Cosmo Kilka Kilometrów wcześniej:
-Jestem Cosmo - Przedstawił się i wsiadł do Mustanga razem ze swoimi rzeczami. Siedział ściśnięty na tylnej kanapie razem z całą masą ekwipunku w tym swojego, który z braku miejsca umieścił na swoich kolanach. Dziewczyna (Kobieta?) przedstawiła się krótko jako "Sam", a niewesoły kierowca jako "Irish". I to było wszystko z tej całej rozmowy. W sumie im się nie dziwił. Podobno jechali z aż z Nowego Jorku, po takiej trasie w nieterenowym pojeździe też nie miałby ochoty z kimś gadać. Choć w sumie... na nim ten dystans nie był wyczynem, ale widział i wiedział już wiele - lepiej milczeć i nie wyjść przypadkiem na nadętego dupka, jakiego można często i gęsto spotkać w Appalachach.
Kiedy wjechali na groblę, Cosma przeszedł chwilowy dreszcz, obraz wyryty w głowie, Missisipi, barka przechylająca się na lewą burtę, niezbyt starannie zabezpieczona ciężarówka zsuwająca się do cuchnącej, nieprzejrzystej wody i on, w ciężkim, śmierdzącym kombinezonie, zsuwający się razem z tą ciężarówką. Zdołał uskoczyć, stary GMC nie pociągnął go w otchłań. Choć do rzeki i tak wpadł. Brry.. Nigdy tego nie zapomni, nie przepadał za bagnistymi terenami...
Grobla:
Pchnął plecak na oparcie przedniego fotela i pchnął drzwi pasażera, gramoląc się z wozu, zaraz za współpasażerką. Plecak został w środku, wziął ze sobą tylko karabinek. Trzymał się z tyłu, skoro kierowca i tak zaczął kontakt. Załoga pociągu była o wiele lepiej wyposażona, z ich trójki chyba tylko on, Cosmo, posiadał coś większego niż rewolwer. Chyba, nie wiedział co dokładnie znajduje się na wozie.
Stali we trójkę przy wozie, gdy jeden z załogi pociągu, Andy,wyszedł do nich na spotkanie.
-Cosmo, mechanik i karawaniarz w jednym - przedstawił się. Karabinek trzymał w prawej ręce.
Tak jak mówiła Sam, czekali na gościa o nazwisku Sloan, niech on decyduje. A tak w ogóle, to ile razy będzie się jeszcze przedstawiał?