Cholera, cholera, cholera. Nya skupiła się tylko na tym słowie.
Cho-le-ra, z akcentem na pierwszą sylabę.
Jak zawsze wyjścia z Mild do baru kończyły się rozpierduchą, to nic nowego i nic strasznego. Ale akurat regularnej strzelaniny z gangerami się nie spodziewała.
Choć po prawdzie repertuar możliwych spotkań losowych na jakie było się narażonym w towarzystwie Rudej był chyba nieskończony.
Z owych rozważań wyrwał ją Jed który prawie ją staranował prać bezładnie do przodu w absolutnym szoku spowodowanym popażeniami. Nya krótkim ruchem sprowadziła go do parteru w czym pomógł jej John.
-Jed, spokojnie, pomogę ci jak tylko wydostaniemy się stąd. Nie szalej.
W tych warunkach było to jedyne co mogła zrobić. Skoro nie stracił przytomności, nie wykrwawiał się ani nie miał uciętych kończyn to doczeka właściwej opieki.
Obejrzała się na ich “przesyłkę” i przez chwilę stanęła oko w oko z lufą ganata trzymanego przez Smitha. Jedyne o czym pomyślała to o tym, skąd on, na jaja Molocha, wziął spluwę?
Kilka sekund owe rozmyślania odpłynęły w niebyt gdy ciągnąc za sobą rannego snajpera biegła wraz z resztą korytarzem.
I szybki powrót do ponurej rzeczywistości.
Znajdowali się w pomieszczeniu bez wyjścia. Chyba, że jakimś cudem uda się zerwać deski jakimi zabite było okno. Zaczęła się im przyglądać rozglądając si e jednocześnie za czymś co mogłoby robić za łom. Chodź w tym przypadku łomem mogłoby być wszystko, byleby dało się zastosować dźwignię...
Na słowa Caravera dotyczące jej uzbrojenia spojrzała najpierw na swoją prawą dłoń w której trzymała Colta 1911 a potem na weterana. -Myślę, że jeden pistolet mi wystarczy, ale dzięki za chęci...
__________________ Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Ostatnio edytowane przez Lhianann : 29-04-2015 o 22:35.
|