Wczoraj w godzinach wieczornych w centrum Grand Circus Park uderzył meteoryt wywołując gwałtowną eksplozję oraz odczuwalny wstrząs. Zniszczenia udało się jednak ograniczyć do minimum, podobnie jak ilość ofiar śmiertelnych, obecnie szacowanych na dziesięć osób.
W wyniku eksplozji do atmosfery wyemitowana została olbrzymia ilość pyłów, o niespotkanym składzie i właściwościach. Pył ów utworzył chmurę zakrywającą całe miasto i wywołującą kłopoty z łącznością bezprzewodową na terenie Detroit i okolic. Owa chmura jest co prawda radioaktywna, ale w stopniu nie zagrażającym życiu i zdrowiu mieszkańców miasta. Szacuje się że w przeciągu półtora tygodnia ulegnie rozwianiu przez warunki atmosferyczne i życie w Detroit powinno wrócić do normy. Tymczasem jednak niedogodności spowodowane jej istnieniem zmuszają władze miasta do podjęcia następujących kroków.
1) Detroit Metropolitan Wayne County Airport- zostaje zamknięte aż do odwołania.
2) Michigan Central Station - zostaje zamknięte aż do odwołania, a ruch pociągów w Detroit i okolicy wstrzymany również do odwołania.
3) Ruch wodny na rzece Detroit zostaje wstrzymany aż do odwołania.
4) Ruch kołowy na arteriach wchodzących i wychodzących z miasta podlega ograniczeniom wynikającym z wyłączenia tych ulic spod ruchu pojazdów prywatnych, na rzecz dostarczania towarów do miasta Detroit.
5) Wszelkie urlopy dla służb mundurowych miasta jak i personelu szpitalnego zostają odwołane ze skutkiem natychmiastowym. Pracownicy tych instytucji powinni jak najszybciej zameldować się w miejscu pracy.
6) Wszelkie imprezy masowe zostają odwołane, wszelkie demonstracje i zgromadzenia są z góry uznawane za naruszenie prawa.
7) Zostaje wprowadzona godzina policyjna od 21:00 do 4:00.
Wszystkie powyższe punkty wchodzą w życie ze skutkiem natychmiastowym. Władze miasta Detroit zdają sobie sprawę iż powyższe ograniczenia są drakońskie w swym wymiarze, ale z uwagi na wyjątkowość sytuacji, muszą być wprowadzone by dało się zapewnić spokój i bezpieczeństwo mieszkańcom Detroit.
Nawet za cenę praktycznej izolacji miasta?
Rzeczywistość zapukała do drzwi
Tary Lantany dość wcześnie rano. Uderzenia w drzwi były tylko preludium które wyrwało ją z drzemki. Potem było skrzypienie otwieranych drzwi.
I cichy szept.-
Tara… Tara… śpisz?
Potem głośniejsze słowa.-
Tara… moja komórka szwankuje, mogę pożyczyć twoją?
Głos należał oczywiście do kuzynki Lilly. Ta weszła do pokoju Tary mówiąc.-
Nie wiem czemu ciągle pokazuje brak zasię...oook...ok.
I panna Hopkins zaczęła się dyskretnie wycofywać tyłem z pokoju. A Tara przyglądała się temu i jej ciekawości wręcz wypisanej na twarzy. No tak…
Ciężar na piersi przypomniał Tarze o JC. Dj-ka bowiem spała w jej łóżku, przytulając się do niej i z głową wprost na jej piersi. Sytuację ratował nieco fakt, że Tara miała na sobie rozpinaną koszulę i majtki, a JC biały T-shirt i… prawdopodobnie również majtki… te z tego kompletu do gorsetu.
Choć leżący na podłodze, zapewne rzucony niedbale pas od pończoch, mógł sugerować różne rzeczy zrobione przed snem.
Do Tary zaś wracały wydarzenia związane z wczorajszym dniem. I seks z chłopakiem Lilly w jej pokoju i układ jaki z nim zawarła. I… pocałunek.. najpierw jej własny na ustach zaskoczonej JC, a potem jej wargi pieszczotliwie przyciśnięte do ust Tary. Ale to było wczoraj, w oparach alkoholu i tej chwili przepełnionej napięciem erotycznym.
Teraz jednak był poranek, alkohol już wyparował a wraz z nim ta chwila intymności, która mogła sprawić, że Tara wyląduje w łóżku z kobietą.
Z drugiej strony… była w łóżku z JC. Czuła jej głowę na swoich piersiach, a jej piersi miękko ocierające się o jej brzuch. Tamta chwila szaleństwa minęła, acz… z jej konsekwencjami Tarze przyjdzie się zmierzyć wkrótce. Jak i z ciekawością Lilly… nieco później.
Pierwsze co zrobił
Charlie Belanger po wpadnięciu do domu było uruchomienie laptopa Aiko i ponowne przekonanie się, że komputer nie łapie zasięgu. A potem… co miał robić? Spać?
Nie mógł zasnąć… ciągle miał przed oczami twarz człowieka, którego oczy matowiały w błyskawicznym tempie. Jaka choroba zabija w ten sposób i tak gwałtownie? Wąglik?
Co gorsza, zanim nie pojawiły się te gwałtowne objawy facet wydawał się być całkowicie zdrowy. Nie pocił się nadmiernie, nie gorączkował, nie kaszlał czy kichał (dzięki Bogu)... Wydawał się zdrowy, a Charlie siedział w jego pobliżu. Czy więc się zaraził? Czy już był chory?
Nie czuł gorączki. Jego termometr wskazywał 36,5… czy to już jest choroba? A najgorsze co go mogło spotkać, to ludzie w hazmatach, izolatka i umieranie w samotności. Bo… był w pobliżu choroby i mógł się zarazić. Mógł być nosicielem.
Przez całą noc wpatrywał się w drzwi swego pokoju i nasłuchiwał odgłosów z klatki schodowej. Czy już tam się czai S.W.A.T. w maskach gazowych, by wyważyć drzwi i zakuć go w kajdanki. A potem znalazłby się odizolowany w jakimś tajnym ośrodku rządowym… brrr… Nadmiar filmów sensacyjnych pozwalał się rozwinąć takim obawom w głowie Charlie’go. Pocieszał się jednak tym, że w tamtym barze był pierwszy raz. Panował ogólny chaos, no i minie trochę czasu zanim ktokolwiek się połapie, że Charlie przebywał w okolicy pacjenta zero.
Ranek zastał więc Charlie’go niewyspanego, zestresowanego i nieco zmęczonego. I głodnego.
No i zmartwionego… internet nie działał, komórki także. Zamierzał pojechać do rodziców… upewnić się że wszystko z nimi w porządku.
Niemniej, gdy już wychodził z mieszkania natknął się na Aiko Shinami idącą po schodach, zapewne w kierunku jego mieszkania.
Po dość ekscytującym niedzielnym wieczorze
George Harris spodziewał powrotu do spokojnego i monotonnego trybu tygodniowego. Czyli praca w bibliotece i powrót z pracy do powolnego tłumaczenia kolejnych stron z niemieckiego. Jakkolwiek ta niespodziewana fucha była miłą odmianą dla George’a to jednak trudno było uznać ją za coś co mogłoby być choć odrobinę ekscytujące. Co najwyżej byłaby to czysto intelektualna rozrywka.
Jadąc na rowerze George zauważył jednak nie tylko nieco wzmożony ruch na ulicach, ale przede wszystkim zwiększoną ilość patroli policyjnych. Co prawda obecna sytuacja niewątpliwie wymagała dodatkowych środków ostrożności, ale to były liberalne Stany Zjednoczone i taka ilość patroli budziła nieprzyjemne skojarzenia z totalitarnym reżimem.
Tym bardziej, gdy… huk! Granaty!
Słysząc ten hałas George zatrzymał się nagle Ze skrzyżowania do którego dojeżdżał zaczęli wybiegać ludzie krzyczący głośno i rzucający za siebie jakimiś transparentami. Wyłaniali się oni z obłoków dymu… Zapewne obłoków gazu łzawiącego, bowiem łapali z trudem powietrze i mieli załzawione twarze. A huk który George słyszał, był odgłosem granatów hukowych. Zresztą tuż za uciekającymi w stronę Harrisa demonstrantów podążali policjanci z maskami gazowymi na twarzach, pałkami i plastikowymi tarczami. I bezlitośnie rozpędzali oni demonstrantów, aresztując co bardziej krewkich z nich. A co najgorsze i spanikowani cywile i podążająca za nim policja wspierana wozami z armatkami wodnymi… oni wszyscy biegli wprost na zaskoczonego rozwojem sytuacji bibliotekarza!