Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2015, 11:18   #29
Molkar
 
Molkar's Avatar
 
Reputacja: 1 Molkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputacjęMolkar ma wspaniałą reputację
Charlie usłyszał pukanie do drzwi, trochę był zaskoczony bo kto mógłby go odwiedzić ?? Po otwarciu drzwi przywitał go funkcjonariusz policji. Charlie spodziewał się, że może do tego dojść w końcu w obecnych czasach kamery są wszędzie i pewnie w pubie też takowa była.
Pytanie o zdjęcie wyrwało Charliego z zaskoczenia, przyjrzał się zdjęciu i tak jak myślał zobaczył siebie uciekającego z pubu w którym doszło do wypadku. Popatrzył na stróża prawa mówiąc :

- Tak, poznaje siebie na tym zdjęciu, a… ale reszty nie znam, w czym mogę pomóc ?

- W takim razie idzie pan ze mną.- stwierdził spokojnym tonem policjant.-Proszę nie stawiać oporu. - odpowiedział funkcjonariusz

- Eee gdzie mamy się udać ? w jakim celu ? Mam prawo wiedzieć takie rzeczy i do tego na jak długo ? Jestem aresztowany ?

- Eeee… nie. Chyba nie. Raczej wezwany na rozmowę, czy też przesłuchanie… jako świadek…- - policjant potarł czoło dodając.
- Słuchaj ja tu robię za chłopca na posyłki garniturów z NSA. Nie wiem po co cię wezwali, ale to chyba ważne.

Charliemu nie bardzo spodobała się odpowiedź chyba wolałby usłyszeć, że jest aresztowany. No cóż nie miał zamiaru zacząć stawiać oporu wie że za dobrze by się to nie skończyło.

- Proszę dać mi chwilkę wezmę jakiś ciuch który się nada na wyjście i klucze od mieszkania.

- Oczywiście- odpowiedział flegmatycznym tonem policjant.

Charlie na szybko przebrał koszulkę którą miał do chodzenia po domu zgarnął jakąś bluzę i klucze od domu po czym wyszedł z mieszkania zamykając je za sobą mówiąc do policjanta

- Ok, jestem gotowy można jechać.

Kilka minut później Charlie był w policyjnym radiowozie przemierzającym w kierunku okolic upadku meteorytu. I jadąc tak miał okazję przemyśleć parę spraw i dostrzec parę nieścisłości. Z czego największą był fakt, że policjant był tylko jeden… gdzie był jego partner. Przecież policjanci od krawężników do detektywów śledczych zawsze pracowali w parach. Ten był jednak jeden.

Nie miał jednak okazji… Policjant jechał powoli i zamyślony, w dodatku dość okrężną drogą. Rozglądał się przy tym bacznie, jakby kogoś szukał.

Gdy tak przejeżdżali przez kolejną dość pustą uliczkę Detroit, usłyszeli huk strzałów i spanikowany krzyk kobiety. Policjant zatrzymał wóz sięgnął po mikrofon CB radia, zapewne by powiadomić centralę i wezwać posiłki. Uczynił to jednak odruchowo i nawet nie próbował się odezwać. W końcu i tak by nikt go nie usłyszał. Spojrzał na Charliego i rzekł.

- Nie wychodź z samochodu.

Po czym zabrawszy jeszcze śrutówkę z pojazdu, wyszedł i ruszył w kierunku z którego posłyszeli krzyki odgłosy broni. Przyczajony niczym myśliwy… jakby wiedział czego się spodziewać.

Nie tego spodziewał się Charlie wsiadając z policjantem do samochodu. Sądził, że zostanie zawieziony na najbliższy posterunek gdzie zadadzą mu może kilka pytań. Trochę się niepokoił tym, że policjant jest sam ale bać się zaczął dopiero kiedy został sam w samochodzie. Siedząc rozglądał się nerwowo na boki, zerknął czy przypadkiem policjant nie zostawił kluczyków w stacyjce co w razie czego pozwoliłoby zdecydowanie szybko uciec chociaż miał wielką nadzieje, że funkcjonariusz zaraz wróci i pojadą dalej. Ku jego zadowoleniu kluczyki znajdowały się na swoim miejscu.

