Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli
Skoro mieli pracować razem więc Godzilla też i rozdał i pobrał numery kontaktowe od kogo się dało. Ucieszył się też z reakcji Angie. I z tej, że go wsparła w rozmowie i w tym, że też nie była za rozdzielaniem ich grupki no i że razem mieli się udać dokąś tam. Okazało się, że widocznie na poczatek pojadą do tej elficy co właściwie nie robiło mu różnicy samo w sobie. Poza tym jakieś szpitale i to dla czubków niezbyt go kręciły a właściwie to w ogóle. Z drugiej strony w takich miejscach dawało się zdobyć jakieś ciekawe blety i inne takie więc jak każda miejscówa miała swój potencjał.
- No pewnie. Steve... Spadamy, pakuj się... - kiwnął głową na mniejszego kumpla. Zdaniem Jay'a jesli dwójka z ich trójki się w czymś zgadzała to raczej sprawa była przesądzona. A i uznał, że gdyby Steve miał jakieś inne pomysły na spędzanie najbliższego czasu to by powiedział. Zresztą na spotkaniu odniósł wrażenie, że ta głowna sucza w mieście cos jest dziwnie pewna o winie elficy. Choć Adrian chyba miał jeszcze wątpliwości skoro ich wysłał do zbadania sprawy a nie do spuszczenia łomotu elficy i jej poplecznikom.
Wsiadł dziwnie zwinnym ruchem za kierownicę KITT'a całkiem nie pasującym do jego wielkich rozmiarów. - Siemasz KITT. Tęskniłeś za swoim ulubionym kierowcą? Tęskniłeś nie? - pogłaskał czule deskę rozdzielaczą jak zwykle witajac się ze swym ulubionym samochodem i czekajac aż reszta zapakuje się do maszyny.
- Widziałeś jak Angie seksownie zakręciła bioderkami na wyjscie? Ha! A ja widziałem! - jak zwykle też lubił się poprztykać z żywą maszyną bo w kwesti uroków piękniejszej połowy ludzkości mieli podobne zdanie i upodobania. Więc zawsze mieli o czym gadać. Oprócz samochodów, motoryzacji, spalaniu i reszcie amatorszczyzny dzielącej z nimi ulice na które niestety byli skazani.
Odpalił maszynę i jak zwykle podgazował trochę nim ruszył. Potężny silnik uwięziony pod maską KITT'a aż szarpnął całą maszyną jakby miał ochotę wyrwać się przez chłodnicę i maskę na zwenątrz i popędzic sam z siebie. Oczyma wyobraźni widział jak magiczno - piekielne glify na nim nanisione wego czasu przez Steve'a i Angie rozjarzyły się specyficznym, nienaturalnym blaskiem aż w końcu Jay zwolnił pedał hamulca i maszyna z rykiem wyrwała przed siebie. Przyśpieszenie aż wciskało żywą zawartość pojazdu w wygodne fotele ale prawie sekunde czy dwie później rzuciło nimi z powrotem do przodu gdy Kierowca dał po heblach które błyskawiczne wyhamowały maszynę przy drodze wyjazdowej. Jay był grzeczny całe spotkanie. Potem jazdę do klubu i gadkę w klubie. Teraz więc jak sie dorwał za kierownicę i do tego kierownicę KITT'a aż go dotąd niewytłumiona adrenalina nosiła.
- Se tak myślę wiecie... Ja myslę, że ta Ada ma coś do tej elficy... Bo tak jakoś mi wyglądało jakby miała z nią zatarg od dawna a teraz jedynie korzysta okazji by jej dokopać. Może jak będziecie z nią gadac jakos byscie mogli się podpytać? - ruszył choć na razie grzecznie. Miał do pogadania jeszcze. Na razie dzielił się z nimi swoimi myślami bo gadki w wykonaniu Roy'a poza gronem w jakim się własnie znajdował to miewały rózne konsekwencje. A coś czuł, że na razie wypada jeszcze być grzecznym i sie wypytać co się da nim sie przejdzie do standardowych roy'owych argumentów w dyskusjach. Nie był jednak pewny czo to mu się tak zdaje bo się ostatnio kryminałów naoglądał i tak teraz mu się wszystko kojarzyło. Ale jakby nie patrzył jakoś nie miał chciał się wmieszać w jakieś gierki i tryby tych miejskich ważniaków bo nie chciał być zmielony przez te tryby. W końcu jeszcze nie osiągnął takiego levelu godzillowatosci by przewracać wierzowce i rzucać samochodami. W każdym razie dla niego Ada się zachowywała dziwnie nerwowo i przejawiała dziwną pewność o winie elficy. No ale może mu się tylko zdawało?
