Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2015, 18:30   #4
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
- Na jaja Mielikki!
Marv sapnął, słuchając jak Jaken głośno wyraża swój zachwyt nad miastem, przez którego bramę przechodzili. Niezbyt religijny chłopak zawsze miał specyficzne podejście, szczególnie do tej konkretnej bogini, najmocniej czczonej w okolicy skąd pochodzili. Każdy przecież wiedział, że ona nie miała jaj. Wysokie, kamienne mury Darrow robiły wrażenie, ale rudowłosy, wyrośnięty chłopak szybko o nich zapomniał. Kilka kroków za bramą uderzył bowiem w nich gwar dużego miasta. Jakiś wóz przejechał obok, ochlapując nowe buty Hunda paskudnie śmierdzącym błockiem. Mały szczyl potrącił, biegnąc gdzieś nie wiadomo gdzie. Kobieta krzyczała metr od niego, a nieco dalej ktoś pobrzękiwał dzwonkiem z zupełnie niewiadomego dla Marva powodu. Kręcił się w miejscu, próbując ogarnąć zmysłami to wszystko co działo się wokół. Pewnie też rozdziawił gębę.

- No choćżesz! - przyjaciel pociągnął go za rękę, prawie wywracając. O ponad głowę niższy od wyróżniającego się w tłumie Hunda przeciskał się zwinnie pomiędzy ludźmi. Od pierwszej minuty wydawał się być w swoim żywiole. - Podpytałem kilku osób gdzie można się tanio zatrzymać. Nie marnuj czasu, nie widzisz ile tu do zrobienia?
Widział. Widział tłumy wędrujące w każdą stronę, domy, sklepy i warsztaty rzemieślnicze, sprzedawców i wytwórców wszelkiej maści, pomieszanych ze zwykłymi mieszkańcami i próbującymi zarobić na życie ulicznymi grajkami lub gdzieniegdzie i żebrakami.
I był w tym wszystkim zupełnie zagubiony.
Zupełnie nie dało się nie zauważyć, że wszyscy gapią się na jego włosy, piegi i tyczkowate ciało. Masz ci los!

***

Jaken załatwił im nocleg na sianie, na stryszku stajni jednej z tańszych gospód. Jedzenia zostało im trochę swojego, ale dobrze było spożyć ciepły posiłek, złożony z bardzo oszczędnej ilości mięsa i trochę większej chleba. Następnego dnia chodzili i sprzedawali wyroby Marva, uzyskując nieduże ceny. Tu znowu z pomocą przychodził obrotny przyjaciel. On go tu ściągnął i on robił wszystko, aby pokazać, jak tu cudownie.
- Zobacz na te możliwości! Możemy zostać kim chcemy!
- Mieliśmy zaciągnąć się do tych najemników, pamiętasz?
- Mieliśmy, mieliśmy… - westchnął i szybko wrócił do poprzedniej kwestii. - Nawet za tobą dziewczyny się oglądają. Mówię ci Marv, powinniśmy tu zostać. Mógłbyś pomagać u jakiegoś rzemieślnika…
- Nie. Jutro wyruszamy, jak tylko dowiemy się co i jak.
- Dobra, już dobra.

Zrobili jak powiedział. Tak naprawdę, to zrobił jak powiedział. Z samego rana Jaken gdzieś zniknął, twierdząc, że musi coś szybko załatwić i żeby nie czekać, bo dołączy już w drodze. Rudowłosy ufnym człowiekiem nie był, lecz przecież to było słowo przyjaciela. Przede wszystkim zaś, nie chciał ani chwili dłużej zostać w tym mieście. Wystarczyło mu to upokorzenie, kiedy stał na głównym rynku, czekając aż pojawi się herold i odczyta ogłoszenia. Był dla wszystkich ludzi tak samo ciekawym obiektem do gapienia się jak ten głupi słup. Dowiedział się, gdzie trzeba się udać, zrobił zapasy i wyruszył.
Jaken się nie pojawił.

***

Wkraczając do Futenbergu zdążył oczyścić już swój umysł. Podróż dobrze robiła na problemy, te emocjonalne szczególnie. Nawet wybaczył gdzieś po drodze przyjacielowi. Przecież mogło się mu coś stać, może dołączy później? Miasto było też o wiele mniejsze, co przyjął Marv z ogromną ulgą. Czuł się tu znacznie lepiej, nawet budziła się w nim chęć przeżycia przygody i poznania nowych stron życia. Powoli rosła euforia związana z tym, ze wyrwał się ze swojej wioski, że będzie mógł wędrować po świecie i mieć szansę samodzielnie coś osiągnąć.

Trwało to aż do momentu, gdy kazali mu się podpisać pod dokumentem. Zapomniał o tym dokumentnie, od takich rzeczy zawsze był Jaken. Głośno przełknął ślinę, rzucił błagalne spojrzenie, zerknął na drzwi, aż wreszcie postawił jakiś gryzmoł.
Sądząc z tego, jak na niego patrzyli, to na pewno się domyślili, że nie potrafił napisać poprawnie swojego imienia. Ktoś chyba zrobił to za niego, Marv jednakże zweryfikować tego nie mógł. Trafił na cierpliwą osobę, bowiem odczytano mu na głos warunki tymczasowego zatrudnienia.
Brzmiało to równie strasznie co pierwsze zlecenie. Zabijać dla pieniędzy. Wyszedł, kierując się do "Złotego Rogu".
Na pewno nabijali się z niego za plecami, gdy tylko opuścił gildię!

Zamyślony narobił mnóstwo hałasu wchodząc do środka karczmy, prawie obijając sobie głowę w niskich drzwiach. Krótko ścięte rude włosy miał w nieładzie, a wzrostem przewyższał bardzo wielu ludzi, chociaż jego ciało nie zdążyło jeszcze rozwinąć się odpowiednio w szerz - o ile zdoła to zrobić kiedykolwiek. Przez to wyglądał tykowato i niezgrabnie, zwłaszcza gdy za wszelką cenę próbował uniknąć zderzenia z futryną, jednocześnie przeciskając się z zarzuconym na plecy plecakiem, na którym wisiały dodatkowo wielka drewniana tarcza i włócznia, przywiązana tak krzywo, że przez ten manewr zmieniła pozycję i stanęła w poprzek, zatrzymując chłopaka w przejściu. Spłonił się cały i przez chwilę mocował z tym wszystkim, jednocześnie manewrując uwieszonym u pasa mieczem, aż wreszcie wpadł do środka i czym prędzej umknął w bok, patrząc pod swoje stopy i siadając przy pierwszym wolnym, nie rzucającym się bardzo w oczy stoliku.
 
Sekal jest offline