Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2015, 19:44   #81
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Świst kul rwących drżące z gorąca powietrze wypełniał każdą wolną przestrzeń w, zapomnianym przez Boga i porzuconym przez ludzi, Tinley Park. Słyszeli go przez krzyk i Joe z Trevem i Kenya z Robinem. Poziom paniki tym wywoływany wołał o pomstę do nieba, które teraz rozbłysło jadowitym blaskiem, krążącym na zmianę z cieniami w głębi korytarza przydrożnego baru i odbijającym się od szyby Hummera. Gra świateł poczęła mącić wizję, zniekształcając rzeczywistość i tworząc w wyobraźni symbole nadchodzących chwil...



Trevor, Joe:



Na sześciopasmowym autobanie Joe trzymał się prawej strony, jebiąc serdecznie etykietę ruchu lewostronnego, wypatrywał przewężenia prowadzącego na wschód. Jak na złość wszystkie cholerne drogi ucieczki z pustej przestrzeni urozmaiconej jedynie lejami po bombach miały przynajmniej dwa pasy i były kwintesencją prawdziwie amerykańskiej myśli industrialno-architektonicznej w postaci wielkich przecznic. Czas i przestrzeń w pogoni za życiem zlewały się w jedno wyznaczając rytm ucieczki odbijający się w głowie handlarza jednostajnym odliczaniem 173, 174, 175... Krzyk dziewczyny cichł przechodząc w jednostajny pisk, drażniący słuch i wwiercający się w mózg każdego z dwójki jej konwojentów. Gangerzy zaś mknęli okrojoną tyralierą tuż przy lewej burcie hummera, nie odpuszczając pościgu i nie rezygnując z ostrzału. Spychając wóz coraz głębiej w czeluście powojennych rozpadlin, eskortowali trio do samego przejazdu kolejowego, przy którym złamali szyk. Jeden z nich urwał się z łańcucha i gwałtownie zawrócił. Drugi targany wściekłością naparł na mechanicznego potwora uderzając z całym impetem w jego bok własną maszyną. Nim nastąpiła kraksa sam biker odskoczył z motoru i przetoczył się cztery metry dalej. Joe, nareszcie pozbawiony ogona, mógł się zatrzymać lub utrzymać tempo wbijając się w dostrzeżone nareszcie prawostronne, bezimienne przewężenie. Decyzja należała do niego. No, chyba, że Trevor zmieni kierunek...



Kenya, Robin



Nya skulona na progu korytarza czekała na znak... Od Carvera, od Mildred, od samego Boga, że chociażby jest. Zamiast tego doczekała się kopniaka w dupę i to nie od życia, ale od oślepionego poważnymi poparzeniami twarzy Jeda. Ten zataczając się i zdzierając gardło w głuchym już jęku boleści niemal upadł na medyczkę, zatrzymując się, dzięki mocnemu chwytowi Johna, tuż nad jej prawym barkiem. Przestraszona dziewczyna odwróciła wzrok, spotykając się, oko w oko, z lufą pistoletu ich niezwykłej przesyłki. "Jeszcze tego kurwa brakowało" - przebiegło jej przez myśl nim zimna stal skierowała się w odpowiednim kierunku - nie jej własnym. Czasu na myślenie nie było wiele, bo uporczywie powracające pytanie - "Skąd Smith wziął gnata?"- natychmiast straciło na znaczeniu w obliczu huku rozpieprzanych defenderem drzwi frontowych budynku. Nim cała trójka przypadła do ziemi odezwał się Galil Mildred wyraźnie dając ekipie znać, że czas się zabierać stamtąd w trybie natychmiastowym, póki jeszcze mają osłonę ognia zaporowego. Całą grupą wypadli na korytarz szukając po omacku bezpiecznej przestrzeni pomiędzy trupami i dziurami w ścianach. Wzrok nieprzyzwyczajony do ciemności odruchowo kierował się w stronę jedynego źródła światła. Nawet jeśli były to jedynie przebłyski goniące za cieniami to budziły nadzieję na ponowne spotkanie ze słońcem, którego tańczące promienie zaczynały muskać brzeg twarzy Dziadka. Jako jedyny w mrygającym świetle dziennym nie spodziewał się ratunku, a widział zagrożenie. Każdy cień musi wszak mieć swą przyczynę, w tym wypadku zapewne przynajmniej czwórki skurwiałych gangerów, niemogących odpuścić pogoni za starym wilkiem. Widział ich, widział w którym kierunku zmierzają i nareszcie zobaczył też czemu tylko jednego skurwiela udało mu się upolować na tyłach knajpy. Dziura w zabitym dechami oknie miała szerokość wystarczającą na pomieszczenie co najwyżej czternastoletniego szczyla, a nie dorosłego mężczyzny. Tym bardziej na pewno nie byłego żołnierza czy muskularną medyczkę, która wraz z resztą ich "domowego przedszkola" wpadła niemalże pod jego nogi.

- Znalazłeś wyjście? - zapytał zdyszany Smith, a Robin zaczął się modlić żeby jego przesyłka nie zdechła od postrzału w płuco skoro po przebieżce na tak krótkim odcinku dycha jak jebany gruźlik.

Wymiana zdań, sprowadzona do prostej instrukcji, gdzie, kto, co i jak przekazanej reszcie przez Carvera skończyła się hukiem metalowej szafki przewracanej w wąskim, ciemnym holu za nimi. Do pomieszczenia, jak zwykle z fajerwerkami, wpadła Mildred próbująca odgonić się od małoletniego pomocnika barmana, który przylgnął do niej jak wystraszony kociak.

- Przebili się do budynku frontem. Za chwile wejdą też tyłem. Jeda masz wyłączonego. Zdjęłam czterech i mam ostatniego maga. - przekazała krótko wiadomości Robinowi i odezwała się do młodego: - A ty co potrafisz? - zmieniając maga i zajmując w miarę dogodną pozycję strzelecką w rogu klitki w której utknęli.

- Kraść. - odpowiedział rozbrajająco szczerze.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline