Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2015, 11:23   #8
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Księżycem Przemytników jak również było nazywane Nar Shaddaa przywitał go tak jak każda rządzona przez kryminalistów planeta, nawałem zgłoszeń. Ku smutkowi pracodawców, on był tu w zupełnie innym celu. Został zaproszony do wzięcia udziału w walkach na arenie które organizował jakiś Hutt, a finałem była walka z Jedi. Slevinowi to odpowiadało na tyle, że bardzo szybko zaczął wędrować na szczyt tabeli ramie w ramię z jeszcze jednym zawodnikiem, już wtedy wiedział że spotkają się w pół-finałach. Ta myśl powodowała u niego takie same emocje, jak jedzenie śniadania… Kolejny trup na kącie, nieważne czy najemnik, jedi czy inny czubek. Wszyscy umierali tak samo, a Slevin był pośrednikiem między kostuchą, a zaświatami. Nie urodził się wczoraj, miał na łeb na karku i nigdy nie atakował pierwszy. Tak samo było i w tym przypadku, może dlatego ta walka się tak przedłużała w nieskończoność?

Niestety nie było im dane skrzyżować broni, tak samo jak nie było im dane dowiedzieć się kto jest lepszy. A już z pewnością nikt z nich nie zawalczy w finale, albowiem arenę właśnie szlag trafił. Wysoko nad ich głowami buchnęły płomienie, kłęby gryzącego pyłu i gruzu, na arenę z łoskotem spadło kilka rzuconych przez eksplozję ciał. Slevin wiedział co się stało, tylko głupiec by nie wiedział i ostatni idiota, że siedziba Hutta zostawała zaatakowana przez konkurencję. Również oczywiste było że mają zamiar wyrżnąć wszystkich w pień, a co za tym idzie osłabić i zniechęcić do swojego konkurenta tych, którzy wysłali tu swoich ludzi, być może jakieś potężne rodziny, korporacje czy inne ugrupowania.

Mimo chaosu na górze, Slevin nie spuścił z oczu swojego przeciwnika. Póki byli razem na arenie, nadal był zagrożeniem, a on nie mógł sobie pozwolić przyjemność, jaką byłoby odwrócenie się do niego plecami. Do czasu…

Kiedy między nich spadł ogromny droid bojowy, obaj wiedzieli że nie są już dla siebie zagrożeniem. Pracując lata w fachu łowcy głów, można było bardzo szybko poznać się na ludziach oraz ich intencjach. Nie raz uratowało mu to dupsko. Jego konkurent krzyknął coś o rozejmie, musiał powiedzieć że rozbawiło go to. Ale musiał uszanować jego decyzję, choć on mógłby walkę kontynuować dalej, mimo dodatkowego zagrożenia. Ot, kolejna mierna przeszkoda. Może dlatego sam usunął się w cień, pozwalając zabawić się drugiemu wojownikowi, kiedy on sam obserwował wszystkie jego ruchy i zagrywki. Wiedział również że jego blastery i strzelba nie mają szans z goliatem, a jedynie zwisająca przy pasku pamiątka pod pewnym Lordzie miała tu szansa, lecz to wymagało dużego zbliżenia się do robota.

Dlatego Kelevra zamiast rzucić się do walki z krzykiem na ustach, wyczekiwał aż droid do reszty zajmie się jego niedoszłą ofiarą, a on sam zatopi w jego plecach czerwony promień miecza świetlnego. Najprostsze plany zawsze były najskuteczniejsze, miał nadzieję że i tym razem będzie tak samo.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline