Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2015, 22:13   #31
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
To była paskudna, cholernie długa i bezsenna noc. Tara dość szybko darowała sobie leżenie w łóżku wiedząc, że i tak nie dane jej będzie zaznać spokoju w objęciach Morfeusza. Była załamana, niczym lustro rozbita na tysiące małych i piekielnie ostrych kawałeczków, a irracjonalne poczucie winy drążyło jej trzewia, wrzynając się pierś i drąc pazurami krwawiący ochłap, będący niegdyś jej sercem. Może mogła coś zrobić, cokolwiek, co zapobiegłoby tragedii.
Świt powitała siedząc z podkulonymi nogami na parapecie, owinięta kocem razem z mężczyzna swojego życia. Ten o dziwo nie marudził na dość niewygodną pozycję dookoła pasa i ramion. kobiety. Z łbem na jej lewym kolanie, spoglądał z uprzejmą uwagą, gotowy wysłuchać, doradzić i podtrzymać na duchu...a przynajmniej dobrze udawał.
Lantana gładziła go po łuskowatym cielsku, gapiąc się martwo gdzieś za okno. Do świata realnego przywrócił ja dopiero pojawienie się Gregorego.
- Dam sobie radę, dzięki za troskę - odpowiedziała drewnianym głosem, obracając twarz w kierunku szyby, a przekrwione oczy wypełniły się łzami. Ne chciała żeby ktokolwiek widział ja w takim stanie.

-Jesteś pewna? Nie wyglądasz… Wiesz, to nie moja sprawa. Jestem tylko chłopakiem twojej kuzynki i…- Gregory nie powiedziało nic więcej. Bo co miał powiedzieć ? Że sypiają ze sobą? Łączyła ich tylko żądza i wygoda bezosobowych relacji jakie ich łączyły.- Lilly… W razie czego, jesteśmy tu dla ciebie. Ja w sumie będę tu pomieszkiwał. Lilly już wyznaczyła mi kącik w szafie i określiła… godziny w łóżku. Nie bardzo rozumiem te “cztery godziny dla urody”. Pewnie… zostanę z wami aż do końca tej ciszy radiowej. Więc jakbym był potrzebny… zarówno do wysłuchania narzekań, jak i rozładowania napięcia, to… łatwo będzie ci mnie znaleźć.

-Przejdzie mi...zawsze przechodzi - wymamrotała cicho, jakby do siebie. Wpatrywała się z szare, zasnute mgłą ulice, próbując przegnać melancholie i wziąć się w garść...lecz łatwiej było to powiedzieć niż zrobić. To jej wyrwana kończyna powinna leżeć w kałuży krwi na podziemnym parkingu. Kobieta zadrżała i poprawiła otulający ramiona koc. Nigdy nie należała do osób potrafiących dzielić się swoim cierpieniem i mówić o nim otwarcie. Przez całe życie to na niej ciążył obowiązek bycia dojrzałą, zrównoważoną i “tą ogarnietą”. Opiekowała się wszystkimi dookoła, troszczyła się o nich i niańczyła w razie potrzeby, zapominając jak dobrze jest czasem zdjąć z siebie ciężar i odłożyć go na bok. Zawsze samodzielna, samowystarczalna i choć otoczona wianuszkiem ludzi - samotna.
W sytuacjach podbramkowych zazwyczaj odsuwała się od reszty, budując dookoła siebie gruby mur, mający przekonać społeczeństwo, że wszystko jest w porządku. Tak było i tym razem, ale jak długo uda się jej udawać twardą i nie do złamania?
- Zostań...proszę. - przerwała w końcu milczenie.

[i]-Miałem się golić i… -[i]Gregory spojrzał na bokserki. Jedyne odzienie jakie miał na sobie.-... ubrać, ale nie spieszy mi się.

-Jak minęła noc? - spytała średnio przytomnie, rozpoczynając odkręcanie się z wężowych splotów. Marzyła o kawie i czymś bardzo kalorycznym i równie niezdrowym.

-Intensywnie… Miałem wrażenie, że Lilly wręcz chce ze mnie wycisnąć wszystkie siły. To jest wasza wspólna cecha.- rzekł z uśmiechem Gregory i podrapał się po podbródku.-Trzeba przyznać, że trzeba się przy was wykazać wigorem. Potem trochę się martwiła o ciebie, ale ponieważ spałaś, to nie chciała leźć i przytulić się do ciebie. Nie chciała cię budzić.

-Mhm- skomentowała, spuszczając nogi na podłogę. Jakoś średnio była w stanie uwierzyć w podobne deklaracje. Kwadrat wystawił język i badał nim powietrze zmącone przez pojawienie się mężczyzny.
-No już, spokojnie - szepnęła czule do gadziny, po czym dodała głośniej, kierując słowa do Gregorego - Nie lubi obcych.

-Nie byłem nigdy zbyt dobry w opiece nad zwierzętami.- Gregory nieco się wzdrygnął, gdy wąż podpełzł bliżej niego.-Skończyło się to na martwej złotej rybce w akwarium. Mam nadzieję więc, że nie oczekujesz iż zajmę się kolejnym żywym stworzeniem ?

- Nie żartuj. Na przychylność Kwadrata trzeba zapracować w pocie czoła, śmiertelniku - ciepły, czuły uśmiech ozdobił twarz Lantanty, nadając jej na chwilę żywszej barwy. Otworzyła terrarium i delikatnie rozplątała cztery metry węża, by położyć go na rozgrzanym sztucznym światłem piasku - Jest bardzo wybredny jeśli chodzi o towarzystwo.

