Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2015, 01:02   #88
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Przed Instytutem
Czekając na pozostałych oparł się o motor i zapalił. Nie zdążył się zaciągnąć gdy zadzwonił telefon. Nie znał tego numeru.
- Tak?
- To ja
- owego “ja” poznał po głosie. Mad. - Mam dwie sprawy. Wyślesz mi papugę czy mam brać z urzędu? I druga sprawa. Psy zgarnęły Marchewę. Jest naćpany w trzy dupy. Cięgle gada z jakąś “piękną” i obiecuje jej różne głupoty. Klawisz nie chciał gadać, ale bąknął coś o terroryzmie. Ty, w co on się wjebał?

KITT i załoga
Angie i Wypłosz próbowali shakować monitoring miejski, ale entuzjazm Godzilli oraz krótki czas podróży skutecznie im to uniemożliwiło. Potrzebowali więcej czasu. I skupienia. Piotr też za wiele nie zdążył zwojować gdy wjechali na parking przed Instytutem, o tej porze zupełnie pusty. Tylko Chris stał przy motorze i rozmawiał przez telefon.

Instytut
Kilka chwil po zaparkowaniu pojawił się nijaki osobnik i powiedział, że zaprowadzi ich do doktor Kingston. Nie udali się jednak do szpitala, ale do części prywatnej. Kingston przyjęła ich nieformalnie. Pół leżąc na kanapie w zwiewnej, lepiącej się do ciała sukience słuchała muzyki. Obok na stoliku stała omszała butelka wina i kieliszek ze śladami szminki.
Przyprowadził ich jeden ze służących i oddalił się na nieznaczny gest swojej pani.
Wyglądało, że byli sami, ale w przypadku sidhe to co widać nie zawsze jest tym na co wygląda.
- Chris, Piotr. Co was sprowadza w moje skromne progi? - skromne progi były pokojem wielkości boiska do siatkówki, gustownie i ze smakiem urządzonym. Przy czym najwyraźniej nie liczono się z kosztami. - Przedstawcie mi waszych towarzyszy.
Gospodyni nie wykonała najmniejszego ruchu jakby chciała wstać i powiać gości. Cóż, po godzinach pracy nie była panią doktor, tylko królową. I raczej traktowała swoją drugą pracę bardzo poważnie. Obaj wymienieni z imienia wiedzieli, że jeśli jest w królewskim nastroju to lepiej nie wychodzić z roli.

Bil i Marcus
Dwa przerośnięte burki przemykały bezszelestnie nocnymi ulicami Miami. No prawie bezszelstnie, jeśli pominąć rytmiczny szelest reklamówek zwisających z pysków. Najgorzej było przedostać się przez most. Oświetlony, bez żadnych miejsc do ukrycia. Udało się, ale minęły ich w tym czasie trzy samochody. Znając życie, któryś z kierowców uprzejmie doniósł odpowiednim służbom o bezpańskich kundlach biegających po moście.
W końcu dostali się na wyspę. Niestety też dobrze oświetloną, nie było solidnych krzaków, w których można by bezpiecznie się zmienić. Do tego na co trzeciej latarni dostrzegli kamery.

Marlins Park
Taksówka odjechała zostawiając dziwną parę przed dwoma piętrowymi garażami. Oba były z północnej strony stadionu. Oczywiście Slade zrobił to złośliwie. Sinclair był wciąż nie tutejszy i nie znał miasta, a Gillian rzadko opuszczała szkołę kung fu.
Z ciężkim westchnięciem ślepiec wyciągnął komórkę i zadzwonił:
- Graba, gdzie jesteś? Slade nas przysłał do ciebie.
- Na samej górze, na dachu.
- Tu są dwa budynki…
- W tym z czerwonym szyldem.

Sinclair rozłączył się.

Po dłuższej chwili dotarli na dach. Stały tam tylko dwa samochody. Start ford Graby i żółty Plumouth Barracuda, o który był oparty Graba i jarał papierosa. Nie był sam. Właśnie podchodziła do niego jakaś laska w mini i obcisłej bluzce. Od dołu, bez zamachu uderzyła absurdalnie małą torebką. Graba zatoczył się w bok, jakby miała w niej co najmniej cegłę. poprawiła ciosem w pierś i Graba zwalił się na ziemię i nie ruszał się.
Laska spojrzała w kierunku nowo przybyłych. Byli jakieś sto metrów od niej i leżącego Graby.
 
Mike jest offline