Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2015, 00:02   #107
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jack Brooks - awanturniczy bajker



- No pewnie. Zostaw faceta z obciętymi łapami z nieprzytomną laską na trenie łownym jakiś małpiatek z trutkami z w strzykawach. - mruknął ciężko i równie ciężko patrząc na Jim'a. Nie ukrywał, że nie aprobuje takiej decyzji kolegi. Jak dla niego rozdzielanie się nie był mądrą taktyką. Zwłaszcza, że już prócz romówcy pozostała trójka już oberwała w ten czy inny sposób.

Kwaśno też przyjął odmowę scyzorykowego ratunku dla Loretty. Sam by mimo wszystko spróbował ale z takimi łapami nie miał szans na takie wyrafinowane manewry.

- Oczywiście. - rzekł krótko na argumenty Jim'a o logice zarażenia syfem z rany dziewczyny. Jakoś mało prawdopodobne mu się wydawało, ze jakby padł nieprzytomny obok Fox to, że obydwaj koledzy jakoś ratowali go czy ją.

Skupił się jednak na próbie wyssania trutki z szyi. Mimo woli przyszło mu do głowy, że właściwie to tę szyję miała całkiem niezłą. Gładką, gorącą i przyjemną w dotyku. Zresztą nie tylko szyja wygladała interesująco.. I zdecydowanie wolał wodzić rękami i ustami po jej szyi i nie tylko ale w do cholery całkiem innych okolicznościach! Jak kurwa ktoś się pechowo urodzi to potem tak przez życie całe...

Dość szybko się zorientował, że szanse na zrealizowanie swojego pomysłu ma dość marne. Prawie nie wyczuwał pod skórą guli jakiej się spodziewał. Wyszedł z założenia, że trutka w płynie powinna jakiś czas zebrać się pod szyją nim rozejdzie się i wniknie w ciało. Najwyraźniej jednak te strzykawki zadziałały całkiem dobrze i wstrzyknęły zawartość od razu w głąb szyi i na wierzchu niewiele jej zostało. Więc Jack nie bardzo miał co wyssać. Popatrzył trochę zawiedziony własną niemocą na spokojnie leżącą niczego nieświadomą nieprzytomną dziewczynę. ~ No i kurwa tyle z oglądania tych filmów BHP i pierwszej pomocy... ~ pomyślał smętnie. Jakoś bowiem jego wiedza i pomtysłowość względem zatoskynowanych osób końćzyła się właśnie w tym momencie. Zgarnął tylko pustą strzykawkę do kieszeni. Może jak dojadą do jakiegoś pogotowia i pokazę czym oberwałą to jakoś to pomoże w dobraniu antytoksyny zo co tam.

Zanim namyslił się co robic dalej z oddali doszedł go odgłos i blask eksplozji. Spojrzał w tamtą stronę zaniepokojony i okazało się, że ten radiowóz wyleciał w powietrze! ~ Noo kurwaaaa! Moje radio! ~ pomyślał w pierwszej chwili zaskoczony i zezłoszczony. Naprawdę liczył na pomoc czy to od gliniarzy czy samego radiowozu a właśnie na możliwość poinformowania resztę świata o ich kłopotach. Teraz rozczarowany patrzył jak wrak samochodu obejmują płomienia a okolicę roztacza ich łuna. Nawet z tej odległości widział, że nie ma szans by coś wyratować z wraku ani by się jeszcze do czegoś nadawał. ~ No ja pierdolę no... ~ czuł jakby sprzed nosa zniknęła mu szansa na ratunek. Jakby spóźnił się na ostatni pociąg czy samolot wywożący ludzi z tego szalonego miejsca. Dopiero jak ta szansa znikła poczuł jak bardzo liczył na nią i jak uderzyła go ta strata.

Jednak zaraz zauważył jakiś ruch. Okazało sie, że drogą maszerują, jakoś tak dziwnie zbierznie w ich kierunku, trzy postacie. Ten jeden był przebrany z jakiegoś dziwnego typa którego Jack kojarzył ze starych filmów i jakiś fotek ze śrdniowecza. Coś z zarazami mu się kojarzyło. A te dwa obszarpańće po jego bokach wyraźnie go nie odstepowali.

Nagle skojarzył, że to ma jakiś związek z tymi małpiatkami co ich zaatakowały. Miały ich odnaleźć i uśpić a ci trzej mieli ich pozbierać. Przełknął slinę i spojrzał na nieprzytomną dziewczynę. Sam miał szansę sie urwać tym palantom. Ale z nią? Tego już nie był taki pewny. Wiedział, że z jednym miał sobie szansę poradzić nawet w takim stanie jakim był teraz. W pojedynkach obrywał ale rzadko i z reguły wychodził z nich zwycięsko. Ale jego bójkowe doświadczenie mówiło mu, że nawet jak ci trzej to jakieś fajterskie leszcze to jest ich trzech. A pojedynek z trzema na raz zawsze był groźny.

Szacował jak zdawali się być sprawni i pewnie dążyć ku celowi. Jeśli byliby nastawieni i przyzwyczajeni na zbieranie uśpionych ludzi to żwawy i sprawny młody facet powinien być dla nich nie lada wyzwaniem. Jakkolwiek pokręceni by ci trzej nie byli. Ale nadal ich było trzech. Warto było ryzykować dla nietomej laski?

Spojrzał jeszcze raz na nieruchomą koleżankę. Właściwie to nie przepadał za nią. Sprawiała na nim wrażenie tempego szpadla "z elyty" co się wozi da samego wożenia. W ogóle byli z innych światów. On był praktycznie z półgangerowego środowiska punkowych koncertów, klubowych bijatyk i nielegalnych ścigań się na motorze. A ona? W sumie... To nawet nie wiedział bo właśnie poza klasą i szkołą właściwie się nie znali właśnie. To już ta Ortis była bardziej z jego undergrundowych klimatów a ta całą Lori to właściwie była mu znana tylko z widzenia i wspólnych zajęć w szkole. Nic wiecej. I co? Teraz miał dla niej ryzykować? By prawie pewny, że ci trzej są tu po nieprzytomnych więc jak ich zgarnął to pewnie wrócą skad wyleźli. Wystarczyło więc się oddalić i zniknąć w ciemności nocy by mieć ich z bani...

No ale... Spojrzał na okręcone swoje pocięte kikuty. Wciąż były obwiązane jakąś babską szmatką które Lori wyjęła ze swojego pelcaka i mu obwiazała by się nie wykrwawiał. Taaa.... Nadal uważał ją za tępego szpadla... Ale te wszystkie jego wcześniejsze bójki, ganianie się z psami czy innymi bandami wyrobiło w nim dość silne poczucie solidarności z ludźmi których uwazał za swoich. Zwłąszcza w obliczu wspólnego zagrożenia choć zazwyczaj objawiało się ono w postaci pałkarzy, klubowych ochroniarzy czy patafianów co go wkurzali i czepiali sie go jak ci dwaj przed Mac'iem dzisiaj. Taa... Może i wcześniej była tylo zadzierającą nosa lalunią ale przed chwilą jednak opatrzyła mu łapy. Dla Brooks'a to nie był czyn bez znaczenia. Nie mógł ot, tak zostawić kogos takiego.

- Jim, Viktor! - rzucił krótko do chłopaków którzy z powodu psikusa jaki im wszystkim sprawił wybuchajacy radiowóz nie odeszli zbyt daleko. - Spójrzcie tam! Idą tutaj! To oni pewnie nasłali te małpy na nas! To jakieś pigularze! Skroimy ich! Damy radę! Może te debile wiedzą jak stąd się wydostać! - powstał na nogi i zrobił krok do przodu by stanać na drodze między tymi trzema dziwakami a nieprzytomną dziewczyną. Wychodziło mu, że było ich trzech ale razem z Jim'em i Viktorem ich też. Jack'a w pojedynku wcale nie było tak łatwo pokonać a Jim miał nawet lagę a Viktorowi chyba się agresor włączył zaś u tych trzech przebierańćów nie zauwazył żadnej broni. Wychodziło mu, że we trzech naprawdę mieli szansę sklepać tych frajerów! Tak samo jak z Jim'em sklepali tych odmienionych z workami na głowach za mmostem. A kto wie, może ci trzej coś wiedzą lub coś mają co mogłoby im pomóc.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline