Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2015, 14:55   #83
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Granie bez GD to nie to samo...

Trevor klął na paskudny los, który zesłał mu deszcz przeciwników i zacięcie jego zwykle niezawodnego karabinu jednego dnia. Dickson z uśmiechem psychopaty przyglądał się jak nieporadnie prowadzi Joe rozglądając się niczym paranoik na karuzeli. Na krzyk Natalie rewolwerowiec nie reagował chociaż musiał przyznać, że kobieta potrafiła wydać z siebie całkiem ciekawe - wwiercające się pod czaszkę niczym wiertarka chirurgiczna - tony. Bikerzy jechali gdzieś po lewej stronie Hummera raz po raz strzelając do mknącej przed nimi bestii. Najemnik początkowo chciał walić ile wlezie, ale doskonale wiedział, że w takim pędzie i tak nie trafi...


Zaraz za niespodziewanym przejazdem kolejowym jeden z bikerów uderzył motocyklem w bok cięższego pojazdu. Trevor zareagował śmiechem, który zlał się w jedno z krzykiem siedzącej za nim Natalie. Po prawej było widać jakieś przewężenie jednak Joe nagle zawrócił. Hummer ruszył w kierunku baru, a handlarz rozpoczął dialog. Nie zapomniał zapytać się Dicksona o amunicję, która była gamblem, a te były dla Joe co najmniej tak samo ważne jak życie reszty ekipy. Trevor odpowiedział. W sumie chciałby zajechać blisko, wyjść, postrzelać, zabrać rannych i spierdalać. Nie miał ochoty na żadne podchody, bo wtedy wróg mógłby ich przygwoździć. W końcu gangerów było w okolicy od cholery.

Joe jednak wybrał - dla Dicksona przesadną - ostrożność. Jego zamiarem było zajechać na skrzyżowanie i sprawdzić co działo się w barze. Trevor nie musiał się upewniać aby mieć pojęcie jak krwawa łaźnia musiała tam się rozgrywać. Jed, Mildred, Dziadek i od chuja gangerów. Z tej mieszanki nie mogło wyjść nic bezpiecznego i zjadliwego. Ktoś musiał zdechnąć i użyźnić deski tej stacji. Rewolwerowiec liczył tylko na to, że nie byli to jego kompani. Jak tylko Joe wyhoduje sobie jaja i podjadą jak blisko się da Trevor wciągnie do Hummera kogo można, zabije kogo trzeba i wróci. Miał w dupie ile amunicji na to poświęci. Miał w dupie, że może dostać kulkę. Nie raz Smith ratował mu dupsko. Teraz on musiał pomóc mu, rudowłosej rusznikarce, bladej jak śmierć medyczce i skromnemu niczym belgijski student Carverowi. Musiał to zrobić nie będąc pewnym czy przyciśnięty ogniem Joe nie spierdoli jego Hummerem w siną dal. Strach potrafił namieszać w głowie nawet tak rozsądnym ludziom jak Doberusk…
 
Lechu jest offline