Wampirzyca pokonała kilka schodów. Stanęła przed dwuskrzydłowymi drzwiami. Szarpnięta klamka stawiła opór. Sięgnęła nad framugę, dłuższą chwilę szukała czegoś na ceglanym występie. W końcu znalazła. Klucze zabrzęczały w jej dłoni, gdy zeskakiwała z muru ograniczającego podejście, dwa w pęku. Otworzyła zamek i weszła na klatkę schodową. W nozdrza uderzył zapach kurzu, pajęczyn i słabej wentylacji.
- Witamy w świecie Nosferatu - wyrwało jej się bezwiednie.
- Zawsze zastanawiało mnie gdzie są kiedy ich nie ma. Scully był pierwszym Nosferatu którego widziałem w Omaha od dekady. A przecież to miasto powinno mieć kilkunastu...
"Powiedz ilu zamieniłeś w Gargulce?" - ugryzła się w język.
Do piwnic prowadziła jedna droga, niepewnie trzeszczące stopnie, biegnące wzdłuż odrapanej lamperi. Na dole czekał korytarz z wejściami do bocznych pomieszczeń. Schowane w łukowatych wnękach, odcięte od świata grubymi deskami na solidnych zawiasach. Znalazła te z wyrysowaną bruzdą, głęboką rysą od noża. Drugi z kluczy wpuścił ich do środka. Zazgrzytał, przekręcany w zamku, ukazując przed oczami Spokrewnionych rozwalone skrzynie, rozbite słoiki, gołą żarówkę wisząca na kablu i stertę rupieci pod ścianą. Wampirzyca schyliła się, łapiąc róg brudnego dywanu. Ściągnęła tkaninę i warstwę foliowych worków. Pod nimi był ten, którego spodziewała się znaleźć, starszy mężczyzna w zniszczonym garniturze, leżał nieruchomy. Kołek sterczał spod klapy marynarki, wbity pomiędzy odsłonięte żebra. Więzień nerwowo biegał oczami po niskim stropie i nowo przybyłych.