- Aha, jak tam dojedziemy to się nie rozdzielamy nie? No co... Jak są w porządku to raczej powinno im zwisać z kim od Adriana gadają no nie? - Jay cos sobie wziął do bani widać wcześniejsze uwagi w klubie, że niby nie nadaje sie do wizyty w takim miejscu czy co.
- Aha, Steve... Słuchaj bo taka sprawa jest... U mnie na złomowisku ostatnio koleś zostawił furgonetkę. Dodge Ram Van. Dwójkę. Zresztą czekaj, zrobiłem fotkę... - mruknął Kierowca i wygiął się by sięgnać z kieszeni telefon. Zaraz pogrzebał w nim trochę i po chwili podał go Steve'owi. Na ekraniku widniała fotka furgonetki. Z rozbitą maską. I to tak, że wyglądało, że silnik był chyba obecnie na wysokości przednich siedzeń. Ewidentna czołówka z jakims pancersłuplkiem lub drzewem i to niezłej prędkości.
- I słuchaj Steve, ty się znasz to pomyślałem sobie, że móglbyś na niego zreknąć co? No wiem, jest trochę walnięty. I uszkodzony. Nie ma silnika. Ale wiesz, zawieszenie, blachy, skrznia biegów poszła w cholerę bo chyba jakiś debil tym jeździł ale wiesz, po co komu skrzynia biegó nie? Bo i tak trzeba by wymienić bo jakby brać nowy silnik i tak... - tu Jay popłynął w swojej emocjonującej dla siebie opowieści. Akurat ten model Dodge'a lubił co wiedzieli oboje. I zazwyczaj mało wygadany to motoryzacja stanowiła jego konik i była jednym z trzech tematów o których mógł gadać zawsze. Pozostałę dwa to laski i polowania na bagnach. No ale samochody to był temat rzeka. Jay mógł właściwie o nich nawijać bez końca.
Więc spora część drogi upłynęła im na słuchaniu zapalonego do swojego pomysłu renowacji i oczywiście dopakowania takiej na razie jeszcze dość zwyczajnej i standardowej maszyny. Bo silnik, mocniejszy i większy ale za to ta nadwyżka mocy! No ale nie był łatwy do zamontowania bo w końcu był większy. Tu własnie był główny powód dla którego jak dało się zauwązyć zagadał w pierwszej kolejności do Steve'a. No i jeszcze sprężarki, pancerz, wzmocnione zawieszenie by to utrzymać, terenowe opony by po swoim bagienku mógł jeździć i sie nie topić no i właściwie trochę uszczelnień, jakaś śruba i właściwie już by mieli fajną amfibie no nie? A jak już pancerz to właściwie może by sie jakieś spluwy dało zamontować? No to chociaż jakieś schowki. O tak, Jay w takich materiach przejawiał mnóstwo wiedzy, doswiadczenia, fantazji i rozmachu, kompletnie się nie szczypał w jakies detale i półsrodki. Gdy skońćzył jawił się obraz pływającej, ternoodpornej pancerki zdolnej do nawiązania równorzędnej walki przyspieszeniowo - prędkosciowej na asfalcie z glinami i jakby trzeba było wiać. Jay bowiem jakoś zawsze sie nastawiał, że przed glinami trzeba wiać prędzej czy później.
- A właśnie... Ścigamy się? Dajemy czadu? - jak skońćzył i był widac zadowolony ze swojego pomysłu no i się wreszice mógł wygadać o tym o czym lubi z ludźmi których lubił to i humor mu dopisywał. Wiec oczywiście miał nadzieję zwieńczyć w typowy dla siebie sposób czyli pokazać temu miastu jak należy korzystać z asfaltu. A i przecież trawniki i chodniki też się nadawały do jazdy prawda? Debile tylko z nich nie korzystali ale przecież Jay debilem nie był i umiał korzystać z okazji. Jak się ścigał. I dawał czadu.