmieszanie, sięgając po kubek z kawą. Jeszcze tego brakowało, żeby Lilly coś wyczuła. Szczęśliwie wszelką nerwowość, zakłopotanie i stres Tara mogła zrzucić na dzisiejsze spotkanie z ważny-jak-wszyscy-diabli klientem. Zresztą tylko winny się tłumaczy. Przecież “nic” się nie stało.

- Acha… To super. To do zobaczenia.- rzekł Gregory w odpowiedzi.-I… dałaś mi wczoraj do myślenia.

Lantana była obserwowana cały czas. Lilly z naiwnym uśmieszkiem przyglądała się swej kuzynce czekając, aż skończy rozmowę, by zasypać ją gradem pytań.

- Miłego dnia - zakończyła z ulgą. Dobrze, że facet załapał aluzję...dłuższa rozmowa wydawałaby się podejrzana - Podasz Gregoremu mój numer? - spytała oddając właścicelce telefon.

-Jasne… widzę że zrobił na tobie duże wrażenie. Aż kusi spytać…- rzekła dziewczyna wystukując na klawiaturze zapewne numer do przesłania.-O czym rozmawialiście, gdy ja siedziałam w łazience?

Lantana wiedziała, że to pytanie padnie. Przygotowała się na podobne przesłuchanie, od rana układając w głowie odpowiedzi, pozwalające na bezpieczne zachowanie wstydliwej tajemnicy z dala od uszu Hopkins.
- No wiesz - zaczęła poważnym tonem - Opowiadałam mu jak na ślubie wuja Alberta wpadłaś z impetem na świadka i o tym że musieliśmy szukać przez pół godziny obrączek, które wypadły mu z ręki i potoczyły się gdzieś pod kościele ławy.

-Boże… uzna mnie za fajtłapę.- dramatyczne tony nie pasowały do uśmiechu Lilly. Spytała po chwili-Jednym słowem… plotkowaliście o mnie? Nie rzekłaś mu, że mam tyłek warty grzechu?

-On doskonale to wiedział - ruda parsknęła i dodała lekkim tonem - Gadaliśmy tak ogólnie, próbowałam go trochę rozruszać. Bourbun w tym pomógł. Jest zabawny...i fakt, na początku był spięty, ale szybko się oswoił, jak zagroziłam mu ugotowaniem w kotle

-Acha… i nie wyciągnęłaś z niego jakichś ciekawostek, albo brudnych sekrecików? - zapytała zaciekawiona Lill opierając dłonie o blat i kładąc podbródek na dłoniach.-Z tego co ja wiem… zrobiłaś na nim wrażenie. Ciężko mu było uwierzyć, że jesteś moją STARSZĄ kuzynką. Mi też… gdy miałaś na ciebie tą obcisłą małą czarną.

-Oczywiście, że wyciągnęłam! - z oburzoną miną Tara przyłożyła rękę do piersi, jakby pytanie młodej uraziło ją do cna. Wyciągnęła nawet więcej, niż wypadało, ale tym akurat nie musiała się chwalić - Za kogo ty mnie uważasz? Tylko wiesz...i tak masz już u mnie dług...

-Oj powiedz… proszę… obiecuję, że spłacę dług całkiem. Zrobię co zechcesz… jakoś ci odpłacę.- rzekła z prośbą w głosie Lilly będąc oczywiście wręcz chodzącą ciekawością w tej chwili.

-Zapamiętam i w stosownej chwili przypomnę - Lantana mrugnęła, odstawiając pusty kubek na stół - Więc tak...jest taka jedna fantazja o której wypaplał przy drugim drinku. Tylko nie wiem, czy mogę ci powiedzieć. Powiedział to niby w tajemnicy -zakończyła wymownie, a usta jej zadrgały.

-Ale takie są najlepsze…- słowo “fantazja” w połączeniu “w tajemnicy” sprawiło, że rumieniec wystąpił na policzkach Lilly. Teraz po prostu musiała wiedzieć.-Nooo powiedz… w końcu to mój chłopak. Muszę wiedzieć wszystko.

- Opowiadałam mu, jak kiedyś przez miesiąc musiałyśmy się razem kąpać. Pamiętasz, prawda? - zawiesiła pytanie w powietrzu, sięgając po miskę z płatkami.

-No i… co w tym pikantnego?- odparła zdziwionym i rozczarowanym tonem Lilly. Kuzynka wydawał się więc rozczarowana.

- Wypalił, że bardzo chciałby cię zobaczyć w tej sytuacji...myjącą mi plecy. Potem się zająknął, zrobił czerwony i tak dalej…- wyszczerzyła zęby - Alkohol potrafi rozwiązać człowiekowi język

-Znaczy… my dwie… pod prysznicem…-Lilly powoli dodawała dwa do dwóch, jej oczy robiły się coraz szerzej otwarte… podobnie jak usta w coraz szerszym grymasie. Aż w końcu wybuchła głośnym śmiechem. Wesołym i intensywnym.-Wyobrażasz… wyobrażasz.. sobie.. taką sytuację…? Że ja, że ty… też ma pomysły… ale to przez tą sukienkę co założyłaś.
Gdy skończyła się śmiać.- Ech… też ma pomysły. Że my dwie…
Przez chwilę zamyśliła się.-Aż korci, żeby mu przesłać taką fotkę… spod prysznica. My półnagie… tulimy się do siebie… ściskamy tak, by za wiele biustu nie zobaczył. Zbierałby szczękę z podłogi.

-Zależy ci na nim? - Tara spytała po chwili ciszy.