-Albo jest wybredny, albo ma dobry gust.- odparł z uśmiechem Gregory i wzruszył ramionami.-Nie masz zapewne pod ręką podręcznika dla hodowców węży?

- A co, twój gad potrzebuje fachowej ręki i opieki? - kobieta parsknęła. Obecność drugiego człowieka działa kojąco, pomagając myślom powrócić do względnej normy.

-Aaa…- zamilkł zaskoczony jej odpowiedzią i dodał.-Ty bezczelnie prowokujesz mnie do tego, bym się wykazał… egocentryzmem. Niech ci będzie… mój gad lubi być otaczany czułą opieką.
Zaśmiał się cicho.-Dobrze wiedzieć, że ci humor wraca.

-Mówiłam ci, że mi przejdzie - wzruszyła ramionami i spojrzała z niesmakiem w dół. Wciąż tkwiła we wczorajszym opakowaniu, pogniecionym teraz i pomiętym, niczym wyciągnięta psu z gardła, stara szmata.
-Muszę się umyć...albo - zamyśliła się - Poczekam aż Lilly wyjdzie i poproszę, żebyś umył mi plecy.

-Lilly śpi jak zabita… jeszcze.- zaśmiał się Gregory, ale okazało się że nie miał racji. Głośne krzyki “Jestem spóźniona!”, połączone z wiązankami przekleństw potwierdziły, że Lilly już wstała i pędziła do łazienki.

- No to musimy poczekać - parsknęła z udawanym żalem, trącając Gregorego ramieniem -Idź się przywitać się ze swoją panną. Mam parę wiedźmich spraw do ogarnięcia.

- Zrobię śniadanie, a jak będziesz… zawołaj mnie jak będziesz chciała bym ci umył plecy.- rzekł z uśmiechem Gregory i opuścił pokój Tary.

-Włącz ekspres! - rzuciła do jego pleców, nim przekroczył próg. Znów została sam na sam z kłębowiskiem myśli, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. W normalnej sytuacji pogrążyłaby się w pracy i zapomniała o problemie, ale teraz. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie potrzebował usług doradcy ślubnego podczas kataklizmu.
Jakby nie patrzeć Tara dostała przymusowy urlop, tylko co z tym fantem zrobić?
-Najpierw kawa - mruknęła do siebie. Podejmowanie ważnych decyzji bez porannej dawki kofeiny brzmiało jak kiepski plan.
Z kocem na ramionach, kobieta ruszyła w kierunku kuchni mając nadzieję, że poranny jazgot Lilly postawi ją na nogi. Kuzynka zaś była wszędzie. Ganiała tam i z powrotem wyrzucając z siebie kolejne zdania. Ubierała się, jadła śniadanie i czesała jednocześnie, obdarzając przy okazji całusami w policzek robiącego jajecznicę Gregory’ego. Prawnicy jakoś urlopu nie mieli, więc ich sekretarka też nie. Gregory zaś się nie spieszył robiąc jajecznicę jak za studenckich czasów… w amatorski sposób.
Tara nie wtrącała się, nie pomagała, ani nawet słowem się nie odezwała. Zatopiona we własnych myślach siedziała przy stole i patrząc za okno sączyła powoli kawę. Jej nadprogramowa aktywność ograniczała się do odpalania drżącymi palcami kolejnych papierosów. Nie należała do nałogowych palaczy, ale były sytuacje, w których musiała w doraźny sposób sobie pomóc. Odpalić fajkę, zaciągnąć się, przytrzymać dym w płucach i wypuścić go przez nos - powtarzanie tych prostych czynności uspokajało i do diabła z grzmiącymi zewsząd lekarzami.
-Przejdę sie i zobaczę miejsce upadku meteorytu - obiecała sobie, przyduszając niedopałek w popielniczce. Skoro miała wolne, mogła poświęcić całe przedpołudnie na relaksacyjny spacer. A nuż Jenny da się wyciągnąć z domu? Lantanie przydałoby się towarzystwo kogoś, kto ograniczał swój słowotok do niezbędnego minimum.

Po chwili Lilly już gotowa do pracy pożegnała się z Tarą cmoknięciem w policzek, a potem z chłopakiem już bardziej namiętnym pocałunkiem i wyfrunęła do pracy zostawiając Gregory’ego i Tarę samych. Lardetsky uśmiechnął się nakładając porcje jajecznicy na dwa talerze i jeden podsuwając Tarze.- Obawiam się, że do meteorytu cię nie dopuszczą. Obszar parku jest zamknięty i a po nim nadal krążą faceci w kombinezonach ochronnych. Zdjęcia w prasie są robione zza barierek, a oficjalne obwieszczenia wspominają jedynie o wzmożonym zapyleniu. Ale raczej mało kto w to wierzy. Kumpel z siłowni obstawiał UFO, ja przychylam się do meteorytu z rdzeniem uranowym.

