Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2015, 21:12   #125
Brilchan
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Kolacja u Anthonego


Morgan w sali gościnnej, kiedy już został wprowadzony przez obsługę.
- Mam nadzieję, że nie zakłócam Twojego spokoju korzystając z zaproszenia akurat teraz, drogi gospodarzu? - Zapytał kłaniając się kolejno gospodarzowi, Adamowi, Johanowi i Gregowi. Rudy młodzieniec kompletnie zignorował Morgana (jak i wszystkich dookoła), zajęty rozmową z Hinduską. Wiking tylko skinął głową, mamrocząc coś o tym, że już się tej nocy witaliśmy.
- Czas nas goni, ale mam przyjemność przynosić dobre wieści; znamy jedną z kryjówek Gerarda.
- W żadnym wypadku Morganie, czekaliśmy na ciebie, zaparaszam. - Powiedział Anthony z wysokości tronu i wskazał Morganowi miejsce po swojej lewej stronie naprzeciw Adama, a gdy ten już usiadł skinął ręką na jedną ze służek, która z zbliżyła się do Tremera i zapytała się go o dobór Vita.
- Każda informacja, którą przynosisz z pewnością bardzo nam się przyda- kontynuował dalej patrząc na towarzysza - aczkolwiek myślę, że dzisiejszej nocy nie należałoby już sprawdzać tej lokalizacji. Świt się zbliża i każdy z nas powinien poczynić odpowiednie kroki byśmy mieli możliwość spotkać się tu, gdy płonąca gwiazda znów skryje się za horyzontem. Ale na omówienie kilku tematów z pewnością czasu nam zostało, więc mówcie Panowie. Jak poszło spotkanie z naszym “biznesmenem”? Jak to się stało, że natknęliśmy się na Lupiców? - Skończył krótką serią pytań pozwalając sobie, jako gospodarz rozpocząć dyskusję.
Morgan wymówił się od poczęstunku.
-, Jako że byłoby wysoce nieroztropną rzeczą zdawać się na łaskę nieznanego przeciwnika przychodząc w ustalone przez niego miejsce, musiałem obejść ten problem. XX wiek ma pewne cuda, które rozwiązały mój problem i mogłem rozmawiać z bezpiecznej odległości. Nasz drogi Warren Buffet, Mag Technokracji, jest niezwykle chętny do współpracy.
- Zastanawiające, czego może chcieć od nas mag? Jawna prezentacja siły jest raczej tym, czego bym się spodziewał, a tu chęć współpracy.... Dziwne. Zapewne pragnie wykorzystać zastała sytuacje by się wzmocnić.
Adam był, co prawda w śmierdzącym stroju robotniczym, ale gdy już był za bezpiecznymi murami nie odmówił sobie założenia z powrotem melonika okularów i przytrzymania swej wiernej laski tak jakby były to symbole jego statusu.


Z mojego punktu widzenia alians z Warrenem jest najlepszy, bo:
- Dostanie pieniądze na swoje badania, z których część jest gotów im oddać w zamian za to, że przeprowadziłby dla niego badania na temat samowystarczalnych środowisk z zamkniętym obiegiem, ludzkiej psychologii a dokładniej wpływu długotrwałego zamknięcia na ludzką psychikę i budowanie trwałej społeczności. Do tego dochodzą badania nad uprawami i zwierzętami hodowlanymi, które przeżyją w podziemiach. Wizja oddania władzy w ręce magów i brak potrzeby martwienia się o politykę wydaje się kuszący, bo obchodzi mnie tylko mój idealny schron. - Powiedział z wyraźnym rozrzewnieniem.

-Jednakże nie jestem głupcem! A teraz spadła na mnie odpowiedzialność władzy i muszę patrzeć ponad własne pragnienia a za najwyższy cel przyjąć ocalenie tej koterii. Jestem świadom, że na tym świecie nie ma nic za darmo. Warren coś planuje, prawdopodobnie chcę nas wykorzystać a potem zniszczyć! Dlatego nie zamykam się na żadną z opcji! Wysłucham każdej sugestii a następnie ją rozważę nawet, jeżeli się z nią nie zgodzę.

Estreicher udzielił głosu wikingowi, jako najstarszemu w ich gronie gdyż jego rady zdążyły okazać się pomocne. Malkavianin powtórz im mniej więcej to samo, co usłyszał od niego Antoni: Chcę spokoju i nie powinniśmy wchodzić w alianse z innymi istotami nadnaturalnymi.