- Cóż… - usłyszawszy tak serio zadane pytanie Lilly zamilkła, by potem powoli powiedzieć.-Tak. Chyba tak. Trudno powiedzieć, bo chodzimy ze sobą od niedawna, ale… sama musisz przyznać, że jest ideałem w garniturze od porządnego krawca.

- Skoro zależy...pomogę ci ze zdjęciem. Doliczę to do rachunku. Wolisz fakturę elektroniczną, czy w formie papierowej? - spytała z niewinną miną.

-Serio?- zaskoczenie pojawiło się na twarzy Lilly, bowiem sama chyba nie brała pod uwagę takiego rozwoju sytuacji. Zapewne nawet nie myślała o wysyłaniu takiego zdjecia.-Ale wiesz… powinnaś doliczyć do jego rachunku. To on będzie ślinił się do naszego zdjęcia, na którym będziemy się zmysłowo tulić patrząc sobie w oczy z tłumioną żądzą.- Lilly z trudem udawało się jej utrzymać powagę.

Doliczę, nie bój się - pomyślała, a na głos odarła - Ważne, żeby ci się potem odpowiednio odwdzięczył. Czego się nie robi...dla najdroższej kuzynki.

- No to.. kiedy mu prześlemy? Znaczy… kiedy to zrobimy?- zapytała Lilly zapalając się do tego pomysłu coraz bardziej.

Tara spojrzała za zegarek. Te parę minut jej nie zbawi, a wycięcie Gregoremu psikusa tego kalibru warte było odrobiny gimnastyki. Żałowała jedynie, że nie zobaczy jego miny, gdy odczyta mmsa. Ciekawe, czy wspomni o tym przy ich wieczornym spotkaniu?
- Teraz? - rzuciła wesoło, podnosząc się z krzesła - Nie ma co odkładać na potem, bo zapomnimy..albo uznamy za zły pomysł. Chodź, póki jeszcze nie muszę lecieć do pracy.

- Ok… - Lilly wstała i ruszyła do łazienki, zatrzymując się po drodze w drzwiach.-Hmmm… ja tam ściągnę majtki, ale chyba ty masz jakieś bikini co przypadkiem… wiesz… nie pokazać mu za wiele?

-Ustawimy się tak, że będzie dobrze. Nie bój nic - Tara wepchnęła młodą do łazienki.

-Ja się nie boję… w moim przypadku nie zobaczy niczego nowego nie zobaczy.- zaśmiała się Lilly.- Wczoraj pokazałam mu wszystko.
Blondynka odłożyła aparat telefoniczny na umywalkę i szybko zaczęła pozbywać się ubrania, t-shit, spodenki, bielizna lądowały na ziemi. Po czym weszła z telefon pod prysznic.-Dobrze, że mam porządny aparat w komórce.
A gdy Tara również pozbyła się swego stroju, została wciągnięta pod prysznic. I Lilly przylgnęła miękkim biustem do piersi Tary powoli na nie napierając.-Śmieszne uczucie.

Lantana pokręciła głową i ze śmiechem objęła Lilly, przysuwając twarz do jej twarzy
-Tylko trochę ciasno...i dziwnie...dobra, róbmy to zdjęcie

-Dobra już… robię…- trzymając jedną ręką aparat Lilly, drugą chwyciła za pośladek Tary drapieżnie i docisnęła swe ciało do jej tak, że biust ich ocierał się o siebie przy każdym oddechu, a twarze były bardzo blisko. Oddech Hopkins przyspieszył, zerkała na aparat ustawiając go tak by zdjęcie z niego wyszło za pierwszym razem. Trochę jej dłonie drżały, trochą policzki zaróżowiły. A całe robienie zdjęcia się przedłużało…

Wpierw Tara obawiała się, że nocny najeźdźca zostawił na jej ciele znaki swej obecności. Ciężko byłoby wytłumaczyć Lilly kolekcję okrągłych siniaków na piersiach, jednoznacznie wskazujących, że zostawiły je ludzkie dłonie.
W teorii pomysł wydawał się dobry, praktyka okazała się bardziej...bezpośrednia. Dotyk drugiego ciała i jego ciepło pobudzały zmysły, a umysł z trudem akceptował fakt, że stojąca obok osoba w gruncie rzeczy jest z rodziny i na dobrą sprawę jakiekolwiek zbereźne myśli są daleko nie na miejscu, o stosowności nawet nie wspominając.
- Przytyło ci się- mruknęła lekko ochrypłym głosem. -Ale spoko. Poszło w cycki

-Najlepsze miejsce na tycie…- zachichotała Lilly co sprawiło, że ocieranie zrobiło się bardziej “nieznośne”, a oblicze blondynki bardziej zaczerwieniło. W końcu jednak “cyknięcie” nastąpiło. Hopkins spojrzała na twarz Tary tak jakoś dziwnie. A potem odsunęła się szybko i zaczęło oglądać efekt.-No to spełniłam jego fantazję… chyba… na swój sposób. Ciekawe czego zażądać w zamian. Czego ty byś zażądała?

-To już zostawiam tobie. - ruda z ulgą wytoczyła się spod prysznica i chwyciła rzucony na ziemię szlafrok - Ale wieczór podczas którego usługuje ci w samym krawacie brzmi jak dobry plan.

-Może wtedy powinnam ci pozwolić popatrzyć, co? Jak wygląda w samym krawacie?- zapytała żartobliwie blondynka zakładając białe bawełniane majtki.

- Lepiej się spytaj, czy ma brata albo jakiegoś kumpla, ale tak dyskretnie. Zardzewiałam ostatnio, stetryczałam i zarosłam mchem. Zresztą wiesz jak stoję z czasem...nie mam go za wiele na szukanie czegoś konkretnego, a jakaś odskocznia od roboty by się przydała

-Popytam… jakieś konkretne dodatki do tego zamówienia? Bo ma chyba paru znajomych z siłowni.- zamyśliła się Lilly z biustonoszem trzymanym w dłoniach.