- Dzięki - kobieta uśmiechnęła się odruchowo, kiwając lekko głową. Jedzenie było ostatnia rzeczą, na jaką miała ochotę, ale nie chciała robić gościowi przykrości, skoro już postarał się i spreparował śniadanie. Wyszłaby na niewdzięczną, gdyby zacząła kręcić nosem. Przecież chciał dobrze...
- Kamyczek musiał być dość spory, skoro narobił takich szkód - w zamyśleniu ujęła widelec i zaczęła dłubać apatycznie w jajecznicy - Z drugiej strony zderzenie z powierzchnią ziemi nie należało do delikatnych. Mógł się rozpaść, hmmm...ciekawe. Każda skała kosmiczna niesie ze sobą pewien bagaż: minerały, martwe organizmy jednokomórkowe...o ile pochodzi z rejonu, w którym kiedyś istniał zalążek życia. To by było ciekawe...wiesz, może to nasz pierwszy kontakt z obcymi, co z tego że nie przypominają tych jajogłowych, zielonych karłów ze starych filmów? - zażartowała.

-Nie jestem znawcą, ale nie wierzę by cokolwiek przeżyło przejażdżkę przez kosmos, a potem gorący rollercoaster przez atmosferę i jeszcze uderzenie. Nawet jeśli to jest bakteria.- stwierdził z uśmiechem Gregory biorąc się za jedzenie posiłku.-Więc wiedźmia księżniczko, jak mam ci nieba przychylić? Lilly wspomniała, bym się tobą zajął do jej powrotu.

-A nie miałeś w południe lecieć na giełdę? -zapytała, odpalając kolejnego papierosa.

- Mam urlop do końca tego całego bajzlu. Ciężko jest być maklerem, bez dostępu do giełd światowych… Nie możemy sobie wróżyć indeksu NASDAQ z fusów niestety.- rzekł żartobliwie Gregory.- Ale po południu jedziemy z Lilly do mnie. Jeśli mam tu z wami pomieszkać, wypadałoby, bym miał jakąś inną bieliznę poza jedną parą bokserek. No chyba że… któraś z was mi pożyczy jakieś majteczki. Ponoć wyglądam szałowo w różowej koronce.

Tara zaśmiała się szczerze, chyb pierwszy raz od poprzedniego wieczora.
- Szałowo to wyglądasz bez żadnej bielizny - stwierdziła, wzruszając lekko ramionami jakby mówiła o czymś neutralnym jak pogoda - Po co się szpecić zbędnymi dodatkami? To zawsze ciężka sprawa. Lepiej stawiać na minimalizm, jest zawsze w modzie, to raz. Dwa: wygląda elegancko. To nie sztuka naćkać detali i ozdób, sztuką jest osiągnąć zadowalający efekt przy jak najmniejszym nakładzie środków.

-Jest z ciebie prawdziwa wiedźmą, wiesz?- westchnął Gregory i sięgnął w dół, na oczach Tary zdejmując bokserki i już całkiem nago wracając do jedzenia posiłku.-Zadowolona?

- Ostrzegałam - zachichotała, machając widelcem na talerzem, niezdecydowana czy podjąć posiłek, czy jeszcze chwilę poobserwować -Na ulicę też tak wylecisz? Byłoby...ciekawie.

-Są granice…-wystawił język Gregory zerkając od czasu do czasu na wymiętoloną tunikę Tary.-Goły na ulicę nie wyjdę… a ty… ty też lepiej prezentujesz się golutka.

Kobieta zaciągnęła się porządnie, przymykając na moment oczy. Jeśli tak miały wyglądać następne poranki aż do zniesienia godziny policyjnej, to albo się oboje w końcu zamordują, albo wpadną na Lilly i bajka się skończy.
-Też tak słyszałam - odpowiedziała zaczepnie, zerkając na rozmówcę przez kłąb siwego dymu.

- Od kogo jeszcze jeśli można spytać?- zapytał się Gregory, ale bardziej chyba dla podtrzymania rozmowy niż z innych powodów. Powoli kończył swoją jajecznicę.

-Od JC, naszej sąsiadki z góry - wyszczerzyła zęby w drapieżnym uśmiechu. Niedopalony papieros wylądował w popielniczce, a kobieta wstała z krzesła i przeciągnęła się, aż zatrzeszczały stawy - W sumie ma niezłe cycki.

To go zaszokowało… Właściwie nie wiedział co odpowiedzieć, choć gwałtowna reakcja Gregorego poniżej pasa świadczyła w jakim kierunku popłynęły jego… myśli. Cóż… jak się już wcześniej Tara dowiedziała, jego fantazje miał dość… haremowe podłoże. Ruda uśmiechnęła się widząc żywą reakcję rozmówcy, lecz zamiast ciągnąć temat, skleiła dziób. Strach i uczucie zaszczucia uniosły łeb i tryumfalnym rykiem rzuciły się jej do gardła. Usta zadrżały, ramiona zjechały w dół, przytłoczone nagłym ciężarem. Próbując za wszelką cenę się nie rozpłakać, Tara obróciła głowę w bok, mrugając intensywnie i gapiąc się w lodówkę, jakby nagle ujrzała w niej coś niesłychanie ciekawego.
-Mógłbyś… - wyciągnęła ręce w kierunku Gregorego.

-Mógłbym? Mógłbym co?- zapytał zdziwiony jej zachowaniem mężczyzna.

-Podejść...objąć...cokolwiek - wydusiła w końcu przez ściśniętą krtań.

