Trevor klął na paskudny los, który zesłał mu deszcz przeciwników i zacięcie jego zwykle niezawodnego karabinu jednego dnia. Dickson z uśmiechem psychopaty przyglądał się jak nieporadnie prowadzi Joe rozglądając się niczym paranoik na karuzeli. Na krzyk Natalie rewolwerowiec nie reagował chociaż musiał przyznać, że kobieta potrafiła wydać z siebie całkiem ciekawe - wwiercające się pod czaszkę niczym wiertarka chirurgiczna - tony. Bikerzy jechali gdzieś po lewej stronie Hummera raz po raz strzelając do mknącej przed nimi bestii. Najemnik początkowo chciał walić ile wlezie, ale doskonale wiedział, że w takim pędzie i tak nie trafi...
Zaraz za niespodziewanym przejazdem kolejowym jeden z bikerów uderzył motocyklem w bok cięższego pojazdu. Trevor zareagował śmiechem, który zlał się w jedno z krzykiem siedzącej za nim Natalie. Po prawej było widać jakieś przewężenie jednak Joe nagle zawrócił. Hummer ruszył w kierunku baru, a handlarz rozpoczął dialog. Nie zapomniał zapytać się Dicksona o amunicję, która była gamblem, a te były dla Joe co najmniej tak samo ważne jak życie reszty ekipy. Trevor odpowiedział. W sumie chciałby zajechać blisko, wyjść, postrzelać, zabrać rannych i spierdalać. Nie miał ochoty na żadne podchody, bo wtedy wróg mógłby ich przygwoździć. W końcu gangerów było w okolicy od cholery.
Joe jednak wybrał - dla Dicksona przesadną - ostrożność. Jego zamiarem było zajechać na skrzyżowanie i sprawdzić co działo się w barze. Trevor nie musiał się upewniać aby mieć pojęcie jak krwawa łaźnia musiała tam się rozgrywać. Jed, Mildred, Dziadek i od chuja gangerów. Z tej mieszanki nie mogło wyjść nic bezpiecznego i zjadliwego. Ktoś musiał zdechnąć i użyźnić deski tej stacji. Rewolwerowiec liczył tylko na to, że nie byli to jego kompani. Jak tylko Joe wyhoduje sobie jaja i podjadą jak blisko się da Trevor wciągnie do Hummera kogo można, zabije kogo trzeba i wróci. Miał w dupie ile amunicji na to poświęci. Miał w dupie, że może dostać kulkę. Nie raz Smith ratował mu dupsko. Teraz on musiał pomóc mu, rudowłosej rusznikarce, bladej jak śmierć medyczce i skromnemu niczym belgijski student Carverowi. Musiał to zrobić nie będąc pewnym czy przyciśnięty ogniem Joe nie spierdoli jego Hummerem w siną dal. Strach potrafił namieszać w głowie nawet tak rozsądnym ludziom jak Doberusk…