- Wiesz, taki standard. Niech potrafi rozmawiać o czymś więcej niż mięśnie i praca, nie wygląda jak flak… - zawiązawszy troczki szlafroka, Tara ruszyła w kierunku swojego pokoju - Jak będzie bogaty to też się nie obrażę. I broń Boże rudy...rude jest wredne.

Lilly zapięła stanik podeszła do Tary, nachyliła się ku jej twarzy i cmoknęła w policzek.- To mit… rude bywa cudowne i kochane.
A potem schyliła się by podnieść t-shirt śmiejąc się.- Pewnie Gregory nie ekscytowałby się tak zdjęciem, gdyby wiedział co miałam na sobie przed cyknięciem fotki.

Nie ekscytowałabyś się tak, gdybyś wiedziała że go przeleciałam pod twoim nosem...jestem złym człowiekiem - Lantana wzdrygnęła się, szybko obracając głowę w stronę korytarza. Dziś wieczorem kupi butelkę wina, albo dwie i narąbie się porządnie...może z JC. Musi z nią pogadać przed spotkaniem z Mansonami.
-Tylko powiedz mi jaka była jego reakcja - dodała, wychodząc z łazienki.

-Jasne.-odpowiedziała z uśmiechem Lilly.

***



Echo głośnej kłótni w języku rosyjskim dawno już przebrzmiało, pozostawiając po sobie ciszę leniwego, niedzielnego poranka. Tara nie zaliczała się do grona szczęśliwców, mogących pozwolić sobie na gnicie w łóżku do południa. Zostawiwszy w mieszkaniu rozświergotaną Lilly, szybkim krokiem ruszyła po schodach na trzecie piętro. Co prawda przedpotopowa winda działała bez zarzutu, ale była powolna jak wszyscy diabli i hałaśliwa. Mając do wybory skorzystanie z niej i krótki, zdrowotny spacer po szerokich stopniach, Lantana zdecydowała się na drugie rozwiązanie. Szybkim krokiem przemierzyła korytarz i przystanęła dopiero przy drzwiach, opatrzonych dwoma mosiężnymi jedynkami.
Może nie udusi mnie kablem od słuchawek za pobudkę - skrzywiła się i zapukała.
Musiała dość długą chwilę odczekać, nim drzwi się otwarły i stanęła w nich JC Także w porannym stroju.


Biały porozciągany sweterek obejmował całe jej ciało, pomijając długie zgrabne nogi ze stopami w grubych wełnianych skarpetkach.
-Tara?- zdziwiła się zaskoczona J.C. uśmiechając się lekko.- Stało się coś?

-Cześć kochana, przepraszam jeśli cię obudziłam, ale chciałam zajrzeć jeszcze przed pracą. Mam nadzieję, że się nie gniewasz..a jak gniewasz, to przepraszam tym bardziej. Wynagrodzę ci to, obiecuję - z szerokim uśmiechem Tara wylewała z siebie strugi czystego optymizmu, starając się patrzeć sąsiadce w oczy - słuchaj...tak sobie pomyślałam. Wczoraj wspominałaś, że masz dziś niezbyt ciekawy materiał do odsłuchania. Może wpadnę do ciebie koło dziewiątej? We dwie zawsze raźniej, będzie można się pośmiać i skomentować tresowane małpki. Ooo..i wino wezmę, coby ich muzyka jakoś łatwiej do nas docierała. Co ty na to, CJ? Lubisz wino, czy wolisz coś innego?

-W zasadzie to … pogrywam teraz w soul calibura.- zaśmiała się wesoło JC i mruknęła.- W ogóle mnie nie obudziłaś. Nie martw się tym. Wino… może być wino. Byle nie nic mocniejszego. Nie mam głowy do alkoholi.

- Super! No to jesteśmy umówione - Lantana klasnęła w dłonie, po czym ze śmiechem wychyliła się do przodu i cmoknęła brunetkę w policzek - Będę 21.30 najpóźniej. Załatwię jeszcze coś do jedzenia...no i wino! Spokojnie, też mam słabą głowę, więc nie będziemy szaleć...chyba.

-Jasne… a skąd ten nagły… pomysł i w ogóle? I jak niby mam się ubrać. Coś zamierzasz świętować?- zaskoczona zachowaniem Tary, JC musnęła delikatnie palcami policzek w miejscu całusa.

- Uwielbiam z tobą gadać, musi być jakiś inny, ukryty powód? Ostatnio za bardzo nie miałam czasu na nic innego poza robotą. Pora to nadrobić - ruda wzruszyła ramionami, nie przestając się szczerzyć - Ubierz się jak ci wygodnie, może być i ten sweter, dobrze w nim wyglądasz. Nawet się nie spodziewałam że masz takie nogi...chować je to zbrodnia. Ale wracając do tematu, nieee żadne świętowanie, takie zwykłe, babskie ploty.

-Nie jestem dobrym źródłem plotek… na pewno nie tak dobrym jak Lil… aaaa... dziś wychodzą razem, prawda?- zapytała w odpowiedzi JC i odsunęła się od drzwi.-Wejdziesz na puszkę piwa imbirowego? Bezalkoholowego. Nie ma co gadać w drzwiach i…przesunęła spojrzeniem po ciele Tary o jej ubraniu.- O tobie można powiedzieć to samo… aż chce się… nieważne...

