Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2015, 23:52   #128
Halfdan
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał
Henry już był przy swoim posterunku, gdy coś sobie uświadomił.
- Kurwa mać, sierżancie zostawiłem mój licznik. Wrócę za kwadrans.
- Tylko się pośpiesz! I weź mi coś z lodówki, widziałem pizzę w zamrażarniku.
- Tak jest! - po czym szybko zawrócił. Podwórkami doszedł do domu w którym zostawili Evę i dziwną dziewczynę z fioletowymi włosami. Cały ubabrany jesiennymi liśćmi wszedł do salonu. Eva siedziała przy radiostacji z wielkimi słuchawkami na głowie. Gdy otworzył lodówkę usłyszał:
- Ej Henry. Słychać tutaj coś dziwnego. Weź posłuchaj, to twoja specjalność - podała mu słuchawkę. Henry maksymalnie się rozluźnił, zamknął oczy i wsłuchał się w dziwny dźwięk, jakby leżał pod jabłonką i słuchał ćwiergolenia skowronków. Faktycznie z domu Gerolda dobiegał dźwięk, przypominający jakby... elektryczny młynek do kawy? albo odgłosy pracującego odkurzacza w sąsiednim pomieszczeniu za zamkniętymi drzwiami.
- Ryba tu akwarium. Coś się dzieje w domu diablika. Dziwne niezidentyfikowane dźwięki. - wydawało mu się że Eva wrzasnęła mu do ucha.
- Nie tak głośno, kobieto! To pralka, gdzieś w piwnicy. Może ta dziewczyna raz w tygodniu przychodzi prać Geroldowi jego peleryny ala Dracula? - rzekł z pewnością siebie Henry i znów podszedł do lodówki. Faktycznie w zamrażarce była pizza.
- Sory zapomniałam. Wszyscy bądźcie w goto... - W obserwowanym domu dało się zauważyć wyraźny błysk. A chwilę później cała okolica usłyszała huk - Kurwa, coś wybuchło. To wy coś odpalaliście? Nie? Wszyscy w gotowości, alarm! Henry łap za karabin, zostaw tą pizzę.
- Kurwa - mruknął pod nosem - Chyba nie będzie mi dane dzisiaj jej skosztować - Leniwie podniósł leżący pod ścianą karabin. Zanim to zrobił inni żołnierze byli już na swoich stanowiskach, część z nich przygotowywała się do natarcia i sprawdzenia co się stało. Gdy już zbierał się do wyjścia, coś go tknęło Usłyszał coś jakby szczękający łańcuch. Co do licha?
- Eva poczekaj chwilę - Otworzył drzwi do piwnicy i zobaczył jak wydziergana ruda baba podsadza fioletową do okna. Jedną ręką. Kraty były wyrwane. Szybko przycelował i puścił krótką serię. Jeden pocisk trafił hipiskę, która była już prawie wypchnięta na zewnątrz, w nogę. Dwa kolejne trafiły rudą wiedźmę. I nic, nawet nie stęknęła z bólu. Henry dobrze wiedział z czym ma do czynienia.
-Wampir w piwnicy! Eva, szybko! - zamknął drzwi, a kobieta wyciągnęła zawleczkę. Byli zgrani, jak tylko otworzył je ponownie, Eva rzuciła granat prosto w zakneblowaną rodzinkę. Wiedzieli że wampir który opije się krwi jest nie do zatrzymania. Chwilę później miała już w rękach gotowy koktajl...




Abeytu (jego imię znaczy "zielony liść") paliła nerwowo fajkę za fajką. Z jej watahy w pobliżu była tylko jej starsza o 4 lata siostra, którą matka nazwała Abeytzi, czyli "żółty liść". Dobrze że miała tylko je dwie, bo pewnie kolory tych liści by jej się skończyły. Reszta miejscowej watahy dołączy później, teraz mają inną ważną rzecz na głowie.
