Carver kiwnął głową ekipie, która w końcu była łaskawa wtarabanić się na zaplecze. Liczył, że przetrzymają gangerów trochę dłużej, żeby on sam mógł zrobić trochę porządku z tyłu. A tak wychodzi na to, że trzeba będzie się zabrać za sprzątanie wspólnie. Szkoda tylko, że Jed oberwał, bo teraz by im się bardzo przydał w pełni sprawny. Cóż, wtedy byłoby zbyt łatwo, prawda?
- Wyluzuj Smith, bo zaraz ci pikawa wysiądzie - powiedział Dziadek - Znalazłem wyjście, ale trzeba nad nim chwilę popracować.
Carver spojrzał na dziurę w oknie, przez którą jeden z gangerów wlazł do środka. W tej chwili przecisnąłby się tędy chyba tylko ten szczyl, którzy przyczepił się do Mildred, a raczej nie można liczyć, że młody sam rozwali czterech skurwieli na zewnątrz. Ale może nie będzie musiał... - Mam jeszcze półtora magazynka do klamki i strzelbę gospodarza - zwrócił się do Mild i wskazał w kierunku, z którego przyszli - Pilnuj tyłów i oszczędzaj kulki. Potrzebuję chwili, żeby poszerzyć wyjście. Winter, zajmij się Jedem, tylko szybko, bo zaraz wychodzimy... i, na litość, znajdź sobie klamkę, choćby od tego gnoja - szturchnął nogą zastrzelonego gangera.
- Smith, zaraz pomożesz jej nieść Jeda. A teraz trzymaj się z dala od okna. Wychodzimy na mój znak. A ty... - Robin spojrzał na dzieciaka, który kulił się przy Mild - ... przestań się mazać. Przydasz się.
Carver chwycił dzieciaka za fraki i bezceremonialnie zaciągnął na tył pomieszczenia. Nie był niańką, więc nie miał zamiaru się z nim cackać, ani udawać dobrego wujka. Wcisnął go na chwilę w kąt, a sam, celując ze strzelby, wyjrzał ostrożnie przez niewielką dziurę. Jeśli tam byli, to ich ekipa nie da rady tędy wyjść i trzeba będzie się cofnąć do tylnych drzwi. Ale Carver liczył, że wszyscy dobijają się z tyłu. Jego naprędce sklecony plan zakładał, że młody przeciśnie się przez dziurę, żeby pilnować czy żaden ganger się nie zbliża, podczas gdy Carver będzie poszerzał wyjście - dechy wyglądały na stare próchno, a w składziku dookoła nich znajdzie się na pewno jakieś poręczne narzędzie. A potem, na zewnątrz... cóż, trzeba będzie przebić się do wozów. Ale to już zupełnie inna historia.
Spojrzał na dzieciaka. - Stałeś kiedyś na czujce, młody? To zaraz będziesz miał okazję. Wiem, że tam są źli ludzie z bronią... ale tutaj jestem ja. A jak nie zrobisz co mówię, to zaraz będziesz marzył o ich towarzystwie. Łapiesz? |