Henry uśmiechnął się ciepło w stronę Ketty i podniósł dłoń w geście ,,spokojnie, nie panikuj''.
-
Nie zam.... zamie... zamierzam umie..rać - wyjąkał nim całkowicie stracił przytomność, zaraz po tym nadbiegł George który przykucnął przy rannym towarzyszu, pokiwał przecząco głową.
-
Nie wierzę ze to się dzieje.... - wymamrotał, zaraz potem Ketty i George usłyszeli odgłos syreny policyjnej i karetki.
-
Przypilnuj go, idę poinformować ich ze mamy tu rannego, umierającego faceta, zakładam ze zatrzymali się tutaj żeby zająć się naszym truposzem. - poinformował George i podniósł się, biegnąc w stronę ulicy.
Morderca zbiegł i prawdopodobnie dziś nie zostanie schwytany, po raz kolejny z ich winy zginie człowiek, tym razem zagadka nie została pozostawiona, morderca nie miał na to czasu, więc nikt nie wiedział gdzie, jak i kiedy uderzy ponownie, i z przykrością należało stwierdzić ze kolejny zamach prawdopodobnie po raz kolejny zakończy się dla niego sukcesem.
Henry krwawił coraz mocniej, jego rana została opatrzona, ale wydawała się być dosyć głęboka i krew spływała z rannego ramienia z prędkością światła. W pewnym momencie oddech nieprzytomnego Henrego ustał, mężczyzna przestał oddychać, po chwili Ketty ujrzała nadciągającego George'a razem z Hannibalem Lecterem
-
Za pięć minut powinna być tu karetka... tamci poszli zająć się trupem w operze.... - warknął wściekły George -
Sprawiedliwość, prawda? Trup ważniejszy od żywego człowieka którego jeszcze da się odratować, Hannibal był kiedyś lekarzem, zajmie się nim do czasu przyjazdu następnej karetki.
-
Nie oddycha. - stwierdził Hannibal i ściągnął swój garnitur, położył go przed Henrym i uklęknął na nim przechodząc do reanimacji. Po odpowiednim udzieleniu pierwszej pomocy pokiwał głową przecząco i kompletnie bez uczuć wypowiedział standardową, wyuczoną już formułkę która nie miała nic wspólnego ze szczerością. -
Przykro mi.