Robert leżał skulony w kącie w Zakładzie... jakimśtam, nie mógł sobie teraz przypomnieć. Nie mógł powstrzymać łez, oprócz instynktownego, pierwotnego strachu o swoje życie czuł ogromną bezradność i niemoc. Zrobiłby wszystko żeby ten koszmar się już skończył...
Mimo że miał zatkane uszy słyszał rozmowy toczące się w pokoju:
-Zniszczyć komputer? To cudeńko które masz w warsztacie? MY? Chyba żartujesz... - zaśmiał się głośno a jego pobratymiec w bestialskiej formie zaskowyczał niczym hiena, aż Robertowi przeszły ciarki po plecach - Zapamiętaj sobie wampirze, Tubylcy Betonu nie niszczą komputerów. Wiemy ile to jest warte i nie chodzi nam o pieniądze.
Starzec usłyszał odkładaną słuchawkę i ponowne wybieranie numerów. Każdorazowo tarcza numerowa telefonu głośno wracała do początkowej pozycji gdy cyfra została wybrana. Jednocześnie słyszał kroki, jakby ktoś chodził w tą i z powrotem.
-Pewnie nie spodziewają się znów działają. Próbuj, próbuj... Co mu się stało. Kto mu odgryzł rękę? Kurwa. Myślałem że wy wampiry to tak jak na filmach, w szyje gryziecie - chwilę później bestia ruszyła, słychać było pazury uderzające o podłogę.
- Dobij mnie, bestio - to był słaby głos Jamesa - Dobi... KURWA! Moja ręka! Znów mogę nią ruszać! Zrosła się! Jak to zrobiłeś? - oczekiwał odpowiedzi ale bestia znowu zachichotała niczym hiena.
- Widzisz Eric. Nie mamy złych zamiarów. To jak z tym telefonem? Księcia nie ma na stołku?
Henry usiadł na krześle i upił trochę Coca-Coli, którą znalazł w lodówce. Druga grupa rozbiła swój obóz w innym domku. Łatwo poszło, dziewczyna nie była uzbrojona i co ważniejsze nie była wampirem. Ha, nigdy pewnie nie miała wampirzej krwi w ustach, inaczej nie byłoby tak łatwo ją utrzymać. Zawlekli ją do tego drugiego domku, związali i posadzili przy stoliku w salonie. Henry z grzeczności podał jej butelkę Coli, sierżant jadł hamburgera. W TV opisywano właśnie jak zbudować swój własny schron, za przykład dali kilku skautów, którym udała się ta trudna sztuka. Dzielne chłopaki, przyszłość narodu!
- To jak słoneczko. Powiesz nam kim jesteś? Co robiłaś u Gerolda? Gdzie on jest? - sierżant mówił mlaskając, ale dziewczyna nie odpowiadała. Sierżant zaklepał sobię rolę dobrego gliny (chociaż nie wychodziło mu to najlepiej), a Henry nie miał ochoty być tym złym. Dziewczyna uparcie milczała. Żołnierze zostawili ją w spokoju.
- Daj spokój. Zaraz przyjdzie Eva i da jej popalić. Pomyśl dziecino nad odpowiedzią - rzucił Henry i zmienił kanał. Znany ekspert od survivalu pokazywał domowe sposoby na uniknięcie promieniowania po wybuchu. To dla tych którzy uważają że naukowcy w okularkach znają tylko suchą teorię. Henry zobaczył na ekranie licznik Geigera, taki sam jaki miał w plecaku. Wyjął go i dla jaj zbadał okolice puszki Coca-Coli. Licznik zabrzęczał a zdziwiony Henry odczytał podwójną bezpieczną wartość:
- Kurwa, będę się świecił po tym gównie! - powiedział zirytowany
- Pokaż - sierżant podszedł bliżej
- eee, pierdolenie. Mądre głowy co roku zmieniają te swoje śmiertelne dawki. Dwa lata temu to była połowa. Nic nam nie będzie.
W drzwiach pojawiła się młoda kobieta ubrana w żółtą garsonkę i spódnicę. Na szyi miała fioletową kokardkę i buty w tym samym kolorze. Jej włosy koloru marchewki były spięte żółtą wstążką w kitkę.
- Jest i Eva! Tutaj mamy naszą ptaszynę, chyba zna Gerolda ale nie chce nic mówić. Może coli? - Dziękuję Henry, ale nie mamy czasu na przekąski. No dobra dziewczyno, mów co wiesz. Co cię łączy z Geroldem? Odpowiedz! - odgarnęła grzywkę i spojrzała dziewczynie prosto w oczy
- Wyleczył mnie i teraz pije ze mnie krew. Kurwa dlaczego ja ci to mówię? O ja pierdolę… Już wiem! Ostrzegał mnie przed czymś takim - fioletowowłosa zacisnęła oczy jak tylko mogła. Eva z pomocą żołnierzy siłą je otworzyła i zadała kolejne pytanie:
- Gdzie jest Gerold? Mów! - krzyknęła Eva władczym tonem
- Spierdalaj! nic więcej ode mnie nie wyciągniesz! - odpyskowała dziewczyna
Zdziwiona Eva roześmiała się i spróbowała jeszcze raz. I jeszcze raz. I kolejny. Dziewczyna miała rację. Nic nie dały ani nadnaturalne sposoby, ani przypalanie papierosem czy fizyczny ból. Nawet jeśli coś wiedziała to milczała jak grób.
Zrezygnowana Eva kazała ją związać.
- Spróbujemy później, jej wola napewno się złamie. Dzięki za pomoc, już ja się nią zajmę.
Henry dopił colę i wraz z sierżantem ruszyli z powrotem na swój posterunek.