Charlie czekał jak mu kazano, minęło pięć minut, dziesięć i Charlie mimo, że coraz bardziej nerwowy nadal próbował usiedzieć w samochodzie. Po ok dwudziestu może i więcej minutach zaczął obawiać się, że policjant może już nie wrócić szczególnie, że było słychać kilka strzałów po tym jak poszedł sprawdzić. Charlie myślał jak najszybciej można by było wrócić do siebie. Nie chciał zabierać policjantowi samochodu, a może jakoś wróci ale tego nie miał zamiaru co raz bardziej sprawdzać. Jeśli ktoś tam był kto strzelał może się w końcu pokusić o to aby przyjść popatrzeć czy w samochodzie nie ma kogoś jeszcze. Charlie zerknął na zegarek i stwierdził jednoznacznie, że trzydzieści minut to aż za dużo jak na czekanie. Rozejrzał się raz jeszcze po okolicy, było zbyt cicho nawet jak na takie zadupie. Zerkał to na drzwi a to na stacyjkę samochodu nie mogąc się zdecydować, może zawsze przecież odjechać kawałek chociaż aż oddali się od tego miejsca, może z ulicę, może dwie i zostawi radiowóz. Po chwili rozmyślań strach jednak wygrał i Charlie zaczął przesiadać się na miejsce kierowcy chcąc chociaż wycofać się z dwie ulice i wtedy postara się wrócić do domu. I tak by miał kłopoty jakby go ktoś złapał w radiowozie. Po przegramoleniu się na miejsce kierowcy, odpalił radiowóz po czym zaczął powoli wycofywać.

Po przejechaniu z czterech może pięciu ulic Charlie postanowił, że raczej będzie w miarę bezpieczniej, w końcu od strzałów trochę odjechał i mógł udać się już do domu na nogach, przecież zaraz dojedzie do ulic bardziej uczęszczanych i jak go jakiś patrol zatrzyma to będzie miał takie kłopoty, że najbliższe długie dni spędzi za kratkami. Zatrzymał samochód na poboczu, wysiadł zostawiając go w stanie jakim był zamykając tylko drzwi. Miał nadzieje, że jak kręci się tu jakiś nieciekawy element to stojący samotny radiowóz skusi go bardziej niż niewyglądający na jakiegoś bogacza dzieciak. Starał się określić w którą stronę iść i jak aby omijając jakieś osiedla i trzymać się raczej głównej drogi tak by dotrzeć jak najszybciej do miejsca gdzie będą jacyś ludzie chodzić po mieście. Nie zastanawiając się za wiele ruszył szybkim krokiem.

Charlie po dostaniu się w bardziej zaludnione ulice, odruchowo udał się do najbliższego komisariatu, sądził że powinien zgłosić całe zajście. Stojąc przed wejściem nie mógł się za bardzo zdecydować czy wejść czy iść dalej. Z jednej strony przecież i tak do niego przyjadą raz jeszcze skoro mają jego zdjęcie i może wtedy mieć na prawdę przechlapane, z drugiej strony obawiał się dość dużych kłopotów które z tego wszystkiego mogą wyniknąć. Co raz bardziej dostrzegał tu wizję tego, że czego by nie zrobił to i tak będzie miał niemałe kłopoty.

Po kilku minutach bicia się ze sobą w myślach zaczął powoli iść w stronę wejścia na komisariat. Wszedł do środka i zaczął się dość nerwowo rozglądać gdzie można by podejść porozmawiać.

To co zobaczył po wejściu, przerażało… Charlie zobaczył kolejki. Owszem zrozumiałe było to, że w takiej sytuacji komisariaty będą zatłoczone, ale to…?

Kolejki. Dziesiątki ludzi stojących do okienek. Jak w DMV, tylko gorzej. Zwłaszcza że przyjmujących policjantów, było jak na lekarstwo. I stojąc w kolejce Charlie słyszał powtarzające się kwestie. Zaginiony, zaginiona… niemal każdy obywatel przyszedł tu właśnie z tego powodu. Niemal w całym mieście ginęli ludzie… bez śladu zazwyczaj.

Charlie po tym co zobaczył zaklął pod nosem, to przecież zejdzie mu spokojnie z pół dnia aby w ogóle dostać się do okienka a co dopiero załatwić sprawę. Słuchając co chwilę zgłoszeń, że ktoś zaginął bez śladu zaczął się trochę niepokoić. Przypomniał sobie opustoszałe ulice, dziwnie zachowującego się policjanta który jechał jakimiś bocznymi drogami, a do tego był sam co nie pasowało w ogóle do patroli czy to interwencji policji. Ale cóż w całym strachu który gdzieś się kotłował w głowie najbezpieczniejsze miejsce jakie przychodziło mu i tak na myśl był to komisariat policji, bo co by zrobił we własnym mieszkaniu ? Charlie nastawił się na długie czekanie w kolejce i powoli brnął do przodu wraz z każdym obsłużonym petentem.

- Imię i nazwisko. A potem imię i nazwisko zaginionej osoby - takimi słowami powitała go policjantka, zapewne niemal odruchowo powtarzając je przy każdej kolejnej osobie.

- Eee, no więc… - zaczął Charlie jakby nagle zabrakło mu języka w gębie
- No to więc Charles Devraux funkcjonariusz policji Detroit - po czym czekał na reakcję policjantki mając nadzieje, ze wyrwie ją z powtarzanych jak automat pytań.

Kobieta spojrzała niezbyt zaskoczona na Charliego, co było niepokojące. Czyżby takie słowa jej nie dziwiły?

- Kiedy zaginął Devraux? - zapytała biorąc się do notowania.

- Z godzinę może dwie temu - odparł Charlie.

- Co pan wie na temat jego zaginięcia? Każdy szczegół jest ważny - rzekła w odpowiedzi kobieta.

- Zaginął w okolicy … - Belanger zaczął wyjaśniać gdzie to się stało, gdyż ta okolica Detroit była mu mało znana. A gdy skończył określać miejsce wydarzenia przeszedł do okoliczności zaginięcia. - wysiadł z radiowozu po usłyszeniu strzałów w okolicy, ale niestety już nie wrócił.

- A co pan robił w tym radiowozie? - zapytała funkcjonariuszka podejrzliwie.

- Funkcjonariusz Devraux powiedział, że ktoś chce ze mną porozmawiać, jacyś ludzie z NAS, NSA czy jakoś tak. Niestety nie dojechaliśmy na miejsce.

- Pete! Pete! Chodź tu na chwilę! - krzyknęła głośno kobieta i po chwili pojawiła wysoki i muskularny policjant w mundurze.

-Pete… odstaw pana Belangera do jednej z cel… jakiejś jedynki, żeby nikt mu nie przeszkadzał. - rzekła do niego policjantka, po czym zwróciła się do Charliego.
- Poczeka pan w niej sobie, aż ustalimy, gdzie pan miał trafić. Zważywszy na kłopoty z łącznością i ogólny bajzel… może to trochę potrwać.
Pete pochwycił za ramię Charliego i mruknął.

- Proszę za mną.

Charlie jak mu kazano udał się z policjantem, miał nadzieje, że jednak wszystko będzie dobrze i dość szybko się sprawa wyjaśni. Po dotarciu do celi stwierdził, że dziwne to uczucie w niej zasiadać. Usiadł na pryczy i zaczął się zastanawiać nad ostatnimi wydarzeniami. Miał wielką nadzieje, że wszystko będzie dobrze.
 
__________________
„Dlaczego ocaleni pozostają bezimienni – jakby ciążyła na nich klątwa – a poległych otacza się czcią? Dlaczego czepiamy się tego, co utraciliśmy, ignorując to, co udało nam się zachować?”
Steven Erikson, „Bramy Domu Umarłych”, s. 427
Molkar jest offline