- No dobra, na jedno z chęcią wstąpię. Mam jeszcze godzinę z hakiem do spotkania z klientami. Wyrobię się...mam nadzieję - zrobiła zbolałą minę, ale zaraz się rozpogodziła. - Nadrobimy wieczorem, obiecuję. Na jednym piwie się nie skończy. A Lilly...nie wiem gdzie dziś ma zamiar siać spustoszenie Piąty Jeździec Apokalipsy, ani z kim...ale skoro mówisz, że wychodzi, to spodziewajmy się końca świata, albo podniesienia podatków. Słuchaj, jesli chcesz zgarnę ze sobą trochę moich ubrań. Coś sobie wybierzesz. Mam ich całą szafę, więc coś na bank się dobierze. Jesteśmy podobnej budowy, będą pasować.

-Ja też mam sporo ubrań.- zaśmiała się cicho JC i wzruszyła ramionami podając dłoń Tarze i zamykając za nią drzwi.-Część nawet nieużywanych.
Po czym poprowadziła do kuchni meandrując pomiędzy porozrzucanymi butami, książkami i kasetami.-I mam tylko jedno łóżko, więc jeśli się spijemy… będziemy je dzielić.
Kuchnia była równie zabałaganiona, a JC nachyliła się ku lodówce i otwierając ją rozstrzygnęła zagadkę dotyczącą tego czy ma coś pod sweterkiem. Miała… majteczki w niebieskie paseczki.-Nie jestem też za dobra w zabawianiu gości.

Co prawda Tara spodziewała się kropek zamiast pasków...ale i tak widoki były zacne.
- Dobrze ci idzie, nie bój nic - wypaliła z chytrą miną, lecz zaraz ugryzła się w język -A łóżkiem się nie przejmuj, damy radę. Aż taka gruba nie jestem...a nawalona przypominam zwłoki: zero wiercenia, zero kopania, jedynie agonia.-zakończyła parskając.

-Ty naprawdę planujesz nas spić?- zdziwiła się JC podając puszkę piwa.-Choć pewnie uciekniesz ode mnie zanim to nastąpi. Ja… nie radzę sobie z przyjęciami i jestem bałaganiarą i…- spojrzenie JC przesunęło się po całym ciele Tary, na chwilę zatrzymując na dekolcie. Westchnęła otwierając puszkę i upijając nieco trunku.-Najwyżej pogramy w gry. Tych mam od groma na play’a 2.

-Nic nie planuję, wyjdzie co wyjdzie...dobrze jednak przygotować się i przetrawić każdą ewentualność - rozłożyła szeroko ręce - Słyszałam, że tylko geniusz potrafi ogarnąć bałagan, czyli nie masz się czego wstydzić. Serio, gdyby nie Lilly też rzucałabym wszystko gdzie popadnie...niestety obiecałam ciotce, że dam jej dobry przykład. Na razie działa, przestała chować skarpetki pod łóżkiem, tylko nosi je do kosza na brudną bieliznę. Mamy progres. Nie przejmuj się tak...prędzej to ty mnie wygonisz. Po alkoholu robię się podobno jeszcze bardziej gadatliwa, o ile jest to w ogóle możliwe. W razie czego zaknebluj mnie i będzie dobrze. - zachichotała, biorąc porządny łyk piwa.

-A właśnie… jak wczoraj się udała wizyta jej chłopaka?- zapytała zaciekawiona JC opierając się plecami o lodówkę i wędrując spojrzeniem po całej sylwetce Tary raz po raz.

- Na serio przyniosę ci jakieś moje ciuchy - Lantana przycupnęła na brzegu stołu, krzyżując wyprostowane nogi na wysokości kostek.- Całkiem nieźle, ten cały Gregory okazał się naprawdę miłym typem. Dobrze ułożony i zbudowany, tylko początkowo pierdoła straszna, ale jak się rozgadał, to już dalej poleciało. Młoda jest zadowolona, a to najważniejsze. Zobaczymy jak to się dalej rozwinie i czy się jej nie znudzi za te trzy-cztery miesiące.

-To możliwe.- zgodziła się z nią JC i mruknęła z uśmiechem wędrując spojrzeniem po nogach Tary wyraźnie zamyślona.-Myślę że najlepiej będzie jeśli ciuszki będzie wpierw prezentowała ich właścicielka. To znaczy na sobie.

- Nie ma problemu - Lantana uniosła puszkę i rzuciła - [i]Twoje zdrowie JC.!/i]

-Twoje też…- upiła nieco piwo i mruknęła nieśmiało.-Mogę coś zasugerować?

-Hmm?- Tara mruknęła, przechylając piwo i dopijając je do końca -Jasne, dajesz.

-Wiesz…- JC podeszła i zaczęła rozpinać marynarkę Tary mówiąc.-Jest niedziela, a z zapiętą wyglądasz trochę za sztywno.

-Trochę panikuję przed tym spotkaniem, muszę wypaść w pełni profesjonalnie - na krótką chwilę kobieta zamarła, po czym na jej twarzy pojawił się uśmiech wdzięczności- Dzięki. Uważaj, bo jeszcze będę co rano przychodziła po porady stylistyczne.

- Nie warto… nie ja występuję przed publicznością, tylko mój głos.- odparła speszona jej słowami JC nadal stojąc blisko Tary.-Nie ubieram się za dobrze. Masz lepszy gust i ładnie wyglądasz w tych ciuszkach… apetycznie nawet. Na pewno nie chcesz przypadkiem uwieść pana młodego?

- Szkoda, publiczność byłaby zachwycona. Może warto o tym pomyśleć? - Lantana odstawiła pustą puszkę i z miną cierpiętnika odkleiła tyłek od blatu - Mogłabym próbować go poderwać, ale nie gustuję w panach po pięćdziesiątce, nieważne jak bogaci i zadbani by nie byli.