Gregory zbliżył się do Tary, jakby była figurką z porcelany… ostrożnie objął ją, przytulił i przycisnąwszy lekko, zaczął głaskać po włosach. Milczał tuląc ją mocno do siebie i od czasu wiercąc, bo… uczucia sobie, a fizjologia. I taka chwila bliskości, tylko pobudzała samcze instynkty ciała.
-Ciii.. jesteś.. bezpieczna. Nikt ci tu.. krzywdy nie zrobi… i… przepraszam.- mruczał obejmując ją mocno i starając się… ale nie bardzo mu to wychodziło. Faktem, było że ich intymne obszary były oddzielone tylko bielizną od siebie… tylko jej bielizną.

-Nie masz za co - wyburczała, przyciskając policzek do jego ramienia -Dziękuję, ze tu jesteś. To nie na moje nerwy...ale muszę wiedzieć. Jaki on był? Jeff.

-Jak każdy zepsuty synalek bogatego ojca: arogancki, pyskaty, przemądrzały… pewny siebie.- mruknął pod nosem Gregory i westchnął.-Może to samolubne z mojej strony, ale nie będę za nim tęsknił.

-A za mną byś tęsknił? - uniosła głowę, spoglądając mu prosto w oczy. Może i nie łączyła ich szczególnie trwała i mocna więź emocjonalna, ale w tej chwili miała tylko jego..i potrzebowała usłyszeć jakikolwiek podnoszący na duchu banał, choćby miał być jedynie pięknie opakowanym kłamstwem.

- Oczywiście że bym tęsknił. Umiesz zostawić po sobie niezatarte wrażenie.- odparł zupełnie szczerym tonem Gregory. A potem… przycisnął usta do jej warg i pocałował, mocno namiętnie i z nieukrywanym entuzjazmem.

Nie wierzę ci - pomyślała.
-Wierzę ci - odpowiedziała, gdy przerwali by złapać oddech - To co Gregory, prysznic? Wiesz gdzie jest łazienka, a ja powykręcaną podagrą wiedźmą jestem...wiesz, starość nie radość.

-Dobrze…- zgodził się Gregory po złapaniu oddechu po pocałunku. Uśmiechnął się lekko widząc, że Tarze humor się poprawił i ruszył przodem.

Obserwowała go spod przymrużonych powieki, kiedy odchodził: całkiem nagi i w najmniejszym stopnie nie skrępowany sytuacją, widać czuł się pewnie w nieswoim domu, z nie swoją kobietą. Co będzie dalej? Tego Tara zaczynała się obawiać. Co jeśli którejś nocy Gregory spije się i puszczą mu hamulce? Cały układ między nimi pójdzie gryźć piach, a wraz z nim zaufanie Lilly. Musieli uważać i pilnować się. Oboje.
-Lantana, ty wredna suko- szepnęła do siebie, kierując się w stronę łazienki. W połowie trasy ściągnęła z grzbietu nieświeże ubranie i nogą posłała je pod ścianę. Potem posprząta...przecież ma masę czasu. Na wszystko.

Gregory już tam czekał… z gąbką do mycia pleców, namydloną. Uśmiechał się trochę niepewnie w tej sytuacji. Jakby nie wiedział co miał zrobić, jakby nie domyślał się do czego to doprowadzi.
Tara bez słowa weszła pod prysznic, stając twarzą do pokrytej kafelkami ściany. Oparła o nią ręce, zupełnie jak podczas policyjnego przeszukania. Ciągle milczała, wpatrując się w różową fugę między płytkami. Różowa fuga...dlaczego w ogóle zgodziła się na podobne bezguście i to we własnej łazience?
No tak...Lilly nalegała.

Gregory był bardzo.. ostrożny. Dłońmi pieszczotliwie rozprowadzał mydło na plecach i pośladkach Tary i równie delikatnie szorował plecy dość miękką gąbką. Obchodził się z nią jak z małą dziewczynką. Mimo, że dobrze czuła jego… pragnienia. Byli zbyt blisko, by nie mógł się ocierać ich dowodem o jej pośladki. Ale… obiecał Lilly, że się zaopiekuje Tarą, mimo wszystko coś czuł do niej. Nie tylko pożądanie zapewne.

Było jej dobrze. Ciepło, bezpiecznie i spokojnie. Każdy kolejny drapiący, powolny ruch ścierał ze skóry prócz brudu również stres. Najchętniej nie wychodziłaby z łazienki do czasu aż sytuacja na ulicach nie stałaby się na powrót normalna.
Z błąkającym się w kącikach ust uśmiechem, obróciła się na pięcie i przylgnęła do niego, obejmując w pasie.
- Masz jakieś plany na najbliższe dni? - przerwała ciszę, ocierając się policzkiem o jego tors - Człowiek tylko myśli o urlopie, jak przychodzi co do czego to nie wie jak wolny czas wykorzystać. Już zapomniałam jak organizować sobie życie prywatne. Szukam... ciekawych pomysłów, alternatyw dla siedzenia w domu. Jakieś propozycje?

-Też pytanie… wiesz… jak ciężko się planuje takie wczasy, gdy naga i śliczna kobieta ociera się o ciebie. Sądząc po tym co mówiłaś o tej JC, to… wiesz.- zaśmiał się cicho Gregory, z trudem panując nad sobą. -Jego dłonie objęły pośladki Tary zaciskając się na nich i ugniatając je lekko, by w ten sposób… choć trochę zredukować erotyczne napięcie jakie się wytworzyło między nimi. Palce ślizgały mu się jednak nieco po mydle.-To zależy… lubisz...sztukę nowoczesną? Galerie? Lilly nie lubi. Jazz… kluby jazzowe...eeech… choć… głupio tam łazić we trójkę na dwie godziny nim policyjna godzina się… zacznie.

