Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2015, 21:26   #9
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri, zanim przestąpił próg gospody, długo siedział na jej dachu, schowany za kominem przed oczami postronnych. Wlazł tam, korzystając z nieuwagi pracownika wymieniającego uszkodzone dachówki, który schodząc z dachu na przerwę, zostawił drabinę przystawioną do ściany gospody. Teraz Shavri siedział w słońcu i dumał ze źdźbłem stokłosy wetkniętym między zęby. Nie był do końca pewny, czy dobrze zrobił, podpisując kontrakt, który teraz raz po raz czytał, jakby to miało mu pomóc w utwierdzeniu się w swojej decyzji. Nie to, że nie chciał zostać najemnikiem. Po terminowaniu u kowala-oszusta każde jedno godziwe zajęcie zarobkowe byłoby miłą odmianą. A to dodatkowo mogło być całkiem lukratywne. Nie chodziło też o to, że się bał. Choć przecież powinien. Nie, nie bał się. Widział, jak nieprzyjemnym miejscem może być świat, jeśli ma się pecha albo jest się za słabym. Miał kiedyś przecież starszych braci, wcale nie słabeuszy, których zabrała wojna zanim mogli unieść w ramionach swoje własne dzieci. Ale do ciężkiej cholery! Jeśli jego życie też ma być takie krótkie, to niech przez chwile poczuje, że żyje.
Pozostawała jednak jeszcze jedna kwestia, która najmocniej ciążyła mu na sumieniu – zostawił siostrę, młodszego brata i rodziców z niepewnością co do jego dalszego losu. Dobrze. Koboldy może go nie utłuką, choć w dzisiejszym świecie niczego nie można być tak naprawdę pewnym, ale po nich przyjdzie czas na kolejne zlecenia. Co jeśli coś mu się stanie i zamiast im pomóc, stanie się dla swoich bliskich kolejnym obciążeniem? Albo w ogóle nie wróci, pozbawiając ich nie tylko szansy na godziwe życie, ale i swojej opieki? Norva wypomniała mu to bardzo brutalnie, szantażując go emocjonalnie. Siostra odprowadziła go do Futenbergu, a żegnając się z nim, jakby dla pokreślenia wagi swoich słów, wręczyła mu podarek od ich młodszego braciszka. Shavri wyciągnął teraz zza pazuchy nieforemną bryłę szkła, na której Cori namalował pięknego czarnego szczurka zawiniętego w kłębek. Shavri obiecał sobie, że jak tylko dopadnie porządnej kuźni, to własnoręcznie oprawi go w miedzianą blaszkę, do której będzie można przywiązać rzemyki.
Zza pazuchy, w ślad za jego ręką wychynął czarny, strzałkowy pyszczek damy uwiecznionej na szklanym portrecie. Bijak poruszała wąsikami, ziewnęła szeroko, pokazując długie, pomarańczowe siekacze i wyciągając przed siebie lewą łapkę. Potem wspięła mu się na ramie. Wsadziła nos do ucha, poniuchała tam entuzjastycznie, szukając zapewne resztek jego zdrowego rozsądku. Następnie wdrapała mu się na głowę po obwiniętym czarnym materiałem warkoczu. Shavri westchnął, schował szklaną pamiątkę, pogłaskał szczurzycę po łepku i powoli zsunął się z dachu. Schodząc po drabinie, kątem oka zauważył coś dużego, co poruszyło się w zaułku za karczmą, ale gdy spojrzał w tamtą stronę zobaczył tylko koniec ogona jakiegoś dużego stworzenia, chowający się za rogiem. Prawdopodobnie psa, choć bardziej przypominał wilczy… Ale co w mieście robiłby wilk?
Shavri wszedł do karczmy, stanowiąc prawdopodobnie nieco dziwny widok dla obecnych. Młody, tęgi w ramionach brunet z czarnym szczurem na głowie i cienkim ogonem warkocza, dyndającym na plecach na wysokości pasa. Ale na szczęście nie brakowało tu gości dziwniejszych od niego. Lekceważąc zbulwersowane spojrzenie karczmarza, Shavri nie schował Bijak do rękawa. Przeciwnie. Miał nadzieję, że widok pociesznego stworzonka przyciągnie do niego kogoś, kto tak jak on uwielbiał zwierzęta. Ściągnął więc Bijak z głowy i zaczął ją powoli głaskać. Zwierzątko zmrużyło ślepka z wdzięczności za pieszczotę. Jednak w karczmie było zbyt wiele zapachów, które ją interesowały, żeby tak spokojnie leżeć na rękach u pana. Wspięła mu się więc na ramie. Stanęła na dwóch łapkach i wiążąc mu ogon wokół szyi, starała się jak najdalej wyciągnąć łepek, żeby uchwycić wszystkie te ciekawe wonie. Shavri uśmiechnął się pod nosem, stanął z tyłu izby w kącie, zamówił coś do picia i kiedy Larsson skończył mówić, a ten tam… Kain mu było?... zasugerował, że on może ruszyć nawet i w przeciągu godziny, Shavri również wyraził entuzjazm dla tego pomysłu.
- Racja – oświadczył ze swojego kąta – im szybciej, tym lepiej. "Bo może się uda, że się nie rozmyślę…", dodał w myślach. Bijak teraz dla odmiany wsadziła nos do jego kufla, chłepcąc z niego chciwie cydr, powodując wesołość u jednych najemników, a zgorszenie u innych. Cenna informacja na sam początek współpracy. Jakiś oszczepnik wchodził do karczmy w wyjątkowo spektakularny sposób. Sahvri uśmiechnął ciepło się pod nosem. Poczuł sympatię do nowo przybyłego. Sam bowiem wkraczając w tę przygodę, czuł się dokładnie tak, jak zachowywał się tamten.
 
Drahini jest offline