- To może panna młoda jest warta grze…- zaśmiała się ciepło JC przerywając nagle wypowiedź, po czym odsunęła do tyłu odrobinę, by zrobić miejsce Tarze.-No cóż… nie będę cię już zatrzymywać.

- Gdyby nie robota, zostałabym i już zaczęła zabawę...ale siła wyższa, rozumiesz. Rachunki same się nie zapłacą, a Lilly wszystko przepuszcza na niezbędne do życia pierdoły. Ktoś w tej rodzinie musi mieć łeb na karku - Tara parsknęła i ponownie objęła sąsiadkę, całując ją w drugi policzek - Dzięki za piwo i do potem w takim razie. Idę spełniać marzenia panny młodej...chociaż nie jest w moim typie. Wolę brunetki. - zakończyła wesoło, ruszając w stronę drzwi.

-Do...zo… baczenia.- niewątpliwie JC została zaskoczona ty buziakiem, bowiem zamarła z piwem w dłoni i nawet nie odprowadziła gościa.


***


Czas mijał nieubłaganie, a spotkanie z Mansonami z mdłego widma zmieniło się w stresujący fakt. Umówili się w tej samej restauracji co poprzednio i tak jak poprzednio cała czwórka zasiadła przy jednym stole - tym samym, oddalonym od reszty i skrytym przed ciekawskimi oczami za parawanem z filodendronów, Sansewierii gwinejskich i wyjątkowo wyrośniętego figowca, którego rozłożyste zielono-złote liście praktycznie drapały Tarę po plecach. Na szczęście klientom spodobał się przygotowany przez nią wstępny plan, zaakceptowali zarówno salę bankietową w dworku z obszernym, majestatycznym ogrodem, jak i dość niebotyczną cenę jego wynajmu. Kiwali głowami, gdy tłumaczyła im swoją wizję wystroju, doboru kwiatów i ozdób, wskazując na poszczególne oferty, wydrukowane jeszcze przed wyjściem z domu. Pierwszy raz nie musiała martwić się kosztami i zaszalała, przedstawiając najlepsze cukiernie, kwiaciarnie - wszystko w zasięgu ręki.
- Tak, tak...świetnie! Będzie bajecznie! Tylko... - Alice klasnęła w ręce, a w mózgu Lantany zapaliła się ostrzegawcza lampka. “Tylko” - jakże ona nie znosiła tego słowa. Zawsze zwiastowało kłopoty…

- Mów śmiało Alice, to w końcu wasze wesele. Ja jestem tu tylko po to, by doradzić i pomóc z realizacją - zmusiła się do szczerego, uśmiechu, zaprawionego odrobiną troski.

Blondynka spojrzała na przyszłego męża. Widać oboje wcześniej dyskutowali nad tym, co dziewczyna miała zaraz powiedzieć i jemu niezbyt się to podobało.
- Chcemy, żeby było bardziej wystawnie, ekskluzywnie. Cena nie gra roli. Sama mówiłaś, że to nasz wyjątkowy dzień i musi być bajeczny. niech taki będzie! - tu spojrzała na narzeczonego, a ten uśmiechnął się przez zęby - Prawda cukiereczku?

-Tak kochanie, dokładnie tak jak mówisz - w jego słowach czaiła się ironia, choć pozostała ona niezauważona przez rozpromienioną pannę młodą.

-Nie ma najmniejszego problemu - Lantana wyciągnęła z teczki kolejne foldery, których dotychczas nie prezentowała żadnemu z klientów. Przyczyna była prosta - za samo powiedzenie “dzień dobry” firmy życzyły sobie pięćset dolców i prowizję, ale ich usługi plasowały się w ścisłej, ogólnokrajowej czołówce. Kogo normalnego byłoby stać na taką ekstrawagancję jak żywe pawie i podobnie egzotyczne elementy dekoracji?
Mansonom, a przynajmniej pani Manson, chodziło właśnie o coś takiego. Z każdą przewracaną stroną i rzucaną przez Tarę propozycją, uśmiechała się coraz szerzej, aż w końcu chichotała prawie bez przerwy, dzieląc uwagę między męża, wiercącego się niecierpliwie na jej kolanach pieska i ślubnego doradcę, cierpliwie wyłuszczającego kolejne zagadnienia.
Cztery godziny później, Lantana czuła jakby ktoś wsadził jej do gardła kawałek drutu kolczastego, ale nie narzekała. nie miała prawa narzekać. Wszystko przebiegało nad wyraz gładko i bezproblemowo. Cały poranny stres wydawał się teraz kobiecie raptem złym snem. Pożegnawszy się z klientami, wsiadła w samochód i dopiero tam pozwoliła sobie na głośny napad radości, piszcząc do swojego odbicia w lusterku niczym mała, rozochocona dziewczynka.
Snując w głowie plany na co wyda to i przyszłe honoraria, sięgnęła do torebki. Na czas rozmów zawsze wyciszała telefon nie chcąc, by cokolwiek, ani ktokolwiek ją rozpraszał .
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyła po odblokowaniu ekranu była ikonka wiadomości wysłanej z nieznanego numeru.

“700 456 904. Fotka zachwycająca. Naprawdę chcesz żebym myślał tylko o jednym? LOL”

Humor Tary odrobinę się zepsuł. No tak...wciąż pozostawał jeszcze Gregory i jego zapowiedziana na 20 wizyta. Miała przemyśleć jak się wyplątać z całej tej kabały. po cichu liczyła na resztki rozsądku, kołaczące się pod kopułą Lardetsky’ego, ale z drugiej strony dawno już nie czuła się tak dobrze. Póki Lilly się nie dowie, póty cała sprawę da się elegancko zamieść pod dywan. Cofnąć swoich czynów Lanatana nie dałaby rady choćby bardzo chciała...a nie chciała, ni w ząb.

Przez całą trasę między restauracją i domem rozmyślała o wszystkich plusach i minusach posiadania układu z Gregorym. Decyzję podjęła wchodząc do pustego, cichego mieszkania i spoglądając na pozostawione poprzedniego dnia kwiaty.


***


Pukanie do drzwi rozległo się pięć minut po ósmej. Silne. Nieco nerwowe. To niewątpliwie mógł być tylko Gregory. Tara raz jeszcze spojrzała pobieżnie na swoje odbicie w lustrze i zadowolona z efektu, przywołała na twarz uprzejmy uśmiech. Wyglądała jak zdzira, w krótkiej, czerwonej sukience na cienkich ramiączkach, nie zostawiającej wyobraźni dużo do roboty. Mózg razem z wyrzutami sumienia zamknęła w słoiku i schowała pod łóżkiem. Liczyła na konkret i do diabła z konsekwencjami. Chciała też podenerwować pewnego siebie playboya..dla samej przyjemności denerwowania.
-Chwilę! - rzuciła w kierunku korytarza i przeczesawszy włosy palcami, nacisnęła klamkę. Drzwi bezszelestnie otworzyły się do wewnątrz.

Gregory zamarł. W przeciwieństwie do jej wystrzałowej kreacji wyglądał trochę mniej szałowo. Szara marynarka, jeansowe spodnie, biała koszula… dwudniowy zarost. Wydawały się niechlujne w porównaniu z jego wczorajszym image, ale też bardziej drapieżne.
- Ja… wyglądasz...twój wygląd wiele mówi.- rzekł trochę nerwowym tonem głosu wchodząc.-Chciałem się spytać, czy wczorajsza propozycja… jeszcze jest aktualna, ale… ten strój jest odpowiedzią?

- Wejdź - kobieta przesunęła się, by zrobić gościowi miejsce. Obojętnie przejechała po nim wzrokiem od góry do dołu - Nie będziemy rozmawiać w progu, nie wypada...i pecha przynosi. Chcesz coś do picia?

Zamknął za sobą drzwi i dodał.-Tak. Z chęcią się napiję.
Ruszył za Tarą mówiąc z lekkim uśmiechem. -Jesteś wiedźmą... prawdziwą… nie zmrużyłem oka przez ciebie wczoraj. Zrobiłaś na mnie niezatarte wrażenie .

-Ostrzegałam - śmiejąc się Tara skierowała się do kuchni, po drodze ujmując Gregorego pod ramię - Czyli miałeś czas żeby zastanowić się nad propozycją. Twoja obecność tutaj...jest odpowiedzią?

-Wierz mi… chciałem powiedzieć nie. Wiele razy myślałem, że.. to błąd, ale… nie mogłem się przemóc.- westchnął niczym męczennik Gregory i nachylił się ku uchu Tary.-Powiedz mi… kto mógłby odmówić takiej propozycji? Piękna kobieta oferuje ci swe wdzięki, kiedy tylko masz na to ochotę… bez zobowiązań, bez żadnych warunków, bez haczyków, bez niczego… kto mógłby odmówić takie przygodzie.
Na tym wypowiedź się nie skończyła, choć słowa już nie padły. Dalej wypowiadał się czynami pieszcząc wargami płatek uszny rudej.

Kobieta westchnęła, odginając kark i ułatwiając mężczyźnie jego zabiegi.
- Po co wprowadzać zbędne komplikacje? Życie i tak jest dostatecznie skomplikowane - wymruczała, robiąc krok do tyłu. Przyspieszony oddech raz po raz unosił jej pierś, a oczy błyszczały. W mniej oficjalnym wydaniu Gregory wyglądał lepiej niż w garniturze, musiała to przyznać - Nie mam czasu ani głowy bawić się w związki. Oboje na tym skorzystamy.

-Ale nie możemy umawiać się tutaj…- Gregory zaś znalazł się tuż za nią. Tak jak ostatnio. Tyle że tym razem jego dłonie, choć zaczęły masować jej ciało nie dążyły do relaksu. Jedna pochwyciła pierś Tary masując ją przez czerwony materiał sukienki, druga podwinęła ową mini na udzie i pieszczotliwie wodziła po jej skórze uda.
-Nawet nie wiesz jak ciężko mi było uwolnić myśli od waszego… zdjęcia i od wspomnień.- wyglądało na to, że nie zdołają dość do kuchni.

- Tak...spotykanie się tutaj jest zbyt ryzykowne - przylgnęła plecami do torsu Gregorego i nakryła jego dłonie swoimi, przyciskając do ciała - A zdjęcie...masz pomysł jak się odwdzięczysz za ten prezent?

- Lilly sugerowała bym znalazł ci chłopaka.- mruczał Gregory wędrując dłońmi po jej ciele i całując zachłannie jej szyję.-A więc… będziesz gotowa zawsze? W dowolny dzień? Mógłbym przysyłać ci adresy hoteli… na miejsca spotkania.
Jego dłonie pieściły jej ciało powolnymi ruchami, choć najbardziej rozpalała ją ta dłoń, która wędrując po udzie kierowała się do najbardziej intymnego zakątka Tary w teorii ukrytego pod bielizną.

Lantana stężała i stanowczo odsunęła się od Gregorego, odtrącając ciekawskie ręce na boki, choć nie przyszło jej to łatwo. Wspomnienia poprzedniej nocy powróciły jak na zawołanie, policzki pokrył rumieniec.
- Czy zawsze i o każdej porze? Pamiętaj, że mam pracę - powiedziała spokojnie, obracając się twarzą ku rozmówcy - Ale to nie jest jakaś duża przeszkoda. Można dogrywać terminy na bieżąco...a czy codziennie- będziesz musiał mnie przekonać, ale wiesz doskonale jak to zrobić...spytam z ciekawości: mieszkasz sam, czy z kimś?