- Galerie są otwarte i za dnia - wspięła się na palce, żeby choć odrobinę zmniejszyć dzielącą ich różnicę wzrostu. Znowu się zaczynało...ale czegóż innego się spodziewała. Przecież właśnie po to go tu zwabiła. Jej ręka powolnym ruchem przesunęła się po brzuchu i zacisnęła na sterczącej męskości -A w klubie wiesz...możecie pomagać znaleźć wiedźmie kolejną ofiarę.

-Galerie sztuki… Lilly… nie lubi...nudzi się.- jęknął Gregory i poddał się chwili. Jego usta zaczęły pieścić szyję Tary, wędrować po obojczyku. Delikatnie napierał na Lantanę by, dobrzeć jej plecami do ściany i przyszpilić ją. Choć obecnie to ona trzymała w dłoni najważniejszy atut w tej sytuacji.


-A kto powiedział, że musi tam z nami iść? - wyszeptała mu do ucha - Możemy się powłóczyć póki siedzi w pracy. W końcu miałeś się mną zająć...prawda? - zakończyła wzmacniając chwyt, ale nie tak by sprawić ból. Facet i tak wykazał godny podziwu spokój, nie chciała męczyć go dłużej. Dała docisnąć się do ściany i uniosła lewą nogę, muskając łydką jego pośladek.

-To prawda… mówią, że cały tydzień… będzie bez kontaktu..- bardziej jęknął niż powiedział, całując następnie jej usta i zdobywając jej zakątek rozkoszy, gwałtownym ruchem ciała. Po nim nastąpiły kolejne przeszywające Tarę falami rozkosz i z jego dłońmi błądzącymi po jej udzie i piersi. Gregory był twardy i nieustępliwy… tam gdzie być powinien, więc ciało Tary poddało się szybko jego ruchom.

-Cały..tydzień. To masa..czasu [ - udało się jej wyszeptać, nim jej głos przerodził się w ochrypły krzyk. Z jednej strony czuła zimno kafelków, z drugiej gorąco rozpalonego ciała. Wpiła paznokcie w plecy kochanka, gdy podrzucał ja i opuszczał niczym szmacianą lalkę, służącą do zaspokojenia żądzy.
Dzikość wkradała się w ruchy ich ocierajacych się zmysłowo, gdy tempo ich tańca rozkoszy narastało coraz bardziej… Pewnie dlatego, żadne z nich nie dosłyszało otwieranych drzwi i dopiero głos.

-Tara-san? Jesteś? Lilly-san wspomniała, że masz jakąś chandrę czy coś… Chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku.- głos Aiko, ale Gregory zaszedł zbyt daleko, by się wycofać. Jego biodra nadal poruszały się mocno, przyszpilając rozpalone ciało Tary do ściany łazienki i nie dając jej chwili wytchnienia od doznań.

Niezrozumienie. Ale jak to? Przecież nikogo nie zapraszała, a tym bardziej…
Zaskoczenie zmieniło się w czystą panikę.
-O cholera - Tara jęknęła, odpychając od siebie mężczyznę z całej siły. Zamek...łazienka ma zamek. Jeśli uda się jej, jeśli zdąży go zamknąć….
Tego co właśnie z Gregorym robili nie dało się wytłumaczyć, a Aiko miałą długi jęzor.

Nie było to łatwe, bo Gregory był w tej chwili w stanie bliskim nirwany i nie bardzo miał dość woli by się dać odepchnąć. Na jej próby zareagował mocniejszym dociśnięciem Tary do ściany i zduszenie jej protestów pocałunkiem. Nadal przytrzymując jej ciało przy ścianie, chwycił za zasłonkę i pociągnął osłaniając ich splecione pożądaniem ciała przed widokiem wchodzącej osoby. Przeczekać… dotrzeć do końca. Taki był jego plan. Nie przyciągać uwagi.
I chyba działał, bo Aiko nawołując Tarę poszła wpierw do jej pokoju.
-Przestań...zaczekaj. Ona nie n-nie może nas zobaczyć - wyjęczała cicho, łapiąc go a włosy i odrywając usta od swoich - To nie może się wydać…

-Jestem… blisko.. ty..chyba..-jęknął w odpowiedzi, ale zdołał się z trudem opanować… i odsunąć. Był… drapieżnikiem dzikim i tak blisko uczty. Jego oczy błyszczały. Jego oddech był chrapliwy. Prawdziwym samcem w tej chwili, wyciągniętym wprost z czasów pierwotnych.
Ale uwolnił ją… z dużym wysiłkiem woli.-..też.

Zaraz..d-dkończymy - zebrała resztki woli i sięgnęła ku plastikowej przesłonie. Na miękkich nogach wytoczyła się spod prysznica i zasunęła ją za sobą. W panice dobiegła do drzwi, wychylając przez nie głowę
-A..Aiko. Myję się. Jest ok, nic mi nie jest. - krzyknęła gdzieś w dalsze zakamarki mieszkania.

-Lilly wydawała się zmartwiona twoim stanem.- krzyknęła w odpowiedzi Aiko i ruszyła w kierunku Tary, a Gregory… bezczelnie wykorzystywał sytuację, to masowania nagiej pupy Tary. I ocierał się delikatnie swym organem rozkoszy o jej pośladki. Wyraźnie i bezczelnie ją prowokował i rozpraszał.

