Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2015, 22:57   #7
Ravage
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Przejechała jęzorem z odrazą po zębach. Pożałowała od razu po pierwszym łyku, że w ogóle zamówiła drinka. Zrobiła się jeszcze bardziej wściekła. To miał być tryumfalny drineczek za nową, lepszą przyszłość, a nie naftalina z ropą dla jakiegoś cholernego blaszaka, do jasnej!
Ptfff!Splunęła i zaszurała po plwocinie butem, rozmazując ją po i tak już brudnej ziemi.
Takie miejsca jak to wywoływały w mniej mieszane uczucia. Pamiętała, oj bardzo dobrze pamiętała ile walk spędziła w takich miejscach jak to. Nic dobrego jej z tego nie przyszło. Ale smak wygranej potrafił wynagrodzić wszystkie zebrane baty. Choć była to radość zawsze podszyta goryczą i trwająca krótko.
Przemyślenia przerwał jej jakiś absolutnie zalany Trandoshianin. Jak ona nie znosiła takich typów!
Trójpazurzaste zjeby, bez szacunku do nikogo, nawet do własnych rodzin. Obiło jej się o uszy, jakie zwyczaje mają na tej swojej planecie. Tfu, po stokroć, co za okropne tradycje tam panowały.
Na szczęście nie musiała urządzać burdy- jaszczur był tak spity, że wystarczyło że usiadł tylko i już odpadł i nie musiała dawać mu znać, jak bardzo ma go w pogardzie i jak bardzo chce, żeby wypierdalał, z łaski swojej, kurwa jego mać.
Wzięła kubek w łapę i przyjrzała się z figlarnym błyskiem w oku cieczy. Uśmiechnęła się naprawdę paskudnie i cienkim ciurem wylała mu zawartość na krocze. Niech ma, hłe hłe, jak się obudzi będzie bardzo zdziwiony.

I wtedy usłyszała i poczuła wybuch. Kubek wypadł jej z łapy a reszta potoczyła się w jak zwolnionym tempie. To już było wyuczone. Za wiele lat udało jej się przetrwać w warunkach, gdzie refleks to jedyna szansa na przetrwanie.
Poderwała się z krzesła tak gwałtownie, że aż je przewróciła. Z kabur wyrwała oba blastery i dopiero wtedy zaczęła się rozglądać. Jeszcze nie strzelała, strzelanie na oślep wcale się nie sprawdza, a może więcej szkód wyrządzić. Chociaż w zaistniałej sytuacji grozy i chaosu chyba już nic nie jest w stanie zaszkodzić, prawda?
Sytuacja wyglądała na absolutnie beznadziejną- ogólne zamieszanie, lament i strzały powodowały, że w kłębie istot trudno było powiedzieć, co na ten moment się właściwie kurwa dokładnie dzieje i gdzie jest główny wróg, albo wrogowie, którzy wywołali zamieszki. Jeszcze nikt do niej nie celował ani nie strzelał, sytuacja, przynajmniej na parę chwil do przodu- na plus.
Wyhaczyła kątem ślepi miejsce w cieniu, w który natychmiast się schowała.
Ktokolwiek zaatakował, musiał być naprawdę ostro wkurwiony. Cóż, na Nar Shaddaa takie sytuacje to może nie chleb powszedni, ale do rzadkości też nie należy. Ale ona nie zamierzała z tym mieć nic wspólnego, nie jej cyrk, nie jej gundarki, ona umywa ręce.
Wszyscy chcieli dać stąd dyla, ale przedrzeć się nie będzie łatwo. Cóż mogła zrobić? Rzuciła okiem na swojego nowego i na szczęście tylko tymczasowego (byle tylko przeżył do wypłaty, w tym kotle, to kto wie co będzie) pracodawcę.
Wycelowała w nadbiegających w stronę Baelisha rzezimieszków broń i oddała parę strzałów.
Może za to dorzuci jej jakąś premię? No, to może potem, jak się wydostaną stąd.
Ale te strzały nie na wiele się zdały- ci pieprzeni przeciwnicy mieli pola ochronne! Co za szajs!
Ruszyła biegiem w stronę Jona i mandalorianina. To była jedyna szansa, by wyjść stąd cało- w kupie siła, jak to mówią, więc jak nie można w pojedynkę to trzeba- czy się chce czy nie- spierdalać w grupie i ochraniać sobie nawzajem tyłki.
TY! Warknęła w stronę Jona Bese mnie nigdże nie idziesz!
 
Ravage jest offline