Patrząc na jej wygląd zielonego liścia, ostatnią rzeczą jaką można było powiedzieć to to, że jest z plemienia Omaha. Młoda dziewczyna była ubrana w glany, czarne spodnie i skórzaną kurtkę. Na ogolonej kilka dni temu głowie prześwitywały tatuaże przedstawiające róże, pioruny i tajemnicze symbole (miała nadzieję że to naprawdę znaczy "wieczne życie", a nie "sajgonki 3.99"). W nosie miała kolczyk, z czego jej siostra często żartowała. Dwa listki zostały wyznaczone by towarzyszyć przyjezdnym: doktorowi Rainwaterowi, dwóm Tubylcom Betonu o imionach Lenny i Marty i ich krewniakowi Terrence'owi oraz trzem Czerwonym Szponom. Dziwne połączenie, jak oni się w ogóle dogadali? Czerwoni praktycznie nie znali technologii i przebywali w ludzkiej formie tylko od święta. Betony odwrotnie - ciągle tylko kabelki, rezystory, radio a nawet komputery. Po co komu takie ustrojstwo na cały pokój, które do niczego sensownego się nie przyda? Widocznie połączył ich wspólny wróg - korporacja Monsanto, która należy oczywiście do Pentexu, czyli największego truciciela na tej planecie. Mimo że firma jest tutaj krótko, już dała się we znaki miejscowej watasze - w ciągu trzech miesięcy dwóch z nich zaginęło bez śladu. A główny zły z Pentexu, nazista z kosmosu, podobno słynie z eksperymentów zarówno na wilkołakach jak i na wampirach. Biedny, pewnie trzymają go gdzieś w klatce i wstrzykują różne dziwne rzeczy jak jakiemuś szczurowi. Nie widzi słońca, je tylko chleb i wodę. BRRR, nikomu nie życzyła takiego losu. Nic dziwnego że przywódca watahy i szamanka zdecydowali się połączyć siły z doktorem by zakończyć ten niecny proceder, zanim się na dobre zacznie. I najlepsza nowina: doktor chce włączyć do tego też wampiry! Oj, będzie się działo!
W końcu jej siostra pojawiła się - zeskoczyła zwinnie z korony drzewa na wszystkie cztery łapy. Chwilę później stała już na dwóch.
- I jak? Dadzą się namówić? - zaczął zielony listek
-Nie, są uparci. Powiedzieli że wyjdą zza zasłony dopiero wtedy gdy będzie to absolutnie konieczne. Wcześniej nie chcą zadawać się z "pijawkami" - odpowiedziała żółta roślinka
- Cholera, żeby tylko nie zepsuli negocjacji. Nigdy nie wiadomo co im siedzi pod tą czerwoną sierścią.
- No cóż, przysięgali. Oni też mają swój honor, wierz mi dotrzymają słowa. A co się działo tutaj?
- Nic. Nuda jak zwykle w tym szaroburym świecie. Nie to co w świecie duchów...
-Znowu zaczynasz? To nie jest moja wina że nie urodziłaś się z darem. Za to jestem pewna że twoje dzieci będą umiały się zmieniać, jeśli oczywiście wybierzesz kogoś z plemienia.
- Pfff! - splunęła i szybko zmieniła temat - Rainwater mówił kujonom, że wampiry powinny niedługo się zjawić. Ja nie wiem czy to dobry pomysł by się z nimi bratać. Ciotka mówi że to zawsze się źle kończy.
- Bez nich ciężko nam będzie pokonać zagrożenie dla naszej ziemi. Pamiętasz co się stało ostatnim razem? O, Lenny idzie.
Ubrany aż po szyję w wełniany sweter i brązowe spodnie biały, pryszczaty i niepodobny do nikogo chłopak podszedł do dziewczyn. Wyjął z kieszeni pudełko czekoladek i podał zielonej.
- Dla ciebie. Ślicznie dzisiaj wyglądasz.
- Dziękuję. Jesteś słodki - powiedziała tonem jakim zwykle odgania żebraków - I co, wampiry idą?
- Chyba tak, Rain dzwoni do nich jeszcze raz. Marty mu pomaga - pokazał palcem drugiego jegomościa, w koszuli w paski, z odstającymi uszami i ogromnymi okularami - ustalają miejsce spotkania i plan działania. Chyba będziemy musieli zapolować na groźnego wampira z klanu Diabłów, z daleka bo aż ze wschodniej Jewropy.
- Ha! Nic się nie martw! Nasza wataha już nie takie rzeczy robiła. Zatłukliśmy już tutaj jednego takiego, babka mi opowiadała: co prawda kosztowało to życie najstarszego Garou, dwóch wojowników: jego wnuka oraz prawdziwego wikinga z Islandii z kościanym toporem, Galiarda o głosie niczym szum fal, młodej szamanki co znała runy z krwi i 3 wiernych krewniaków. Ich ofiara nie poszła na marne: wierny sługa Żmija - stary wampir herbu Trzy Niedźwiedzie posypał się jak domek z kart! My, młodsze pokolenie także tego dokonamy, nie martw się! I podobno też pomógł im inny wampir, ale nie taki od Żmija tylko od Dzikuna. A było to tak...
- Heeeeej! Zbieramy się! - krzyknął Marty machając ręką.
- Opowiesz po drodze. Widać doktor dogadał się z Kainitami - powiedział Lenny wpatrzony w dziewczynę jak w obrazek.
 
Halfdan jest offline