-To prawda…- zaśmiał się Gregory spoglądając na Tarę i wzruszył ramionami.-Wiem, że masz pracę i życie i… ale o wiele lepiej brzmiało, kiedy proponowałaś że zawsze. Nawet jeśli była deklaracja na wyrost.- zmarszczył brwi w zamyśleniu.-Mieszkam sam, ale Lilly już zdobyła klucze. Znaczy… zdobędzie. To chciała w ramach… za tą fantazję przesłaną na komórkę. Więc może tam wpaść z niezapowiedzianą wizytą.

Kobieta zaśmiała się i objęła twarz mężczyzny dłońmi, sunąc nimi delikatnie wzdłuż szczęki i kości policzkowych, by finalnie wspiąć się na palce i pocałować skrzywione usta.
- Nie oczekuj porzucenia klientów w połowie targów. Spotkania nie trwają wiecznie, w końcu podajemy sobie ręce i rozchodzimy się każde w swoją stronę. W dni wolne, wieczorami, po pracy i w nocy...zawsze możesz na mnie liczyć. Pytanie czy w drugą stronę będzie to działać podobnie?

- Czyli tak naprawdę… chodzi o to kto pierwszy zadzwoni do drugiej osoby w nocy? Cóż… w mojej pracy mogę się urwać na kilkanaście minut, więc nawet szybki numerek… wchodzi w grę.- Jego dłonie znów spoczęły na jej pośladkach i masując jej krągłości i podciągając mini do góry.-Jasne.. mi to odpowiada.
Jego palce przesunęły po jej popie i pomiędzy pośladkami, mężczyzna zorientował się, że Tara nawet stringów nie założyła.-Mój numer już masz… będziesz zamawiała konkretne danie z katalogu pozycji, czy też...wolała spontaniczność?

-A jest coś, co szef kuchni szczególnie poleca? - spytała ze śmiechem, widząc zaskoczenie na twarzy partnera, gdy zorientował się w braku części garderoby. Zjechała dłońmi w dół i łapiąc za pasek od spodni ociągnęła go w kierunku kuchni - No już, możesz popaść w samozachwyt. Odrobina autoreklamy nie zaszkodzi.

- Hmmm...każda lubi co innego prawda?- mruknął Gregory podążając za Tarą, jego dłonie nie schodziły z jej pośladków masując pupę Lantany drapieżnymi ruchami dłoni.- Masaż i pocałunki już… poznałaś.

- A coś ostrzejszego?- powiedziała zatrzymując się nagle i pchnęła Gregorego przyciskając go do ściany - Lubię pikantną kuchnię...zaskocz mnie,byle bez krwi i łamania kończyn

Gregory pochwycił Tarę w pasie i uniósł lekko w górę, po czym posadził na stole. Jego dłoń wplotła się w jej włosy i lekko pociągnęła za nie władczo nakłaniając Tarę do odchylenia głowy. Usta Gregorego przylgnęły do jej szyi, a palce przesunęły się po jej udzie by zdobyć jej rozpalony zakątek i sprawdzić gotowość do figli... na stole przy którym Lilly i Tara plotkowały o nim rano.

Tym razem nie musiała się hamować, pozwoliła więc by ochrypły jęk opuścił jej gardło. Odgięła lewą rękę za plecy, zapierając się mocno o stół. Prawą przycisnęła głowę Gregorego do siebie, kierując ja w dół, ku sterczącym piersiom.
Na subtelny dotyk między nogami ciało kobiety zareagowało falą dreszczy. Rozłożyła szerzej uda i szarpiąc za śnieżnobiałą koszulę, pochyliła się do tyłu, zmuszając mężczyznę by podążył za nią.
-Masz za dużo ubrań - wychrypiała z wyrzutem.

-Ty też…- mruknął Gregory ustami przyciśniętymi do dekoltu, choć jej jedynym strojem była tylko czerwona mini na cienkich ramiączkach z asymetrycznym dołem, której to półtren rozlewał się falą na stole. Usta mężczyzny pieścił dekolt Tary, język zataczał koła na skórze, tym bardziej nieznośny, że Lantana chciała go poczuć także na obszarze okrytym nadal materiałem.
Gregory puścił jej włosy, zamiast tego jego dłoń sięgnęła do własnej sprzączki od paska spodni. Palce zagłębiające się w rozpalony zakątek Tary poruszały się władczo i niecierpliwie. Mężczyzna nie badał, nie pieścił delikatnie jej ciała. Wręcz deklarował tym dotykiem Tarę jako swą zdobycz.
-Tooo… mam się odsunąć.. rozebrać przed tobą?- zapytał pół żartem Gregory z twarzą w dekolcie jej sukni.

-Nie mamy na to czasu...potem - poruszyła niecierpliwie biodrami, napierając na dłoń Gregorego i westchnęła przeciągle, przymykając oczy. Jego zabiegi doprowadzały rozgrzane ciało na skraj szaleństwa. - Na..jednym...razie...się...nie...skończy.

Usłyszała szelest opadających spodni, pieszczona dłonią na którą instynktownie napierała swym ciałem. Gregory muskał językiem z skraj jej dekoltu nie przerywając pieszczot pomiędzy udami. Aż… okrutny… wysunął palce… pozbawił ją swej obecności. Na szczęście na chwilę. Jego ręce pochwyciły za uda Tary i stanowczym ruchem bioder połączył się z nią gwałtownie. Ów ruch poczuła całym ciałem, jak i jego obecność w swym spragnionym pieszczot kwiecie kobiecości.

