-Już czas, braciszku.
Gaspar oderwał wzrok od szyldu karczmy i popatrzył na wyszczerzonego młodszego brata.
- Nie zrób nic, czego mógłbyś później żałować - dodał Pavle
- A ty nie daj się sprać jakimś chłystkom - burknął Gaspar. Objęli się na pożegnanie.
- Trzymaj się.
- Będę. Dbaj o ojca.
Pewnym krokiem przekroczył drzwi. Zatrzymał się odruchowo, żeby oczy miały czas przywyknąć do półmroku. Rozejrzał się po sali. Dość łatwo wyłuskał z tłumu swoich przyszłych towarzyszy broni. Byli wyraźnie młodsi od weteranów i mieli zupełnie inne spojrzenie. Gaspar na tyle często stawiał weteranom i najemnikom wino w zamian za opowieści z dalekich krain, żeby nie zauważyć różnicy. Tak, Gaspar wystarczająco często bywał w Futenberg, zeby uważac się za światowca.
Na oko zebrał się ich prawie tuzin. Uwagę Gaspara przyciągnął dryblas o miotłowatej blond czuprynie. miał niejasne wrażenie, ze był to ten sam gość, z którym dali sobie po buziach w czasie świętowania zeszłorocznego przesilenia. Nie pamiętał jego imienia, ale w uchu dzwoniło mu jeszcze tydzień później.
Zauważył tez kogoś, kto wyglądał jak druid. Gaspar nie przepadał za druidami. Przyprawiali go o ciarki.
Wymuskany mag - Gaspar nie znał się na magii, dla niego magia to było to, Rulf robił z pszczółami, albo kiedy Pavle pisał bez konieczności wysuwania języka.
Apetyczna szatynka o wyglądzie kapłanki przyciągała wzrok, ale Gaspar ciągle myślał tylko o Elizzie. To tutaj, to była jego praca. Musi o tym pamietać.
Uśmiechnięta...uzdrowicielka? z ładnymi dołeczkami w policzkach; jej perlisty śmiech wypełniał wnętrze karczmy.
Rudy, żylasty dryblas o o zaciśniętych szczękach stał plecami do ściany; spojrzeniem strzelał na lewo i prawo. Wyraźnie nie czuł się tutaj swobodnie.
Jeszcze ten... z warkoczem i brzydkimi oparzeniami na rękach. Jeśli Gaspara wzrok nie mylił, na ramieniu przycupnął mu czarny szczur. Gaspar wzruszył ramionami - w puszczy czasem widywało się dziwniejsze rzeczy. Czasem.
Aha, i ta czarnula, która próbowała wtopić się w cień ... coś mu w niej nie pasowało...poruszała się z gracją, ale miała denerwująca manierę znikania z oczu, jak tylko spuściło się z niej wzrok. Gaspar postanowił na nią uważać.
....zaraz..i kobold?
- Niech mnie borsuk pokąsa - charknął - toć mielim na nie polować, ni? A może to cel ćwiczebny?
Zaprawdę, zapowiadała się niezła kompania. Westchnął i ruszył do kontuaru, zamówić kubek cydru.
Teraz siedział na ławie, z namaszczeniem studiował papiery i starał się dojść co to za waluta te "precenty" i co to za cholera ta "prowezja" co ją szef zatrzymuje. Musi być nielicha gadzina, skoro sam szef się nią zajął.
Pociągnął łyk z glinianego kubka. Cierpki napój zapiekł w usta, bąbelki połaskotały w nos.
Odbiło mu się jabłkami.
Zapowiadał się ciekawy dzień.
Ostatnio edytowane przez Purvis : 07-04-2015 o 21:26.
|