Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2015, 22:40   #2
Someirhle
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Granica światła leniwie sunąc po ziemi wspięła się na starą, dziurawą beczkę, zaglądając przez szpary wynikłe z wypaczenia klepek i dziurę po tej, która została wyłamana. Tylko jedna obręcz, zrudziała od rdzy, trzymała ten prowizoryczny stół w całości, zaś szczyt stanowiła zachowana w nadzwyczaj dobrym stanie dennica - wyraźnie oczyszczona z porostów i wilgoci.

Leżały tam cztery owcze kostki, na których ktoś niepewną, drżącą ręką wyrył po cztery liczby: jeden, trzy, cztery i sześć. W końcu zaś była tam najważniejsza część pułapki, czyli moneta o niespotykanym blasku, przyciągającym wzrok w promieniach porannego słońca.



Nie sposób było przeoczyć tego kawałka metalu, nie sposób nie wstrzymać wzroku choć na chwilę, choć cały jego urok polegał zaledwie na tym, że był czysty jak marzenie.

Ostatnim na co zwracało się uwagę była przygięta postać starca ni to siedzącego, ni to klęczącego przy beczce, wspartego na starym harpunie jak na lasce, pilnującego swojej gry. Ubiór miał poszarpany, spojrzenie zobojętniałe, zaś kłykcie zbielałe od uporczywego ściskania drzewiec.

Wyglądał jak ktoś, od kogo z łatwością można było wygrać mały, połyskujący skarb. Jednak nie wszystko jest takie, jakie wygląda.

Nie było starca - twarz, mimo że wymizerowana, nie nosiła znamion podeszłego wieku, które sugerowała postawa i przemyślnie przyprószone popiołem włosy. Nie było też gry - przynajmniej nie takiej, przy której tracili drobne pieniądze i przedmioty kolejni naiwniacy. Właściwa gra nie korzystała z kości, tylko z doświadczenia i bystrego oka, które pozwalały zagarnąć jedynemu graczowi kilka drobiazgów od pionków.
Tylko kilka, dość by przeżyć, ale nie dość by przyciągnąć złe spojrzenia i zamiary. Nie dość by odejść, w sam raz by przeżyć...



Iwo kolejny dzień uważnie rozglądał się po targowisku, jednak jego myśli przepełniała niecierpliwość i gorycz. Paradoksalnie, to wiele lat wyrzeczeń i nauki doprowadziło go tutaj, jednak wrodzone słabości ściągały go w dół. Prawda była taka, że nie musiał udawać skurczy, które nieraz wstrząsały jego ciałem, a dziwny sposób, w jaki miejscami układały się jego szaty nie były częścią jakiegoś sprytnego przebrania, lecz efektem nienaturalnie powykrzywianych kończyn.
Jego ciału brakowało siły i zwinności, by mógł uczynić kolejne kroki na ścieżce, którą obrał. Udało mu się co prawda znaleźć kilka konających lub pijanych źródeł, jednak nocne czatowanie nie było bezpieczne, bowiem łatwo mógł sam stać się ofiarą.
Brakowało mu sił, by zabijać. Zbyt słaby, by nabrać potęgi... Gnił tutaj, czuł to, gnił od środka kurczowo ściskając schowany w fałdach ubrania amulet i modląc się bezgłośnie o szansę, okazję, nadzieję w końcu.
Tkwiąc w dzień w dzień przy swojej beczce, miesiącami czekał pomocy od Bogini, obiecując dokonać swej zemsty z jej imieniem na ustach, tak by sławiona była przez wieki.
Modlił się, obserwował, grał i czekał.
 
__________________
Cogito ergo argh...!

Ostatnio edytowane przez Someirhle : 21-04-2015 o 13:19.
Someirhle jest offline