Koniec narady

Nim Regent zdążył zareagować do Sali przyszedł strażnik, podał gospodarzowi list w zamian, za co otrzymał dwa strzały z rewolweru.
Wszyscy stoją w ciszy skonsternowani i zdziwieni nie wiedząc, o co chodzi. Chwilę później słychać dzwonek telefonu, ghule patrzą na Marchinga pytająco, ale niczym tresowane psy bez pozwolenia się nie ruszą. Za to Greg nie ma sobie tyle taktu:
-Odbierzcie to wreszcie, nie słyszycie tego? Uciszcie tę piekielną machinę! I nie strzelajcie na litość boską! - Powiedział z wyraźną irytacją. Tymczasem strażnik zaczął krzyczeć z bólu - ZAMKNIJ SIĘ. CHŁOPAKI NIE PŁACZĄ.
Johann podszedł do strażnika, patrząc mu w oczy poleciłby przestał krzyczeć. Następnie podszedł do swojego potomka, odszedł daleko w kąt sali i skarcił go.
-“Dot. shoot the messenger”. Więc, gdybyś, Anthony, był łaskaw wyjaśnić, dlaczego kazałeś zastrzelić tego człowieka...Mielibyśmy jeszcze jakiekolwiek pole do rozmów.
-Cóż za brak dekorum, nie będę cię pouczał jak masz prowadzić swój dom, ale gdybyś kazał go wyprowadzić do drugiego pokoju byłoby to o wiele bardziej poukładane - Stwierdził Regent z wyraźnym obrzydzeniem. Za dobrym wychowaniem krył odrazę wobec nieludzkiego traktowania, jakie okazywał Lasombra swym poddanym.
Anthony wziął list, wyjął go z koperty i rzucił ją na podłogę. Wszedł na górę po schodach czytając go po drodze. Zniknął za drzwiami, chwilę później rzucił tylko:
-Adamie, Eric do ciebie. Zabydeusz, przyprowadź strażnika do pokoju rozmów. Szanowni goście, proszę wybaczcie mi na chwilę - po czym zniknął za drzwiami. Ghule złapali rannego w obie nogi i wynieśli go.

