Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2015, 16:22   #1
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Łańcuszek decyzji [18+]

"Understand death? Sure. That was when the monsters got you."

Stephen King. Salem’s Lot



April Blackburn znała to miejsce dobrze… Było wszak jej domem, znała uliczki, znała lasy, znała ludzi. Wiscasset w stanie Maine ofiarowało kilka rozrywek w czasie wakacyjnym, ale poza nim… było spokojne.
Kiedyś tego spokoju April nie cierpiała, dlatego opuściła miasto. Teraz była już w stanie ów spokój docenić. Teraz, kiedy powróciła do domu by uciec od koszmarów wielkiego miasta. Tych pojawiających się w jej wspomnieniach, tych powiązanych z jej życiem, tych powracających w snach. Od nich wszystkich… oraz by dać Avie, swej córce prawdziwe dzieciństwo. Narzędzia używane w dawnej robocie, trafiły do domowego sejfu. Pamiątki niezwiązane z jej zmarłym mężem, do kartonowych pudeł. April nie chciała by któraś z ciekawskich sąsiadek je zobaczyła… ostatnie czego April potrzebowała to niewygodnych pytań związanych z jej przeszłością. Z niej bowiem zwierzyła się tylko matce. Aida Franklin była mądrą kobietą i wspaniałą matką, April mogła się jej zwierzyć… z prawie wszystkiego. To i tak więcej niż mogła powiedzieć innym osobom. No i Aida znała się na ziołolecznictwie, także na ziołach pozwalających odpędzić koszmary dręczące córkę.
April była już tu cztery miesiące, więc zdążyła się już zadomowić, a także odnowić stare znajomości. A także nawiązać kilka nowych. Ava… nie zniosła przeprowadzki za dobrze. Wiscasset było dla niej rozrośniętą wsią nie wartą uwagi. Wychowana w wielkim mieście czuła się źle tutaj… z dala od cywilizacji. Ale przynajmniej nauczyła się wstawać rano, co jednak było winą strategicznego umiejscowienia jej sypialni. Był to pomysł Aidy zresztą. O dziwo… babcia Franklin lepiej sobie radziła z Avą niż jej rodzona matka. Z drugiej jednak strony, nastoletnia Ava bardzo przypominała jej córkę z czasów młodości.


Rodzinny dom April mógł się poszczycić spory ogrodem warzywno ziołowym. Niemalże mała plantacja porośnięta była roślinami, z których niewiele było ozdobnymi. Kiedy jeszcze żył ojciec April ten ogródek był zadbany i stanowił dumę rodziny Franklinów. Ale Henry Franklin już nie żył, a Aida nie miała już dość sił, by sama zająć się tym ogrodem. Przez co spora jego większość uległa zapuszczeniu. April dla zabicia czasu zajęła się porządkowaniem, przypominając sobie czasy, gdy pomagała w tym ojcu.
To były miłe wspomnienia.

Wkrótce jednak dotarła do problemu, z którym uporać się nie było łatwo. Olbrzymie wybujałe krzewy, o stwardniałych łodygach i gałązkach. Te wymagały wykarczowania toporkiem. Ciężka robota… Męska robota. Wymagająca czystej siły i dużej wytrwałości.
Przyglądając się owym chaszczom Aida zapaliła papierosa,


zerkając to na nie, to na stojącą obok córkę. I wyraziła myśl.- Może… poprosiłbyś kogoś, do ich wytrzebienia? Jestem pewna że Sean Junior dałby się namówić, albo Eddie. Mimo wszystko ten ogródek potrzebuje męskiej dłoni.


Matka April zajmowała się zielarstwem i ziołolecznictwem w szerokim tego słowa znaczeniu. Na półkach jej sklepiku stały w równych rzędach słoiki z różnymi ziołami.

[MEDIA]http://gb.fotolibra.com/images/previews/602324-jars-containing-herbs-in-health-food-store.jpeg[/MEDIA]

Nie były to jednak zioła, jakich szukają spragnieni wakacyjnych przygód nastolatkowie, toteż nawet w sezonie sklep Aidy nie przeżywał oblężenia. Niemniej wyrobił sobie renomę wśród miejscowych i miała stałą choć niezbyt liczną klientelę. Zresztą, zyski z niego były dla Aidy jedynie dodatkiem do emerytury, a jego prowadzenie sposobem na nudę. Dla samej April… cóż, potrzebowała spokoju w swym obecnym życiu i ucieczki od problemów. A dobrym sposobem na zabicie nudy była.


Hannah Richmonde i jej… problemy z których się zwierzała przyjaciółce. Zwłaszcza gdy Aida była na zapleczu sklepiku, tak jak teraz.
- Co sądzisz o… wejściu od tyłu?- zapytała cicho i konspiracyjnym tonem. Po czym zaczęła tłumaczyć.- Dzieci to skarb, ale co za dużo to niezdrowo. Trójka którą urodziłam już mi wystarczy, więc pomyślałam… bo Peter w lateksie wygląda zabawnie, a poza to nie to… a oralne zabawy, jakoś nie dają mi takiej satysfakcji. Więc zastanawiam się czy nie spróbować… czegoś… wiesz… bardziej pikantnego. Ale trochę się boję.
April nie zdążyła udzielić przyjaciółce życiowej rady, bo do sklepiku weszła kobieta. Dobrze zresztą znana w tym mieście kobieta. Bo sama


Diana Spencer, burmistrz Wiscasset dźwigająca naręcze rulonów.
-Zastałam Aidę? A może ty April możesz mi pomóc?- zapytała rozkładając rulony na sklepowej ladzie.- Liczyłam na to, że zawiesicie jeden tu w sklepie i parę w okolicy domu. A skoro ty tu też jesteś Hannah, to może weźmiesz parę ze sobą i zrobisz podobnie. Oszczędzisz mi jazdy do was.
- A co to są?
- zapytała Richmonde z ciekawością w glosie.
- Ogłoszenia oczywiście. Oraz terminarz atrakcji… zbliża się wszak czas dorocznego festynu na zakończenie lata. Będą różne konkursy i zabawy organizowane, oraz wielka potańcówka na połączonych ze sobą łodziach.- rzekła z entuzjazmem Diana. Trochę fałszywym entuzjazmem, tak jak trochę fałszywym był fakt, że Diana sama roznosiła plakaty ogłoszeniowe. Z drugiej strony za rok były wybory burmistrza, więc pani Spencer z pewnością chciała przypomnieć o sobie wyborcom.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline