Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2015, 21:38   #33
Affek
 
Affek's Avatar
 
Reputacja: 1 Affek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłośćAffek ma wspaniałą przyszłość
Wspaniale. Przetłumaczył tego dnia dobre 200 stron, ale w bibliotece, w której chciał tłumaczyć jak najwięcej, udało mu się zaledwie napocząć dokument. Wypożyczył więc ogromną ilość słowników i zrobił to w domu. Ale czas ucieka, a Harris chciał mieć to jak najszybciej za sobą. Postanowił wziąć więc spontaniczne chorobowe. Najgorsze było przekonanie naczelnej jędzy jego miejsca pracy, że naprawdę jest chory. Okutał się więc jak mógł, postarał się wyglądać jak najgorzej. Poszedł, specjalnie zwalniając kroku przy bibliotece. Gdy już witał się z gąską, George zauważył swoją ulubienicę.

-Uch… - George z wyraźnie zniechęconym wyrazem twarzy wszedł do budynku, aby jak najszybciej oświadczyć współpracownikom - Naprawdę źle się czuję. Boli mnie prawie wszystko. Chyba coś mnie bierze, lepiej wezmę na dziś wolne.
Dorothy ruszyła w jego kierunku. Zły znak. Ta kobieta o aparycji starej szkolnej nauczycielki wręcz wzbudzała respekt samym swoim spojrzeniem. A jak jeszcze miała linijkę w dłoni, to mogła stać stałym składnikiem koszmarów.
- Doprawdy panie Harris? Czy to kolejna wymówka, by demonstrować przeciw Bóg wie czemu?- rzekła zjadliwym tonem kobieta.- Wie pan dobrze, że ta instytucja szczyci się rzetelnością swoich pracowników. Nie chce pan chyba być niechlubnym wyjątkiem?
Pierwszą odpowiedzią George’a było mocne kaszlnięcie.
-Nie tyle chcę być tym niechlubnym wyjątkiem, tą czarną owcą, co muszę. Dość ciężko się pracuje, kiedy wypowiedzenie słowa sprawia trudności z powodu bólu gardła, a złożenie składnego zdania to niemałe wyzwanie przez ból głowy. - Harris był nieco spanikowany. Ta kobieta zawsze znajdzie na kogoś haka.
- Jak dla mnie mówi pan bardzo składnie i płynnie jak na chorego na gardło człowieka.- mruknęła Dorothy przyglądając mu się podejrzliwie.- Czyżby zdrowie się panu cudownie poprawiło?
- Nie, ta charakterystyczna aura wokół pani powoduje, że ludzie robią się mądrzejsi. - George krzywo się uśmiechnął.
- To w takim razie powinien pan pracować bliżej mnie… bo mam wrażenie, że ostatnio pan się obija w pracy.- mruknęła ponuro Dorothy podchodząc bliżej George’a. -Wczoraj pan się przykładał.
Nie miał wyboru. Cały czas mu siedziała na karku. Stara raszpla.
Harris popatrzył się na nią wzrokiem martwej ryby.
- Nie dziś. Zresztą, z tego co pamiętam, wciąż mam parę dni urlopu.
- Papiery na urlop składa się z kilkudniowym wyprzedzeniem.- prychnęła gniewnie bibliotekarka.- A nie wyskakuje się z nimi jak Filip z konopi.
- Proszę powiedzieć chorobie, aby zgłaszała zamiar ataku kilka dni wcześniej. - George popatrzył się na nią z nieukrywaną niechęcią.
- No to ma pan przy sobie to podanie o urlop?- zapytała Dorothy nadal starając się nie ułatwić mu sprawy.
- Jestem chory. Czy tego nie widać? Zamiast męczyć się z tobą mógłbym teraz leżeć w łóżku i odzyskiwać siły, aby jutro wypracować dwieście procent normy! - ostatnie słowa Harris powiedział z sztucznym, wymuszonym entuzjazmem.
- No właśnie… nie widać.- mruknęła podejrzliwie Dorothy i wzruszyła ramionami.- Jeden dzień tak? I jutro przyjdziesz z podaniem o urlop z wcześniejszą datą?
- Tak, przyjdę. - powiedział podirytowany Harris. - Na pewno dostarczę.
- Więc niech pan się idzie… kurować panie Harris.- w końcu wiedźma odpuściła.
- Wspaniale, jutro będę świeży i gotów do pracy jak nigdy. Do widzenia. - George wyszedł.

Nie mógł uwierzyć temu, co się właśnie stało. Wynegocjował coś u tego koszmaru sennego, przekleństwa tego miejsca pracy. Było to na swój sposób niesamowite. Tak niesamowite, że jak najszybciej dotarł do domu, zrobił sobie mocną kawę i zaczął tłumaczyć, ciesząc się z faktu, że jest ranek i ma cały dzień na sprzątanie. Aż zerknął na jedno z tych ogłoszeń, które wywieszono na słupie. Wynikało z nich, że ta wczorajsza demonstracja była nielegalna. Powinien powiadomić o tym tego gościa, Davida. Jednak złamali prawo. Dobrze mu się zdawało. Tymczasowo zelżała jego nienawiść do demonstracji. Teraz wszystko wróciło na dawne tory, i dobrze.

------

Dom, znów w domu. Lubił swoje mieszkanie. Było ładne, przyjemne i przytulne. To trzecie zapewne dlatego, że nie należało do największych, więc wszystko ustawił tak pragmatycznie, że nie ma miejsca, w którym nie znajdowałoby się coś użytecznego. Dlatego mógł z poziomu stołu, przy którym znajdował się laptop, zaparzyć kawę. Tak też zrobił, od razu zabierając się do tłumaczenia. Tekst był, w najlepszym wypadku, ciężki. Nędzny. Nie lubił takich. Wolałby tłumaczyć, na przykład, książki! Tak, duży margines błędu i możliwość kreatywnego wykazania się to dobry pomysł. A tutaj? Terminy techniczne, których za nic nie rozumie, i tak dalej, i tak dalej. Nuda.

Dał się jednak ponieść transowi tłumaczenia i do godziny około dziewiątej przetłumaczył sporo ponad 200 stron. George był z siebie dumny, ale oczy piekły go niemiłosiernie. Po godzinie wszystko jednak wróciło do normy. Wtedy sobie przypomniał o podaniu o urlop. Napisał coś, co można było uznać za taki dokument. Podpisał się, ale marzył jedynie o położeniu się spać. O spędzeniu kolejnego dnia w bibliotece nie tak bardzo.
 
__________________
It all makes perfect sense. Explained in dollars, centes, funts and pense.
Affek jest offline