Długa droga do telefonu

- Mogę też? - Morgan zerknął na Torreadora; liczył, że jego współklanowiec tu będzie, a skoro była okazja zamienić dwa słowa pomimo jego nieobecności tym lepiej.
- Porozmawiać na osobności czy być przy rozmowie telefonicznej? Odpowiedź na oba pytania brzmi “Tak”. Jednak najpierw chciałbym odebrać telefon, bo samo to, że znów działa jest interesującym faktem chciałbym wiedzieć, co Eryk ma do powiedzenia i zadzwonić do moich ludzi, aby wydać polecenia posprzątania bałaganu.
-Tak, łączność z światem zewnętrznym zdecydowanie poprawia naszą sytuację. Jeżeli to jego zasługa to zrobił najwięcej z nas tej nocy- Tremere rzucił idąc za regentem w kierunku telefonu - Warren zaproponował oddanie swoich Duchów do walki z Sabatem - dorzucił
-, Co chcę w zamian? Warren daje podejrzanie dużo boje się tego, co skrywa w drugiej ręce - Estreicher był nieufny - Jego oferta jest po prostu zbyt piękna, aby była prawdziwa. Musi być w tym jakiś haczyk, gdy ktoś oferuje mi wszystko, o czym marze znaczy, że szykuje mi śmierć - Rzekł sentencjonalnie.
- Przysłowia, przysłowia- uśmiechnął się - Dokładnie tak. Prawdopodobnie liczy na okazję do strzelenia nam w plecy. Zobaczenie nas w akcji, śledzenie z wygodnej pozycji i sztylet w pierś, kiedy przestaniemy być potrzebni. Ale...Widzisz lukę w tym planie? -
- Możemy… Nie my MUSIMY! Wykorzystać oferowane nam środki skoro jest ku temu okazja luką w jego planie jest to, że my mamy świadomość tego, że oferuje nam zatruty dar i to daje nam szanse na przygotowanie antidotum.
- A teraz na chwilę przyjmij hipotezę, że nie jest głupcem i jest tego świadomy. Niemniej, robi to i tak. Co to nam o nim mówi?-
- Jest równie zdesperowany jak my. I podobnie jak my nie jest wstanie walczyć na wielu frontach na raz, więc chcę nas związać w walce z którymś ze swych przeciwników, aby nas jak najbardziej osłabić na przyszłość. Jesteśmy zmuszeni zagrać w tą grę jednak zamiast być pionkami musimy spojrzeć na całość planszy i poznać innych graczy a następnie tak pokierować sytuacją, aby jak najwięcej zyskać poświęcając przy tym jak najmniej własnych zasobów.
- Zoła brzmi dobrze, jako poświęcanie jak najmniej własnych zasobów?-
- Zależy, co masz na myśli. I tak straciliśmy za dużo swoich nie lubię ruskich a ona śmierdzi anarchistką, ale nie zamierzam jej wystawiać na odstrzał klan Buruja jest honorowy i przydatny.
-Jutro o 23 spotka się z Warrenem w Elizjum i obejmie dowództwo Duchów na czas polowania na Sabatników.
-, Jeżeli wyraziła na to zgodę ja jak najbardziej ten koncept popieram z krótkiej rozmowy, jaką z nią odbyłem sprawiała wrażenie prostego żołnierza. To nic złego takie osoby też są potrzebne, ale najlepiej dać im do ręki porządną broń i skierować w stronę wroga.
- We właściwą stronę - dokończył Morgan - I tutaj zaczyna się problem. Brakuje nam informacji o obecnym miejscu pobytu watahy, która spaliła Elizjum, nie mówiąc już o Geraldzie. -
- Jedyną ciekawą informacją, którą udało mi się zdobyć na temat Gerolda była jego niechęć do mojego pomysłu zrobienia małego muzeum poświęconego Polsce. Chciałem zrobić przyjemność mojej gosposi a sam kraj i język są na tyle ciekawe, że wciągnąłem się w badania. Możliwe, że to po prostu bojarski rasista, bo większość jego klanu pochodzi podobne z ruskich, ale równie prawdopodobne jest, że cierpi na jakąś fobie? W każdym razie skierowanie Zoli z duchami przeciwko Sabatnikom wydaje się dobrym rozwiązaniem niech Warren myśli, że mu wierzymy i przekonamy się ile warte są te jego duchy i nasza czerwona wampirzyca.
-, Czyli jedyne, czego nam brakuje do tego gambitu to namiar na tą watahę. Jestem w stanie przygotować Zołę do wyprawy, ale z tym poszukiwaniem będę potrzebował kogoś sprawniejszego. Scully, Jefferson, Eric i Nicolo pod Twoją komendą? -
- Wiemy o nich nieco więcej razem z Erichem znaleźliśmy teczki na członków Watahy - Adam wyjął z za pazuchy zdobyte dokumenty i podał je Morganowi - Pod moją komendą? Byłem partyzantem i nie będę ukrywał, że mam nieco więcej bojowego doświadczenia niż to zazwyczaj spotykane u członków mojego klanu, ale nigdy nie dowodziłem odziałem w boju. Tu by się przydał mój Mistrz, ale jego owładnęło szaleństwo zemsty na komunistach - Westchnął smutno.
- Nie ma tu nic, co pozwoliłby iść prosto do ich schronienia...Ale pewnie można ich wyśledzić w jakiś inny sposób. - Szybko przewertował chudziutkie teczki - Poza tym, nie ma go tutaj. Więc możesz to być jedynie ty lub Anthony -
- Możliwe, że Anthony ma jakieś ukryte talenty przywódcze, ale patrząc po jego tendencji do łamania psychiki podwładnych, jaką widać po jego sługach raczej się nie nada do tego zadania.
-, Czyli zgadzamy się w twierdzeniu, że jesteś jedyną osobą, która może zdobyć te informacje na czas?-
- Tak… Ehhh i znów muszę się podjąć zadania, na które zupełnie nie mam ochoty gdyby nie to, że świat zmierza ku zagładzie i w każdej chwili mogą nam zlecieć na głowy bomby atomowe a ja włożyłem tyle pracy i pieniędzy w ten schron pewnie już dawno bym zniknął z tego miasta zamiast bawić się w marionetkowego króla umiejącego miasta - Torreadorowi najwyraźniej zebrało się na narzekanie.
- Naprawdę, jaki sens ma telefon w posiadłości, kiedy trzeba do niego iść dwie minuty? - Sapnął Morgan, kiedy w końcu doprowadzono ich do aparatu telefonicznego
Adam pokiwał głową - Wiem, że to ma sens, dlatego się na to godzę, co nie zmienia tego, że ta cała wojna to czysty idiotyzm i mi się zupełnie nie podoba. Powinniem być zajęty kończeniem przygotowań do zagłady ludzkości i zbieraniem kandydatów do mojego schronu żeby uniknąć błędów genetycznych w przyszłych członkach mojej małej społeczności, ale nie muszę się zajmować jakąś głupią wojną pomiędzy Kanitami, bo jedna grupa ma inne wierzenia na temat jakiegoś durnego post judaistycznego apokryfu niż druga i nie chcę im się panować nad bestią albo wykazać choćby odrobinę subtelności! - Warknął zirytowany.
- Tak, regent jest na miejscu - Morgan podał słuchawkę Adamowi.
Estreicher przyjął urządzenie i ustawił się tak, aby Morgan mógł stanąć obok i słyszeć całą rozmowę, na co pozwolił mu odpowiednim gestem - Eryku doskonała robota z naprawieniem telefonów czy masz jeszcze jakieś sukcesy, którymi chciałbyś się podzielić?
 
Brilchan jest offline