-Z...zaraz wyjdę...już mi lepiej. Serio! - krzyknęła wysokim głosem, zamykając drzwi i przekręcając kluczyk. Przeklęty Gregory...ale rozumiała go. W niej samej panika na dobre przemieszała się z czystym pożądaniem, zmieniając ciało w rozedrgany, pragnący spełnienia ochłap. Zaparła się o umywalkę i wypięła niecierpliwie pośladki. Musieli to skończyć tu i teraz. Szybko i bez dalszych przystanków, inaczej oboje zwariują.
Pieprzenie się, kiedy najlepsza przyjaciółka Lilly jest za drzwiami.
Już zwariowali.

Poczuła jak ją zdobywa od tyłu, Nie zdołała krzyknąć.. zakrył jej usta dłonią. Drugą chwycił za piersi i zaczął szturmować intymny zakątek Tary raz po raz, szybko i gwałtownie. Patrzyła na to… patrzyła na siebie i jego odbitych w lustrze umywalki. Na oczy pełne pożądania, strachu i szaleństwa. I patrzyła jak oboje dochodzą do szczytu rozkoszy, gdy Aiko mówiła.-Lilly wspomniała, że ma się tobą zaopiekować ten Gregory… ale go tu nie widzę? Gdzieś wyszedł?

Maligna...ich ciała zderzające się o siebie, stres i dodatkowa podnieta w postaci wroga po drugiej stronie drzwi. Zagryzła uciszającą ją rękę, by stłumić przeciągły jęk, kiedy szaleństwo osiągnęło apogeum. Zawisła nad armaturą i gdyby nie silne ręce wciąż trzymające jej talię, wylądowałaby kolanami na podłodze.

-Tara?- pytanie Aiko przywróciły rudą do rzeczywistości. Trzeba było przyznać Gregory nawet nie jęknął, gdy go ugryzła i trzymał ją mocno powoli odsuwając od umywalki. Wylądował zadkiem na sedesie, sadzając ją sobie na kolanach i drżał tuląc jej rozpalone niedawnymi emocjami ciało.
-Tara… wszystko w porządku?- sąsiadka nie ustępowała.

- Uwielbiam cię - wyszeptała do mężczyzny, koronując wyznanie pocałunkiem. Odetchnęła głęboko i odkrzyknęła:
- Tak kochana, wszystko gra! Pozbywam się włosków z pachwin...nie chcesz na to patrzeć. Wysłałam Gregorego po zakupy. Lilly znowu nakupowała samych śmieci z glutenem, a wiesz że nie mogę go jeść.

-Ja ciebie też wiedźmo.- mruknął jej do ucha Gregory i nie przerwał pieścić szyi Tary językiem, a dłońmi piersi… bezczelnie i z łobuzerskim uśmiechem.
-Acha..wiesz… w razie czego mogę ci pożyczyć jakąś książkę, albo grę i… wpaść do ciebie, gdy Lilly z jej chłopakiem pojedzie do jego mieszkania po południu. A przy okazji… jak oceniasz ten nowy model który Lilly upolowała?{- zagadała Aiko przez drzwi, a zdziwiony Gregory spytał.-Nowy model?

- Gregorego? - spytała głośno, sunąc bezczelnie dłońmi po klatce piersiowej wspomnianego osobnika - Niezłe ciacho...wygadany i zabawny. Szkoda że go w bokserkach nie widziałaś, pełna dycha.

- Ja się pytałam na ile miesięcy go oceniasz? Czy tym razem to będzie coś trwalszego?- stwierdziła ze śmiechem w głosie Aiko. Po czym dodała zamyślona.- A skoro dziesiątka, to… Może jeśli jej nie wyjdzie.. ty się nim zainteresujesz, albo ja?
W tym czasie usta Gregorego muskały obojczyki Tary, a jego dłonie już drapieżnie masowały piersi. Ani chybi by pobudzić apetyt rudej na więcej.

-A może obie naraz się nim zajmiemy? Wiesz...podwójna dawka pocieszenia - parsknęła, przyciskając jego dłonie do swojego ciała - Zobaczymy...znasz Lilly.

- Hmmm… lubię takie wyzwania. W życiu trzeba raz spróbować każdej przyjemności. Bo nie wiadomo w jakiego robaka wepchnie nas karma w następnym wcieleniu.- zaśmiała się Aiko głośno i po chwili dodała.-Jeśli jest rzeczywiście dziesiątką, to… sprawa jest do rozważenia.
Odpowiedzią mężczyzny na działania Lantany było miętoszenie jej biustu przez dłonie Gregorego. Mężczyzna nabierał wigoru i kolejny szybki numerek w łazience, był tylko kwestią czasu.
-No cóż… daj znać jak będziesz miała apetyt na gry i zabawy.- rzekła Aiko nie zdając sobie sprawy ze znaczenia słów jakie wypowiedziała nieświadomie przy Gregorym, tym samym który zachłannie pieścił szyję Tary językiem.-Będę u siebie przez godzinkę zanim pójdę na studia. Jakbyś więc czuła doła.. wpadaj bez wahania.

-Dzięki mała...kocham cię!. I na pewno wpadnę koło wieczora. Ściągniemy też JC i posiedzimy we trzy jak na stare panny przystało - odpowiedziała, a głos jej zadrżał. Odchyliła się do tyłu, przylegając plecami do piersi paskudnego kusiciela.
Gry i zabawy...w sumie nie znała nic lepszego na poprawę humoru.