Nabrała z sykiem powietrza, gdy dobił się jądrami do wilgotnego podbrzusza. Otwartymi szeroko oczami błądziła po jego twarzy, rzucając mu nieme wyzwanie. Jej ramiona osłabły i Tara pochylając się, oparła głowę o zimną powierzchnię stołu. Pozwoliła mężczyźnie przejąć całkowitą kontrolę. Skorzystał z tego, rżnąc ją bez zbędnych czułości, dziko, jak zwierzę. Sukienka podwinęła się do góry, zatrzymując się w okolicach pępka. Kobieta złapała krawędź czerwonej materii i podnosząc na chwilę tułów, ściągnęła ją, pozbawiając piersi nieznośnej osłony.

Jego oczy wędrowały po jej nagim ciele, odsłoniętym i niemal wystawionym na pokaz… jego oczy były wygłodniałe, jego ruchy bioder stanowcze i gwałtowne. Tara czuła to… jak ją brał w posiadanie raz po raz… bez wytchnienia, bez czułości. Dłonie zaciskały się mocno na jej udach nie pozwalając jej ciału uciec przed jego męskością. Ale i tak stół skrzypiał przy każdym pchnięciu, a piersi falowały poruszane ich rytmem namiętności, aż fala rozkoszy przelała sie po jej ciele gwałtownie wyginając jej ciało w łuk. A po chwili i on dysząc głośno dotarł na szczyt.
I drżąc jeszcze od niedawnych doznań przyglądał się kochance z uśmiechem.-Aaa… co ty… twoją jest specjalnością.

Tara potrzebowała pół minuty, by móc wydusić z siebie dłuższe zdanie. Wtuliła się wiszącą nad nią, umięśnioną klatkę piersiową i z zamkniętymi oczami uspokajała oddech do momentu, gdy w końcu wyszeptała:
- Skoro jesteśmy w kuchni, napijmy się w tak zwanym międzyczasie.

- Ty się napij… a ja tymczasem pozbędę się obciążenia.- i marynarka wylądowała na stole, a potem koszula. Tara nie wiedziała czy ma się bardziej uśmiechać na widok coraz bardziej nagiego mężczyzny będącego żywą reklamą męskiej bielizny, czy chichotać z faktu, że swoje ubranie układa równiutko i z pedantyzmem.- Wiesz… zastanawiam się, czy nie znalazłbym jakiegoś faceta z którym mógłbym się tobą dzielić… no, tego chłopaka co Lilly zaproponowała ci znaleźć. Ty nie masz odwrotnych fantazji, ty jedna i ich dwóch?

-A co...masz jakiegoś kuzyna? - zaśmiała się, opuszczając nogi na podłogę i z początku chwiejnym krokiem, podreptała w stronę lodówki - To by była ironia..

-Mam… ale wątpię byś gustowała w pulchniutkich doktorach filologii klasycznej.- odparł z uśmiechem Gregory, już całkiem nagi i cały czas przyglądający się jej nagiemu ciału. Mieli godzinę i Tara coś czuła, że on planuje w pełni ten okres wykorzystać.
Chcąc się z nim podrażnić, bez pośpiechu sięgnęła do zamrażarki po lód, pochylając się niby przypadkiem akurat tyłkiem do Gregorego.

- Może jak kiedyś będę szukała kogoś do normalnego związku. Przynajmniej będzie potrafił mnie przegadać...taką mam nadzieję. A co do trójkątów, nie wiem. Nigdy nie próbowałam.

Dostała za to klapsa w wypięty pośladek, gdy Gregory dodał ze śmiechem.-Szczerze mówiąc ja też nie. Ale ta wasza fotka.. pobudza do fantazjowania. Jesteś jak aniołek i diabliczka… ty Lilly. Tak różne i tak podobne zarazem.

-Podobne?- spytała, otwierając butelkę i prychając pod nosem - A może ci zrobię zdjęcie, żeby też mieć pamiątkę i móc patrzeć gdy zatęsknię.

-Jak dzień i noc.- dłoń mężczyzny pieszczotliwie wodziła po pośladku Tary i nachylił się ku niej, by cmoknąć ją w szyję.-Jeszcze nie powiedziałaś jak tobie mam się odwdzięczyć za zdjęcie.

Kobieta machnęła ręką i zamiast szykować drinka po prostu pociągnęła prosto z gwinta.
- Potem do tego wrócimy - wychrypiała, zarzucając Gregoremu ramiona na szyję - Dawno nie spałam w pokoju Lilly...jeśli wiesz co mam na myśli

-Mam cię tam zanieść? Jak księżniczkę… na ramionach?- zapytał z uśmiechem Gregory wodząc dłońmi po jej pośladkach. Był coraz bardziej podekscytowany, co Tara odczuwała ocierając się swym podbrzuszem o jego organ pożądania.

-Niech to będzie pierwsza część nagrody za zdjęcie...a reszta. O reszcie pomyślmy

Gregory wziął ją na ramiona i zaniósł do pokoju Lilly, pytając po drodze.- Więc to nie będzie twój pierwszy raz w pokoju kuzynki?

-Każdy ma jakieś zboczenia - wymruczała, przejeżdżając językiem po jego szyi - Może się zdarzyło raz...albo dwa. Czy to ważne?

-Nieważne…- weszli do pokoju pełnego różnych zabawek i przedmiotów oznaczonych Hello Kitty. Pokój był różowy, różowa była pościel w koteczki. Na niej to pupą wylądowała Tara, by po chwili opaść na kolana i z figlarnym uśmiechem oprzeć ręce na udach górującego nad nią mężczyzny
- To teraz ja ci coś zademonstruję…
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline