Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2015, 14:35   #129
czajos
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Huk dwóch wystrzałów rozniosła się po pomieszczeniu, a podażające za nim echo brzmiało jeszcze długo w obszernej sali bankietowej leżą Lasombra podobnie jak dwa słowa które je zainicjowała.
[i]- W nogi - powiedział Anthony gdy tylko koperta z listem z cichym stylowym uderzyła w blat stołu , a słudzy jego krwi wysłuchali natychmiast.
Strażnik zawalił się na ziemię z krzykiem na zmianę ściskając to jedna, a to drugą postrzegają nogę.
Szczenię Johanna zaczęło odgrywać sceny jak z jakiejś nędznej komedii, Anthony jednak całkowicie go zignorował wysłuchał jednak słów Adama "Don't shoot the mesanger" przysłowie które wbiło się w mowę śmiertelnych po obu wojnach światowych, przysłowie które powtarzali ci którzy walczyli o wolność by przypomnieć wrogowi o wartości ludzkiego życia. Tu nie miało zastosowania, walka którą teraz prowadzili nie była walką między dobrem, a złem, batalią między światłem, a ciemnością. Tu ścierały się dwie inne siły Prawo i Chaos, bo przecież, obie strony bezsprzecznie należały do strony zła.
Telefon zabrzmiał w dalszej części rezydencji ale nikt mimo krzyków młodego Malkaviana nawet nie sięgnął z miejsca. Anthony siedział na swym tronie z rękoma splecionymi pod gładko ogolonym podbródkiem, patrząc na wiojącego się na podłodze straznika z wyrazem gniewnego zamyślenia.
- Zabierzcie go i odwiedźcie się co trzeba - powiedział krótko, a dwójka jego ghuli odstąpiła od tronu i podniosłwszy strażnika niczym kukłę, wynieśli go z pomieszczenia.
Sala wpatrywała się w Anthonego ale ten nie skomentował wydarzenia.
- Wybaczcie Panowie, telefon- powiedział i skierował się w stronę natrętnego dźwięku aparatu. Telefonowano jednak nie do niego, a do jego gości.

Anthony wysłuchał dyskusji którą Adam, Morgan i przybyły chwilę później Johann prowadzili nad sluchawką telefonu. Bawiło go nawet to, że niby niczym sam ukrył się pod płaszczem niewidoczności, rozmówcy jakby nie zauważalnie, że stoi tuż obok.
- Nie ufam magowi, nie chcę go w naszym miescie. - powiedział przebijając się przez sferę która przysloniła jakoby umysły towarzyszy.
- Magowie i ich magia jest silna i nie przewidywana. Lupini z drugiej strony to tylko kły i pazury, niech ich urzyją, niech wgryzą się w naszego wroga. Mag obawia się ich siły oni obawiają się maga więc są sobie równi siłą. Obiecajmy Lupinom nasze wsparcie i niech rzucą się na Buffeta, a gdy nie będzie można się już wycofać zostawmy ich. Niech Lupini i mag zmierzą się ze sobą ten który zostanie będzie zbyt słaby by nam zagrozić. - przedstawił swoje zdanie prowadząc gości na powrót na salony.
- Powiecie mi zapewne, że można tak uczynić także z magiem, ale trudno balansuje się na jednym ostrzu, a co dopiero na dwóch. - kontynuował mijając portret swej stwórczyni, której oblicze pogodził koniuszkami palców niczym twarz kochanki.

Sala gdy powrócili powitała ich na powrót całym pięknem i splędorem, kałuże krwi na podłodze usunięto, A kielichy na stołach były znowu wypełnione szkarłatem. Koło stołu stała też znowu Margarita która widać było czekała już na ich przybycie.
- Ale przypuszczam, że po głowie chodzi wam jeszcze jedno pytanie " Co jest w liście który otrzymałem, sądząc przynajmniej po charakterze pisma, od zdrajcy? " i nie zawiodę waszej cierpliwości bo sam chętnie się tego dowiem- powiedział , zasiadając ponownie u szczytu stołu wyciągnął list z kieszeni marynarki i oddał się lekturze. Nie zajęło mu to jednak dlugo.
- Widzę Johannie, że nie tylko mnie próbuje oczernić ten list. Według zapisanych tu słów nie tylko pragnę zagłady tu obecnych - tu wskazał na Adama i Morgana którzy zasiadłwszy na swoich miejscach znaleźli się jakoby między młotem, a kowadłem gdyż miejsca na krańcach stołu zajęli właśnie Anthony i Johann.- I raczycie mnie z Gerardem manować w zamian za współpracę nie ksieciem, a wręcz Sabackim biskupem Omahy. - skończył z nutką szyderstwa w głosie. Na tym zakończył swój wywód, list spoczywał na środku stołu niczym lśniący wabik na haczyku i czekał podobnie jak Marching na reakcję pozostałych.
 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy
czajos jest offline