***

Reanimacja dobrego samopoczucia Tary zajęła im więcej, niż godzinę, ale akurat czas stał się czynnikiem o najmniejszym stopniu priorytetu, a gdy oboje przesyt, do głosu doszedł rozsądek. Nie mogli cały dzień przewalać się po podłodze, łóżku, kanapie i kuchennym stole. skoro oboje zostali w domu, trzeba było powziąć odpowiednie kroki i przygotować się na najbliższy tydzień. Nikt nie mógł im zagwarantować, że spokój na mieście nie zmieni się nagle w falę terroru i przemocy, której nawet wzmożona aktywność policji nie będzie w stanie powstrzymać.
Ubrali sie oboje, posprzątali z grubsza pobojowisko w jakie nagle zmieniło się mieszkanie i zaopatrzeni w karty kredytowe i zapas toreb, wyszli z mieszkania. Lantana cieszyła się z towarzystwa pomocnika. Zamierzała zaopatrzyć się w długoterminowe produkty żywnościowe w ilości pozwalającej na przeżycie kilku tygodni bez konieczności zjadania Kwadrata, lecz przed wyjazdem chciałą załątwić jeszcze jedną rzecz.
Znów wspięła się po schodach i stukając obcasami podreptała pod drzwi dj'ki. Załomotała knykciami o framugę, zerkając to na zegarek, to na stojącego obok mężczyznę.
Po pukaniu do drzwi JC, rozległo się ciche pytanie.
-Kto tam?
Niewątpliwie dziewczyna była w domu, a Gregory był w swoim wczorajszym wizytowym ubraniu. Bo innego wszak nie miał.

-Tara...i Gregory, chłopak Lilly. Wpuścisz nas na chwilę? - Ruda stanęła prosto przed judaszem, dajac sąsiadce możliwosc dokłądnego sprawdzenia z kim rozmawia. Coś jej nie pasowało...dlaczego nie otworzyła od razu, tylko bawiła się w zgadywanki? Do tej pory otwierałą zawsze chętnie, nieważne co miała na sobie.

- Już już..- odgłos paniki w głosie JC sprawił, że Tara nabrała nowych podejrzeń. Tym bardziej, że chwilę musieli stać. A Gregory spytał.-Może przyszliśmy nie w porę?
Lantana mu nie zdążyła odpowiedzieć, bo drzwi się odtworzyły i JC w nich stanęła.


Bluzka i mini… dość krótka, że nie zakrywały brzegów samonośnych pończoszek, co JC desperacko próbowała ukryć zsuwając mini w dół. Biała bluzka i czarna mini. Założone na szybko.
-Wybaczcie… musiałam… coś załatwić na szybko… przepraszam że musieliście czekać.- rzekła nieco cichym i bardzo drżącym tonem głosu JC.

Nie marnując czasu, Tara objęła ją i przytuliła do siebie.
-To ja przepraszam - wyszeptała, po czym dodała głośniej -Zajmiemy tylko chwilę, przepraszam za najście.

-Nic nie szkodzi.. Po prostu, po prostu myślałam, że.. wiesz…- dj-ka z trudem próbowała wyrazić swoje myśli.-Spotkamy się… że chłopak Lilly, no.. u was… się spotkamy.

-Musimy coś załatwić, wpadłam bo chciałam zobaczyć czy wszystko z tobą w porządku - Lantanie zrobiło się głupio. Zapomniała...zapomniała co obiecała Jenny, co za wstyd. Odwróciła głowę w kierunku Gregorego i poprosiła -Poczekasz na mnie przy samochodzie? Zaraz zejdę.

-Tak.Miło było poznać.- Gregory wydawał się zaskoczony tą sytuacją, ale uśmiechnął się i skinął głową.-Naprawdę miło JC.
Po czym szybko ruszył schodami w dół. A JC zaskoczona i tym obejmowaniem i zachowanie Gregorego rzekła
.-Wydaje się… miły. To o co chciałaś spytać? Bo słyszałam od Aiko, która słyszała do Lilly, że coś… cię wybiło z równowagi.

Tara wepchnęła ją do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. Ręce miałą zajęte, używał więc do tego nogi.
- Tylko nie mów Lilly - poprosiła, pozwalając by maska dobrego humoru opadła z jej twarzy - Ten wczorajszy zboczeniec o którym ci opowiadałam...i ten gość z samochodu, Jeff...on nie żyje, Jenny. To nie był zboczeniec, tylko jakiś pieprzony psychol! Ja...on...o-n...zabił go zamiast mnie. Znaleźli tylko jego nogę w kałuży krwi. Dlatego musiałam sprawdzić, czy wszystko u ciebie gra.

Panika pojawiła się na twarzy JC. Zadrżała i przytuliła się do Tary mówiąc.-Ale… ty jesteś tu bezpieczna prawda? On nie polował na ciebie, skoro napadł kogoś innego. Tobie nic się nie stanie, prawda? Nie pójdziesz tam więcej. Nie narazisz się na niebiezpieczeństwo, prawda?

-A może był zły, że Jeff mu przeszkodził? Nie wiem...nie wiem Jenny. Nie będę sprawdzać, nie wrócę tam...ale to może nie być odosobniony przypadek. Zobacz...to miasto wariuje, kto wie czego jeszcze możemy się spodziewać, kiedy ludziom puszczą hamulce? Będzie jak w Nowym Orleanie - ruda nadawała, trzęsąc się z nerwów. Mówiła szybko, na jednym wydechu wyrzucając z siebie kolejne słowa - Proszę, nie wychodź nigdzie sama po zmroku...i uważaj, proszę. To się robi chore…

-Dobrze… obiecuję… ale ty musisz obiecać to samo.- mruknęła cicho JC tuląc się Tary i głaszcząc ją po plecach.-Obiecujesz… zresztą masz teraz Gregorego, wygląda na silnego, choć pewnie będzie ci ciężko w nocy… samej. Z Lilly za ścianą.

- Miałabyś czas, siłę i chęci, żeby zmarnować parę nocy u mnie? - spytała nagle, a w jej spojrzeniu zabłysła prośba - Zwariuję, jeśli kolejną noc będę musiała spędzić sama w czterech ścianach. Gregory...to facet Lilly. Zajmuje się Lilly. Zostaje tylko Kwadrat…

-Mam ładne piżamki… jeśli nie przeszkadza ci motywy z kucykami… i śpiwór.- rzekła żartobliwym tonem JC.-I żadnego zwierzaka, którym musiałabym się opiekować.

-Dziękuję, odwdzięczę się. Ratujesz mi życie - Tara odetchnęła z ulgą, opierając czoło o ramię sąsiadki -Na pewno to nie będzie problem? Nie chcę się za bardzo narzucać, jeszcze uznasz mnie za męczącą.

-Jaki problem.. milej będzie popatrzeć… i spędzić noc z kimś w pokoju, niż siedzieć samotnie.- odparła z ciepłym uśmiechem JC, gdy jej dłonie zsunęły się po pośladkach Tary, do granic krótkich szortów i palce dotknęły skóry ud.-Będzie fajnie. To raczej ja się narzucam, bo wiesz.. . jaka jestem.

- A czy kiedykolwiek dałam ci do zrozumienia że mi to przeszkadza? - wyszczerzyła się drapieżnie i cmoknęła JC w czoło - Aiko zgarnia nas na wieczór na jakieś gry i zabawy, ciebie i mnie. Trochę się rozerwiemy, a potem wrócimy do mnie. Dam ci klucze, rozgość się i poprzenoś co uważasz za stosowne. Dodatkową kołdrę mam, została z czasów jak jeszcze mieszkali tu moi rodzice. Poradzimy sobie.

-Ale po co? Zabiorę tylko najważniejsze rzeczy. W końcu mieszkam ledwo parę metrów od ciebie. - zachichotała JC rumieniąc się coraz bardziej.Spoglądała wprost w oczy Tary, przygryzając wargę i coś wyraźnie rozważając. Zacisnęła mocniej dłonie na pośladkach Lantany masując je drapieżnie… jakby chciała je zedrzeć z rudej. Nagle opuściła lekko głowę. Jej oddech był coraz intesywniejszy, co Tara czuła ocierając się biustem o piersi JC. Znów uniosła twarz i uśmiechnęła się ciepło zmieniając temat.
- Aiko wspominała coś o tym, że zamierzacie się wspólnie rzucić na tego Gregorego jak Lilly go odpuści sobie.- nacisk dłoni na pośladki zelżał. Cokolwiek dj-ka planowała… zabrakło jej odwagi, by dokończyć… i dlatego zmieniła temat.

- Coś tam się dziś nam ubzdurało - Tara zachichotała, wzruszając ramionami - I raczej długo młoda go przy sobie nie utrzyma. Już zdążyła się przelizać z jakimś obcym facetem na dyskotece. Znasz ją, to w końcu Lilly...tylko szkoda Gregorego, bo to całkiem miły gość. A..-nagle spochmurniała -Wade był u Terrence’a?

-Mają pójść wkrótce. Wiesz… wujaszek Wade jest dość praworządny z natury toteż chce skrzyknąć wszystkich nobliwych członków bloku i komisyjnie otworzyć mieszkanie.- rzekła z uśmiechem JC.-A i.., słyszałaś wieści o Jamesie Trentonie? Okropność. Ale nie wiem czy pojechać go odwiedzić wraz z innymi. To będzie dość późno.

-James? Nie słyszałam...co się stało? - westchnęłą ciężko. Dzień, jak widać, obfitował w same dobre informacje.

-Wiesz jaki jest wielki działać gejowski James.- stwierdziła cicho JC od dłuższego już czasu masując dłońmi pośladki Tary poprzez spodenki.-Pokłócił się z władzami podczas swojej demonstracji, nie stosował do poleceń policji i… demonstracja zmieniła się w zamieszki, a jego samego pobito. Wylądował w szpitalu.

- A potem powie że to i tak wina homofobii i społecznej nietolerancji - ruda pokręciła głową. Nie miała nic do ludzi wyznających inną niż standardowa, orientację seksualną, ale robienie sobie z niej tarczy i wyskakiwanie z pazurami nawet przy najniewinniejszym zwróceniu uwagi...na cokolwiek...to juz było poza jej zdolnością pojmowania - Dobra Jenny, będę się ewakuować. Widzimy się wieczorem -zakończyła obejmując sąsiadkę.

- To do… zobaczenia?-spytała bardziej niż powiedziała JC.

-Do wieczora - przytaknęła Tara, wyplątując się z jej kończyn i pocałowawszy w czoło na do widzenia, otworzyła drzwi.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline