Andrew "Andy" Morrison - pogodny szturmowiec - Ooo... A ktoś tu chce źle? - usmiechnął się na słowa Irlandczyka odpowiadając równie cicho jak on. Ale na słowa o palcach na spuście parsknął śmiechem. - My tu sam mamy sam ocean i oazy spokoju i nerwów na wodzy. Jakby tak nie było to pewnie byście nie byli terac tacy cali i weseli. - wskazał brodą najpierw na Harvey'a a potem na resztę jego załogi i maszynę. No i na te puste pole jakim się od dłuższej chwili zbliżali i byli na ładnym widoku. - Cieszy mnie ogromnie twoje zrozumienie dla naszych procedur. I wiemy już, że dobrze się prezentujesz bez broni. Sam. - rzekł równie "ciepło" do dziewczyny jak ona do niego przed chwilą wręcz kopiując jej ton. Spokojnie czekał aż wyciagnie co ma do pokazania z wewnętrznej kieszeni. Gdyby coś kombinowała reszta jego oddziałku spokojnie dałaby radę ją zdjąć. Sprawiała wrażenie wkurzającej i nadętej ale dość trzeźwo myslącej osoby. I takiej co raczej nie szuka kłopotów. Przynajmniej nie takich z uzbrojonymi ludźmi póki ma wybór.
Wziął do reki kopertę którą złośliwie do końca miętosiła i poprawiała jakby to miało przywrócić jej pierwotny kształt. Sięgnął po kopertę gdy wyciągnęła rękę i spojrzał na nią. Miała jednak oficjalne pieczątki kolei i faktycznie była adresowana do Sloan'a. - No widzę, że macie bilecik na imprezę. Jakbyscie od niego zaczęli byłoby dużo mniej nerwowo. - rzekł klepiąc się zalakowaną kopertą po otwartej dłoni. - Chodźcie za mną. - rzekł do nich i odwrócił się w stronę pociągu. Posłał spojrzenie do Tom'a i Max na dachu i machnął im ręką - Dobra, zabieram ich do środka do szefa. Miejcie oko na okolicę. Tom, przejdź na drugi koniec pociągu. - rzekł do nich. Wówczas mieli czujki na dachu na obu końcach. John wciąż szedł razem z nim i trójką przybyszy. Został jeszcze Rob. - Rob! Zabieramy ich do środka! Dołącz do nas jesli możesz! - krzyknął głośniej bowiem ich zwiadowca był dalej niż dwójka na dachu.
Razem z Johnem prowadził nowych wzdłuż pociągu. Na razie nie wiedział co jest w liscie i co zadecyduje kierownik więc się jakoś nie wdawał z nimi w dyskusję. Jeśli mówili prawdę to pewnie jest tam jakieś polecenie przyjęcia ich do załogi czy coś w tym guście. Ale w sumie teraz zostawała piłka po stronie kierownika. - Dobra, poczekajcie tu z Johnem. Ja sprawdzę co kierownik powie. - rzekł krótko juz na schdodkach wagonu odwracając się do nich z góry. Dał znak John'owi by pełnił honory domu i puścił żurawia na Rob'a który już powinien do nich dołączać. Sam zamierzał wręczyć Sloanowi ten liścik miłosny i poczekać na to co poleci.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami
Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |